- Europa nie może stać w miejscu, Europa rozumiana jako idea i wspólnota - oświadczył Tusk. Jako Europejczycy nie możemy odwrócić się plecami do własnych dokonań, do wartości, które powołały UE do życia - mówił premier podczas obrad szczytu szefów parlamentów państw UE. - Jeśli zapomnimy, na jakich przesłankach powstawała idea Europy, to znaczy, że nasza pamięć będzie także zagrożona, pamięć także o tym, co było powodem, dla którego Europa powstała - powiedział Tusk. Jak przekonywał, "nie sposób powrócić do punktu wyjścia, każdy, kto ma świadomość historyczną, wie co oznacza punkt wyjścia dla UE". Tusk: Musimy iść naprzód - Musimy pamiętać od czego zaczęła się wędrówka w stronę europejskiego marzenia - zaczęła się od doświadczenia wojny i Holocaustu, od dramatycznego kryzysu europejskiego ducha i rumowiska materialnego i duchowego, jakie pozostawił po sobie 1945 rok - powiedział premier. Wyliczał, że ten punkt wyjścia to także zimna wojna i podział kontynentu, dramatyczne doświadczenie komunizmu. - W integracji europejskiej chodziło głównie o to, by takie doświadczenia stały się w przyszłości niemożliwe - tłumaczył. - Nie ma drogi powrotnej, musimy iść naprzód i będziemy szli naprzód - oświadczył. Tusk przekonywał, że solidarność polityczna stała się antidotum w Europie na rządy, których źródłem jest wyłącznie siła. - UE od początku pomyślana była jako wspólnota solidarna, gdzie głos i pozycja państwa mniejszego, o mniejszym potencjale znaczy równie dużo, jak głos tych największych i najsilniejszych - mówił. Jak ocenił, dziś w czasie kryzysu, który sprzyja erozji solidarności, dyskutujemy, na ile można pozwolić tym największym wtedy, kiedy ulegają pokusie ograniczania debaty na rzecz podejmowania decyzji w oderwaniu od wspólnotowych mechanizmów. Fundamentalny dylemat polityczny Donald Tusk podkreślił także, że wciąż aktualne jest pytanie, w jakim punkcie znajduje się dziś integracja europejska. - Powiada się dziś, że integracja europejska jest zbyt zaawansowana, aby móc pozostawić niektóre sprawy wyłącznie w gestii poszczególnych państw. Jednocześnie mówimy, że ta integracja jest za mało zaawansowana, by można te uprawnienia państwom odebrać - mówił Tusk. - To jest fundamentalny dylemat polityczny przed jakim stoją dzisiaj wszystkie narody Europy - zaznaczył. Jak dodał szef rządu, dziś jest to przedmiot ważnego sporu, który toczy się w UE na dwóch płaszczyznach: między państwami i w obrębie każdego kraju. Słowa-klucze w UE Tusk podczas dwudniowego szczytu szefów parlamentów państw UE przypomniał także, że prawie dokładnie 20 lat temu - 7 lutego 1992 w holenderskim miasteczku Maastricht podpisano traktat o Unii Europejskiej, w którym była mowa m.in. o wzmacnianiu obrazu Unii jako ciała mówiącego jednym głosem i dążeniu do stworzenia wśród obywateli poczucia przynależności do jednej wspólnoty. Według premiera, słowami-kluczami na wiele lat stały się w UE stwierdzenia: jedność i jednolitość, spójność, współdziałanie, wspólnota. - Z optymistycznym wizjonerstwem, które przenikało dokumenty z Maastricht ostro kontrastuje język umowy, która określana jest skrótowo jako pakt fiskalny, umowy, która jest jednym z najważniejszych zdarzeń ostatnich lat w UE - powiedział Tusk. Zwrócił uwagę, że już w preambule tego dokumentu jest mowa m.in. o ochronie stabilności strefy euro jako całości czy powstrzymaniu się przez państwa członkowskie UE od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów UE. - A także słowa, które budzą najwięcej emocji także w waszych parlamentach - słowa o zachęcaniu, a w razie konieczności o zmuszaniu państwa członkowskiego do obniżenia ewentualnie stwierdzonego deficytu - powiedział. Tusk ocenił, że to "inne słowa, inna melodia niż ta, która towarzyszyła największym marzycielom i tym najszczytniejszym marzeniom o wspólnej Europie". Jak mówił, dziś nowe słowa-klucze w UE to: "ochrona, wzmocnienie, korekta, właściwe funkcjonowanie". - Patrząc z tej perspektywy, traktat z Maastricht możemy porównać do śmiałego wizjonerskiego projektu wielkiej europejskiej architektury, a traktat dzisiejszy to stalowe klamry, jakie nakłada się na kruszejące mury, by powstrzymać ich ostateczny rozpad - powiedział szef rządu.