Dodał, że była to z jednej strony edukacja polityczna. - Czyli świadomość, że nawet jak się jest dobrze przygotowanym, a mieliśmy prawo sądzić, że jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do debaty i dyskusji o wolności w internecie i przyszłości internetu, okazało się, że - jak często bywa - niektórzy byli od nas lepiej przygotowani - mówił Tusk. Ponadto - zdaniem premiera - była to także edukacja dotycząca stricte precyzyjnych zagadnień. Tusk ocenił przy tym, że niektóre osoby, także z jego pokolenia, były w kwestiach związanych z internetem po trosze "więźniami stereotypów". - Powinniśmy, okazuje się, z o wiele większym skupieniem słuchać tych, którzy mają coś na temat, w tym przypadku internetu, do powiedzenia - powiedział Tusk. Podkreślił, że nauczył się również tego, że "kiedy chce się budować definicje, opisy tak skomplikowanego fenomenu, takiego kosmosu, jakim jest przestrzeń wirtualna, jakim jest internet, to nie znajdzie się dobrej recepty, jeśli będzie się opierało na stereotypach i uproszczeniach". Tusk ocenił również, że w przypadku umowy ACTA "bardzo często padaliśmy ofiarami bardzo tradycyjnego, co nie musi znaczyć, że złego, ale w tym przypadku jednak bardzo tradycyjnego, archaicznego modelu pojmowania np. praw autorskich". Jego zdaniem, "rzeczywistość nas wyprzedzała nie dlatego, że wszyscy muszą być bezradni wobec dowolności zachowań w internecie, tylko dlatego, że internet spowodował, że wszystko rzeczywiście uległo zmianie". - Ponieważ wszystko się zmieniło musimy także zmienić punkt widzenia, nie po to, aby skapitulować przed nie zawsze uzasadnionymi roszczeniami do cudzej własności, ale po to, aby umieć zbudować bez porównania nowocześniejsze, elastyczniejsze, żywsze systemy, które będą umiały odpowiedzieć na różne czasami sprzeczne, wyzwania - powiedział premier.