Przypomnijmy - w prawyborach "korwiniści" wystawili czworo kandydatów: Janusza Korwin-Mikkego, Artura Dziambora, Jacka Wilka i Konrada Berkowicza. Ich plan był taki - o czym mówiono otwarcie - że w finale troje z nich przekaże swoje głosy "elektorskie" najsilniejszemu. Tymczasem kandydatem Konfederacji na prezydenta został Krzysztof Bosak. Jak do tego doszło? Najsilniejszym kandydatem "korwinistów" był Arur Dziambor. Jednak nieoczekiwanie, jak relacjonuje radio Zet, Korwin-Mikke i Berkowicz odmówili poparcia partyjnego kolegi, wspierając jednocześnie Grzegorza Brauna - po to, by nie wygrał Bosak. Urażony Dziambor i jego stronnicy w ostatniej chwili poparli jednak właśnie Bosaka i tym samym to narodowiec został ostatecznie kandydatem Konfederacji na prezydenta. W środowisku "korwinistów" zawrzało. "Partia KORWiN zdradziła własnego kandydata" - napisał cytowany przez "Najwyższy Czas" Tomasz Grabarczyk, rzecznik Konfederacji. "Teraz słyszymy jakieś puste teorie o złym, ale lepszym niż Bosak wyborze, ale niestety realia są takie, że personalne interesy wzięły górę nad honorem i walką do końca" - dodał."Jak kierowałem się ideologią i honorem, zamiast interesem - to było źle. Jak podjąłem wykalkulowaną decyzję zgodną z interesem partii i całej Konfederacji - to też źle. A kol. Artur Dziambor zamiast interesu jako człowiek honoru wybrał vendettę. Trudno..." - napisał na Twitterze Janusz Korwin-Mikke. "Panie prezesie... Późno już. Nie wypada. Młodzież czyta. Jeszcze ktoś uwierzy w te bzdury. Proponuję zakończyć dyskusję" - odpisał Dziambor. "P. Arturze! Przykro mi, ale nikt o Panu nie myślał. Gdyby zamiast Pana był kol. Wilk, kol. Berkowicz czy ja - byłoby to samo. Jedni za wszelką cenę chcieli, by nie wygrał kol. Bosak - a drudzy bardzo chcieli, by kol. Bosak wygrał. Ci drudzy zagrali Panem. I tyle" - wyjaśniał Korwin-Mikke. Później jednak skonstatował samokrytycznie: "Straciliśmy cnotę, a i rubelka nie zarobiliśmy".