We wtorek wieczorem dyrektor Biura Spraw Zagranicznych w Kancelarii Prezydenta Mariusz Handzlik poinformował, że prezydent planuje również być na szczycie UE w Brukseli. Premier powiedział w Radiu Zet, że ma nadzieję na krótką rozmowę z prezydentem - osobistą lub telefoniczną - w środę przed południem. nadal uważa, iż do na czwartkową ceremonię do Lizbony powinni jechać obaj z prezydentem. - Ze względu na to, że pan prezydent Lech Kaczyński uczestniczył w negocjowaniu Traktatu i jest to chwila bardzo uroczysta, głowa państwa powinna uczestniczyć w takich nadzwyczajnych posiedzeniach, które są kamieniami milowymi, jeśli chodzi o budowanie Europy - powiedział Tusk. Natomiast - dodał - dzień później w Brukseli spotyka się "rutynowa" Rada Europejska, gdzie rozwiązuje się problemy będące w gestiach rządów. - Źle byłoby, w mojej ocenie, gdy na Radzie Europejskiej były wątpliwości, kto tak naprawdę reprezentuje Polskę - dodał premier. Na stwierdzenie, że nie chce być "pomocnikiem" prezydenta w Brukseli, szef rządu odpowiedział, że nie chce. Jak podkreślił, w sprawach, którymi zajmuje się Rada Europejska, decyzje tak czy inaczej podejmować będzie rząd. Stwierdził, że można sobie wyobrazić sytuację, w której na szczycie UE Polskę reprezentuje prezydent, ale trzeba podjąć jakąś decyzję, a ona leży w gestii premiera i rządu. - I (prezydent) dzwoni do mnie tak jak niegdyś dzwonił do premiera Jarosława Kaczyńskiego. To jest sytuacja nietypowa i moim zdaniem ona nie służy prestiżowi Polski - zaznaczył premier. Jak dodał, powiedział prezydentowi Kaczyńskiemu, że "tak naprawdę lepiej żeby w Brukseli nie było duetu". - Podtrzymuję swoją propozycję, aby pan prezydent był szefem delegacji w Lizbonie, jako głowa państwa, a w Brukseli żeby pozwolił mi popracować - powiedział Tusk. Premier zaznaczył, że on i prezydent dopiero zaczynają współpracę, i ponieważ wiadomo z jakich środowisk politycznych obaj się wywodzą, nie będzie ona "miłością polityczną". I - jak mówił - albo obaj będą mieli zdolność do współpracy polegającej na tym, że prezydent pilnuje swoich obowiązków, a on jako premier swoich, albo będzie to "próba siłowania". - Powiem wprost, ja tak naprawdę odbieram to czasem jako próbę siłowania, kto tak naprawdę decyduje o polityce międzynarodowej - dodał Tusk.