Wniosek o samorozwiązanie Sejmu klub SLD złożył w czwartek. Ma on związek z ujawnionymi aktami ze śledztwa w tzw. aferze podsłuchowej. - W ostatnich dniach nastąpiło w kraju gwałtowne pogorszenie się sytuacji społeczno-politycznej, na skutek destabilizacji obozu rządzącego związanej z całą serią skandali i afer wokół osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie - ocenili przedstawiciele SLD w uzasadnieniu do wniosku. Według nich, "skala patologii na najwyższych szczeblach władzy, a także nadużyć jest porażająca". Jak dodali, "dzieje się to przy braku właściwej reakcji prokuratury oraz innych organów odpowiedzialnych za przestrzeganie prawa". Skrócenie kadencji Sejmu nie ma sensu? Wypowiedz się! - Apelujemy do prezydenta elekta, by był aktywnym prezydentem, jak mówił wcześniej, by przekonał swoje środowisko do tego, by poparło wniosek o skrócenie kadencji Sejmu - mówił wiceprzewodniczący SLD Marek Balt na piątkowej konferencji prasowej. Jak podkreślił Balt, "trzeba skończyć tę żenadę". - Nie chcemy obserwować, jak ministrowie będą aresztowani, jak liderzy partii rządzącej będą trafiali do więzienia - dodał. - Chcemy, by eksperyment, który proponuje premier Ewa Kopacz, zmiany w rządzie na kilka miesięcy przed wyborami, został zakończony jak najszybciej - mówił wiceszef Sojuszu. - Chcielibyśmy, by prezydent elekt pokazał, że nie jest sterowany z jednego z klubów parlamentarnych, ale że autentycznie jest prezydentem wszystkich Polaków i jest niezależny - dodał polityk Sojuszu. Zapowiedział, że wystosują w tej sprawie list do prezydenta elekta. "Kompromitacja państwa" Zastępca rzecznika PiS Krzysztof Łapiński, pytany w czwartek, czy klub PiS poprze wniosek SLD, powiedział, że "gdyby do wyborów było więcej czasu, to na pewno tak". - Ale za cztery miesiące mamy wybory i nie ma sensu, by skracać tę kadencję o - przypuśćmy - dwa miesiące i robić wybory w trakcie wakacji - podkreślił. W jego ocenie zmiana jest potrzebna, ale nie ma sensu tego "sztucznie przyspieszać" i dlatego klub PiS w głosowaniu nad wnioskiem SLD wstrzyma się od głosu. Sam prezydent elekt, komentując w czwartek zmiany w rządzie ocenił, że kolejne rekonstrukcje rządu nie przynoszą pozytywnych zmian dla społeczeństwa. Apelował do większości parlamentarnej, aby nie dokonywała już istotnych zmian ustrojowych. Jak podkreślił, jest już najwyższy czas, żeby skończyły się afery, żeby Polska nie była kompromitowana na arenie międzynarodowej. - Takie telenowele, jak afera taśmowa, której fragmenty ukazują się w mediach, kompromitują polskie państwo, polską klasę polityczną, także prokuraturę, i jasno pokazują, że zmiana, której dokonała Platforma w 2009 roku, rozdzielając funkcję prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości (...) przyniosła szkodę, a nie pożytek - ocenił Duda. W środę premier Ewa Kopacz poinformowała, że z funkcji w rządzie zrezygnowali ministrowie: zdrowia Bartosz Arłukowicz, sportu Andrzej Biernat, skarbu Włodzimierz Karpiński, wiceministrowie: skarbu Rafał Baniak, środowiska Stanisław Gawłowski, gospodarki Tomasz Tomczykiewicz. Z funkcji szefa doradców premiera zrezygnował Jacek Rostowski, a z funkcji koordynatora służb specjalnych - Jacek Cichocki (pozostaje szefem KPRM). Decyzję o rezygnacji z funkcji marszałka Sejmu podjął Radosław Sikorski. Zmiany w rządzie i Sejmie nastąpiły po publikacji w internecie materiałów ze śledztwa z tzw. afery podsłuchowej.