Premier Donald Tusk zaapelował w piątek do PiS i SLD o współpracę w najważniejszych dla Polaków sprawach, m.in. przy ograniczaniu deficytu budżetowego. Opozycja nie mówi "nie", ale zarzuca Tuskowi, że składa wiele obietnic, z których się nie wywiązuje. Tusk przedstawił w piątek w Sejmie informację o działaniach rządu w latach 2007-2010 (wnioskował o nią klub Lewicy). Oprócz szefa rządu, głos zabrali też minister finansów Jacek Rostowski i szef doradców premiera Michał Boni. Czym chwali się Tusk? Najwięcej czasu premier poświęcił sytuacji gospodarczej Polski i dodatniemu wzrostowi, jaki Polska osiąga na tle światowego kryzysu gospodarczego. Do zobowiązań, które rząd zrealizował w ciągu dwóch lat funkcjonowania, zaliczył m.in.: wzmocnienie pozycji Polski na arenie międzynarodowej, wyprowadzenie polskich wojsk z Iraku, zniesienie przymusowego poboru do wojska, rozpoczęcie działań na rzecz uzawodowienia armii oraz budowę boisk - "Orlików". "Opiszmy przestrzeń" wolną od ataków Premier podkreślał, że bez pomocy SLD i PiS bezpieczne przeprowadzenie Polski przez kryzys będzie trudniejsze. Mówił o "całym pakiecie spraw", który "bezwzględnie" wymaga współpracy między opozycją a rządem, bo inaczej - jak mówił - finanse publiczne będą nadal zagrożone. Jego zdaniem, rząd i opozycja powinny się umówić, że wspólnie "opiszą przestrzeń", którą ochronią przed tegoroczną oraz przyszłoroczną kampanią wyborczą. Jak mówił, chodzi m.in. o założenia ustaw przedstawione przez ministra finansów Jacka Rostowskiego prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, które umożliwią ograniczenie deficytu budżetowego. MF: Gospodarka na piątkę W projektach - jak poinformował minister finansów Jacek Rostowski - są m.in.: propozycja "odsztywnienia" wydatków na wojsko, reguła wydatkowa, która będzie wymuszała na przyszłych rządach, "by nie poddawały się euforii wydatkowej w czasach dobrej koniunktury gospodarczej", wprowadzenie do powszechnego systemu emerytalnego policjantów i żołnierzy, nowa podstawa wymiaru rent. Rostowski zapowiedział, że chce obniżać dług publiczny tak, aby za kilka lat Polska znalazła się w pierwszej piątce krajów o niskim zadłużeniu w relacji do PKB. Według ministra finansów stan polskiej gospodarki jest bardzo dobry. Znów "solidarność", tym razem "pokoleń" Boni wiele uwagi poświęcił zaś "solidarności pokoleń". Zadeklarował, że rządowi zależy na stworzeniu jak najlepszych warunków dla wzrostu dzietności, opieki nad dziećmi, nauki, wchodzenia na rynek pracy oraz funkcjonowania na rynku pracy osób powyżej 50. roku życia. "Pełna gotowość" Tuska Tusk zaoferował opozycji "pełną gotowość" do wysłuchania - i uwzględnienia - jej propozycji w sprawie walki z zadłużeniem. - Czy jesteście gotowi podjąć współpracę w tej przestrzeni, którą proponuję, wyjąć spoza tej wyborczej konfrontacji, która czeka nas nieuchronnie? - pytał opozycję szef rządu. Tusk dodał, że deficyt - niezależnie od tego, kto będzie rządził - będzie zawsze wspólnym problemem, a ograniczanie deficytu budżetowego musi oznaczać ograniczanie wydatków. - Każdy polityk, który mówi dzisiaj: "największym zagrożeniem dla Polski jest rosnący dług i wysoki deficyt budżetowy", a w drugim zdaniu mówi: "w związku z tym państwo musi wydać więcej pieniędzy", ten oszukuje Polaków - zaznaczył. "Wyginiecie jak dinozaury, jeśli nie zrozumiecie" - Jeśli robimy jakieś rzeczy za wolno albo za szybko, jeśli robimy coś, co do czego opozycja ma uwagi, dobre korekty, pracujmy nad tym, uwolnijmy to od politycznego konfliktu - apelował premier. - Jeśli politycy zrozumieją to, co zrozumieli zwykli Polacy, że w tych sprawach, które dotyczą codziennego życia ludzi, nie kłótnia tylko współpraca dają te szanse, to moim zdaniem możemy razem wygrać jeszcze więcej niż Polska wygrała w ostatnim roku. Jeśli tego nie zrozumiecie, wyginiecie jak dinozaury - oświadczył Tusk. "Nie miałem poczucia wsparcia..." Szef rządu wytykał opozycji, że - jak dotąd - nie miał poczucia wsparcia z jej strony. Często - jak mówił - miał za to do czynienia z "nakręcaniem spirali oczekiwań" ze strony ugrupowań opozycyjnych. Skrytykował też opozycję za to, że namawiała do zwiększania deficytu budżetowego, który i tak jest "o wiele za duży". W odpowiedzi na wystąpienie Tuska opozycja deklarowała, że nie trzeba jej namawiać do współpracy, ale jednocześnie krytykowała premiera za to, że nie wywiązuje się z obietnic, które składa. "Już Jarosław Kaczyński..." - Chcemy za dobrą monetę przyjąć deklarację o współpracy. Nas nie trzeba do tego namawiać. W lutym 2009 roku prezes Jarosław Kaczyński proponował: "pokój, nie wojna". Wówczas pan premier nie chciał tego przyjąć. (...) Jesteśmy nadal otwarci na współpracę - powiedziała wiceszefowa PiS Aleksandra Natalli-Świat w debacie nad informacją Tuska. Posłanka oceniła jednocześnie, że PO wiele obiecuje, ale mało ze swoich zapowiedzi realizuje. "Generalnie w deklaracjach, planach i obietnicach rząd jest dobry" - stwierdziła. Skrytykowała realizację paktu antykryzysowego. "Co z tym planem? Czy był niepotrzebny?" - pytała. Krytykowała rząd także za to, że w niewystarczający sposób dba o najuboższych, a także wprowadza zbyt mało ułatwień dla przedsiębiorców. "My wyciągaliśmy dłonie, a wy je odrzucaliście, nie wiem, czemu..." Szef SLD Grzegorz Napieralski odnosząc się do apelu Tuska, podkreślił, że przez dwa lata Lewica "wyciągała dłonie do współpracy" w dziedzinach, które nie różnią sił politycznych i które dla Polaków są najważniejsze. "Miał pan tego dowód wielokrotnie, chociaż tę rękę wielokrotnie odrzucaliście, nie wiem czemu" - mówił szef SLD. Napieralski podkreślił, że Polacy potrzebują dzisiaj reform w zakresie świadczeń rodzinnych, zmiany w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu za pracę, uregulowania kwestii in vitro, zmian w ustawie o emeryturach i rentach. "Jesteśmy gotowi, panie premierze. Zapraszamy w tych sprawach i wielu innych, gdzie znajdziemy język porozumienia" - zadeklarował. "Mniej kłótni, więcej współpracy" Szefowie klubów koalicyjnych Grzegorz Schetyna (PO) i Stanisław Żelichowski (PSL) apelowali o mniej kłótni, a więcej współpracy. Schetyna zarzucił jednocześnie opozycji, że - w trakcie rządów PO-PSL - ogranicza się tylko do "agresywnej krytyki". Szef klubu PO ocenił też, że prezydent Lech Kaczyński "dołączył do opozycji" i uniemożliwia lub opóźnia większość inicjatyw dotyczących wprowadzenia korzystnych zmian. Żelichowski mówił zaś, że przejrzał projekty ustaw zaproponowane przez kluby opozycyjne i - jak mówił - nie znalazł tam propozycji, które wpływałyby na zwiększenie wpływów do budżetu państwa, a raczej na zwiększenie wydatków.