- Jeśli będzie coś dwuznacznego, już nie mówiąc o nieprawidłowościach, no to wyciągnę oczywiście konsekwencje - podkreślił Tusk w Brukseli. - W tym czasie, kiedy ja za to odpowiadam, nie ma absolutnie świętych krów - zapewnił. Premier odniósł się w ten sposób do doniesień piątkowej "GW". W artykule "Przetrącone śledztwo" pisze ona m.in.: "Prokuratorowi, który badał nieprawidłowości u operatora Ery, odebrano wszystkie śledztwa. Czy dlatego, że dotarł za wysoko i natknął się na podejrzaną transakcję szefa ABW Krzysztofa Bondaryka?". Jak czytamy, Bondaryk zapłacił 67 tys. zł za Audi A6, które było jego służbowym autem jako dyrektora w PTC (wtedy operatora Ery). "Według prokuratora cenę znacznie zaniżono" - podaje "GW". - Oczywiście już parę razy zdarzało się, być może także ze względu na specyfikę tej służby, że wobec ministra Bondaryka formułowano nawet publicznie przykre pomówienia czy oskarżenia i one okazywały się bez wyjątku pomówieniami - kończyły się nawet procesami sądowymi - przyznał Tusk, pytany o sprawę opisaną w "GW" oraz o to, czy nadal ma zaufanie do szefa ABW. Dlatego - kontynuował - "muszę zakładać, że ludzie, którzy zajmują się tak trudnymi aspektami, jak bezpieczeństwo wewnętrzne, np. szef ABW, mogą być także narażeni na pomówienia - i w tej sprawie, ponieważ sprawą zajmuje się i CBA, i prokuratura, łatwo będzie, jak sądzę, i szybko mi się to uda - oddzielić pomówienia czy takie prowokacje od tego, co może być jakąś nieprawidłowością czy dwuznacznością". Tusk podkreślił też: "W przypadku szefa ABW ja oczekuję od niego, żeby on rozwiązywał problemy i zapobiegał zagrożeniom państwa i wolałbym, żeby on sam nie przynosił żadnych problemów". Dodał, nie ma żadnego powodu, żeby ktoś się czuł bezkarny czy bezpieczny tylko dlatego, że jest szefem jakiejś służby. - Każdy podlega sprawdzeniu czy kontroli wtedy, kiedy pojawiają się jakieś sygnały niepokojące - przekonywał premier.