- Mamy nadzieję, że osiągniemy efekt - przez efekt rozumiem porozumienie, które będzie oznaczało, że mamy budżet europejski - oświadczył premier na czwartkowej konferencji prasowej przed wylotem do Brukseli na szczyt UE. Podkreślił, że Polska - jako największy biorca środków europejskich - jest szczególnie zainteresowana osiągnięciem kompromisu, ale - jak zastrzegł - nie "za wszelką cenę". - Jak zawsze nie będzie to kompromis za wszelką cenę. To jest argument, jaki Polska ma w rezerwie i jeśli będzie trzeba, jeśli nie będzie innego wyjścia, bardzo twarde stawianie sprawy wobec naszych partnerów - powiedział Tusk. Podkreślił przy tym, że nasz kraj ma bardzo dobre argumenty merytoryczne, a polska reputacja i pozycja jest silna jak nigdy. - Mamy prawo, i z tego prawa korzystamy, mówić, co leży w interesie także całej Europy - mówił Tusk. Jak dodał, jest to podstawą merytorycznego porozumienia, m.in. z Francją. Według niego Polska może liczyć na dobrą współpracę 15 państw przyjaciół polityki spójności oraz Włoch i Francji. W jego ocenie ma to kluczowe znaczenie dla naszego kraju. - Wsparcie dużych państw płatników netto jest niezbędne. Dzisiaj pozycja, w jakiej jest Polska, jest o tyle trudna, że my nie jesteśmy płatnikami netto, tylko biorcami netto i dlatego argumenty tych, którzy dają pieniądze, z reguły są argumentami silniejszymi - zauważył premier. "Musimy postępować tu niezwykle ostrożnie" Szef rządu oświadczył przy tym, że jeśli nie będzie innego wyjścia, rozpatrywana będzie opcja prowizorium budżetowego. - Jeżeli uznalibyśmy, że kompromis byłby zbyt dużym kosztem i to polskim kosztem, to ja jestem gotowy do każdej decyzji, ale zadaniem Polski dzisiaj jest pracować na rzecz wspólnego mianownika, ponieważ tzw. prowizorium to nie jest też łatwa sytuacja dla nikogo - powiedział premier. Zaznaczył zarazem, że rozwiązanie to nie stanowi automatycznej gwarancji, że Polska dostanie pieniądze. - Dlatego musimy postępować tu niezwykle ostrożnie, bo na końcu Polacy będą nas rozliczali z pieniędzy, a nie z ofensywnych, bardzo dużych zachowań, które na końcu miałyby nam przynieść klapę. Najważniejszy jest ten efekt materialny i o to będę dbał - zapewnił szef rządu. - Decyzja o ewentualnym prowizorium będzie oczywiście rozpatrywana, jeśli nie będzie innego wyjścia, ale traktujmy to jednak jako ostateczność - podkreślił premier. Według Tuska szczyt UE w Brukseli 22-23 listopada jest zdecydowanie najważniejszym w ostatnich latach. - Ci wszyscy, którzy chcą wzrostu w Europie, którzy na serio myślą o większym zatrudnieniu, inwestowaniu - po to, żeby wyjść z kryzysu - powinni wspierać Polskę w naszych staraniach o zwiększone fundusze na politykę spójności - przekonywał szef rządu. - Będziemy dalej się bić o europejski, polski interes. Mam nadzieję, że w ten weekend (podczas szczytu UE - red.) kompromis będzie możliwy do osiągnięcia (...) Polska co oczywiste jest zainteresowana, żeby uzyskać kompromis - podkreślił premier. Premier zapewnił, że Polska nigdy nie była tak dobrze przygotowana do zbliżających się negocjacji ws. budżetu UE. - Mam poczucie, że Polska nigdy nie była tak dobrze przygotowana i tak silna przed negocjacjami w Brukseli, a równocześnie nigdy sytuacja nie była tak krytyczna i tak trudna - przekonywał szef rządu. Tusk ocenił, że zespół, który ze strony Polski przygotowuje rząd do rozpoczynającej się w czwartek nadzwyczajnej Rady Europejskiej, wykonał "naprawdę kawał dobrej roboty". Poinformował jednocześnie, że w ramach polskiej delegacji na szczycie będzie pracował zespół pod przewodnictwem wiceszefa MSZ Piotra Serafina, który będzie na bieżąco analizował i obliczał każdą propozycję, jaka padnie podczas negocjacji. Był też pytany o informacje podawane przez polityków PiS, według których - w negocjacjach z brytyjskimi konserwatystami - uzyskali oni oficjalne stanowisko, iż Wielka Brytania podtrzymuje chęć obniżenia wydatków UE, ale deklaruje jednocześnie, że "w żadnej mierze" nie ma to dotyczyć Polski. Mówił o tym w czwartek na konferencji prasowej prezes PiS Jarosław Kaczyński. "Brytyjczycy są naszymi oponentami" - Niestety, ale dziś Brytyjczycy są naszymi oponentami w kwestii budżetu UE - ocenił premier. Zapewnił, że nie ma żadnej wiedzy na temat "historycznych i przełomowych" negocjacji PiS ze stroną brytyjską ws. budżetu. - Mam naprawdę poważne problemy, nie mam czasu na tak niepoważne traktowanie tych kwestii. Nie sądzę, by był to czas na polityczne gierki, to czas na gigantyczną pracę, którą mamy do wykonania w Brukseli - podkreślił Tusk. Premier przypomniał, że rozmawiał kilkadziesiąt godzin temu z premierem Wielkiej Brytanii Davidem Cameronem nt. budżetu UE i zna jego stanowisko. "Ja wiem, że sytuacja jest dla PiS niezręczna, ale nie można dać sobie mydlić oczu i przede wszystkim, nie można się dać wykorzystywać przez naszego głównego oponenta" - zaznaczył premier. Dodał, że nie ma złudzeń, co do brytyjskiej polityki ws. budżetu UE. "Cameron nie ukrywa, że ze względu na wewnętrzną sytuację brytyjską opowiada się za bardzo radykalnymi cięciami. Niestety, sprawa jest tu raczej jasna. Bardzo liczę, że Brytyjczycy nie będą w sposób tak twardy obstawali przy 200 mld cięć, choć nie dostaliśmy żadnego sygnału, że stanowisko brytyjskie może uwzględniać oczekiwania Polski, co do budżetu europejskiego" - podsumował premier. Jak ocenił, dla oponentów Polski w sprawie unijnego budżetu - szczególnie dla Brytyjczyków "wdzięcznym rozwiązaniem" byłoby polskie weto. - Brytyjczycy nie chcą budżetu, nie chcą płacić na Europę, dzisiaj widzimy to bardzo wyraźnie - mówił szef rządu. Tusk zapowiedział też, że będzie prosił wszystkich w Polsce, aby nie dali się "podpuszczać", ponieważ - jak przekonywał - mówienie o polskim wecie jest na rękę tym, którzy najchętniej w ogóle nie płaciliby na Europę. W Brukseli rozpoczyna się w czwartek nadzwyczajna Rada Europejska, czyli szczyt przywódców państw i rządów w sprawie nowego wieloletniego budżetu UE na lata 2014-20 pod przewodnictwem szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya.