W czwartek szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska ogłosiła, że prezydent Andrzej Duda zdecydował o zwołaniu pierwszego posiedzenia Sejmu, na którym premier Ewa Kopacz złoży dymisję, na 12 listopada, a więc na dzień, kiedy na Malcie odbędzie się nieformalny szczyt UE. Rzecznik rządu Cezary Tomczyk ocenił w czwartek, że data pierwszego posiedzenia Sejmu została wybrana niefortunnie, ponieważ zmusza to Polskę do sytuacji, w której nasz kraj nie będzie reprezentowany na szczycie UE przez premiera. Dopytywany, czy jest możliwość, żeby Kopacz złożyła dymisję gabinetu w formie pisemnej, Tomczyk powiedział, że "zwyczajem jest, że premier wtedy, kiedy jest dymisja jego gabinetu, jest na sali i tę dymisję poprzedza wystąpieniem". Trzaskowski podkreślił, że państwo na szczycie UE może reprezentować tylko prezydent bądź premier. - Jeżeli zapadnie decyzja żelazna, że nie jedzie pan prezydent, to w tym momencie kancelaria premiera wystąpi do jednego z naszych partnerów o reprezentowanie naszych interesów - powiedział. Nie odpowiedział na pytanie jakie państwo mogłoby reprezentować Polskę. Trzaskowski wyjaśnił, że 11 listopada zaczyna się szczyt Unia Europejska-Afryka, który zakończy się 12 listopada po południu. Jak zaznaczył, na tym szczycie kraj reprezentować może nawet ambasador. Podkreślił, że taka sytuacja ma jednak miejsce rzadko. - Sprawa jest ważna; dotyczy dróg przemieszczania się imigrantów ekonomicznych, walki z przemytnikami. Trudno sobie więc wyobrazić, żeby nas tam reprezentował ambasador, aczkolwiek rzeczywiście jest to możliwe - powiedział minister ds. unijnych. Ważne nieformalne posiedzenie Trzaskowski powiedział, że bezpośrednio po szczycie UE-Afryka odbędzie się nieformalne posiedzenie Rady Europejskiej. Rozpocznie się ono o godz. 14.30. Ogłosił to we wtorek 3 listopada szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Trzaskowski podkreślił, że zgodnie z unijnym prawem, na posiedzeniu Rady Europejskiej, formalnym lub nieformalnym, Polskę może reprezentować tylko premier albo prezydent. Podkreślił, że szczyt na Malcie ma bardzo duże znaczenie, bo będą na nim dyskutowane sprawy dotyczące przyszłości strefy Schengen, współpracy z Turcją w sprawie kryzysu imigracyjnego oraz wcielania w życie postanowień ostatniego szczytu ws. imigracji. - W takiej sytuacji, jeżeli nie jedzie premier Ewa Kopacz, nie pojedzie prezydent Andrzej Duda, to jedyna możliwość, którą przewiduje regulamin Rady, jest taka, że możemy wystąpić o to, żeby nas reprezentował prezydent lub premier innego państwa UE - powiedział Trzaskowski. Jak zaznaczył, taka sytuacja zdarza się, choć rzadko. Szef gabinetu prezydenta Adam Kwiatkowski powiedział w czwartek wieczorem w Polsat News, że "prezydent będzie obecny na posiedzeniu Sejmu i tego dnia będzie obecny w Warszawie" Waszczykowski: Na nieformalnym szczycie UE nie musi być premier Witold Waszczykowski - typowany na ministra spraw zagranicznych w rządzie Beaty Szydło- inaczej niż Trzaskowski oceni wagę nieformalnego spotkania. - Decyzja o zwołaniu szczytu nieformalnego nie jest taką decyzją, która przeszkadzałaby w funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Szczyt nieformalny nie podejmuje żadnych decyzji, jest to burza mózgów - powiedział polityk PiS. Zdaniem Waszczykowskiego w sytuacji tego rodzaju kolizji, strona polska ma do dyspozycji szeroką gamę możliwych instrumentów, ponieważ "protokół pozwala na rozwiązania elastyczne". "Możemy na takim szczycie upoważnić któregoś z zaprzyjaźnionych przedstawicieli państw naszego regionu, który by przedstawił nasze stanowisko, który by zebrał opinie wyrażane na tym szczycie przez innych i przekazał nam. Możemy również odesłać ambasadora z Brukseli, który mógłby śledzić tę dyskusję, zanotować wszystkie wypowiedzi i przekazać nowym władzom" - powiedział Waszczykowski. "Sąsiedzi nie podzielają polskiego stanowiska" Dopytywany, które z państw mogłoby nas reprezentować przyznał, że w praktyce zastosowanie tego rozwiązania mogłoby być trudne ze względu na treść stanowiska polskiego rządu w sprawie uchodźców. - Trudno by znaleźć w tej chwili przedstawiciela sąsiadującego państwa, który podzielałby stanowisko polskiego rządu. No ale jest to błąd popełniony przez ten rząd - (błąd) wyłamania się z solidarności naszego regionu" - uznał. Polityk PiS krytycznie odniósł się do samej inicjatywy nieformalnego szczytu. "Od premiera Tuska, funkcjonującego w tej chwili jako szef Rady Europejskiej, oczekujemy poważnych inicjatyw: jak rozwiązać konflikty, które generują fale emigrantów, a nie wywoływać w tej chwili dyskusje, które nie prowadzą do żadnych konkluzji" - powiedział.