Głowaccy chcą zwrotu kosztów za poniesione przez 32 lata remonty, zrobienie w domu nowych schodów, położenie glazury, terakoty, wstawienie kominka oraz zasadzenie na posesji świerków i drzew owocowych. W piątek przed sądem podtrzymali swoje stanowisko co do roszczenia.- Wkładaliśmy w ten dom pieniądze i serce - powiedziała, płacząc Władysława Głowacka. Jak mówiła, zawierucha i emocje związane z odzyskaniem tego domu przez Trawny zniszczyły zdrowie jej i jej męża. Agnes Trawny i jej pełnomocnik Andrzej Jemielita po raz kolejny powtórzyli, że chcą oddalenia tego powództwa. Trawny przyznała, że już w 2010 roku uprzedziła Głowackich, że nie będzie remontowała domu, który odzyskała, tylko go zburzy. - Remont by się nie opłacał, to ruina była - stwierdziła Trawny i zapewniła, że i ona, i jej adwokat wielokrotnie mówili Głowackim, że mogą z Nart zabrać co tylko chcą. W piątek sąd próbował ustalić okoliczności, w jakich w kwietniu 2011 roku Trawny przejęła od Głowackich dom i posesję. Wówczas to Władysław Głowacki podpisał protokół, w którym stwierdzał, że nie będzie w przyszłości ubiegał się o zwrot czegokolwiek od Trawny. Pismo to podpisała też Agnes Trawny i jej adwokat. Władysław Głowacki, który w ostatnim czasie przeszedł kolejny udar i miał przez to kłopoty z mówieniem, przyznał, że podpisał pismo, ale - jak powiedział przed sądem - nie czytał go, bo nie miał okularów, a odczytanej na głos przez adwokata treści oświadczenia nie rozumiał. Mimo to - jak przyznał - nie prosił o wyjaśnienie treści tego, co podpisywał. Agnes Trawny miała kłopoty z przypomnieniem sobie szczegółów tamtej chwili. Pamiętała, że podpisywała pismo "na parapecie okna z widokiem na ogród", ale miała kłopoty z przypomnieniem sobie, w ilu egzemplarzach podpisała to oświadczenie. Trawny i Głowacki odmiennie zeznawali w sprawie liczby i gatunku drzew, jakie rosły w sadzie przy domu w Nartach. Głowacki podawał większą liczbę i twierdził, że Trawny wycięła kilkanaście dorodnych świerków, Trawny upierała się, że żadnych drzew przy domu nie wycinała i podawała mniejszą liczbę drzew owocowych. W związku z tym sąd zdecydował, że biegli z zakresu sadownictwa i leśnictwa wyliczą na następną rozprawę wartość nasadzeń, według tego co podawał Głowacki, i opracują drugą wersję, według tego co mówiła Trawny. Głowaccy i Trawny różnili się też co do oceny estetycznej domu i obejścia. Zdaniem Głowackich "oddali dom na sto procent - z boazerią, kominkiem, z ogrodem". Trawny zaś stwierdziła, że musiała wyciąć "okropny kolczasty żywopłot, bo zarastał drogę", stan domu nazywała "ruiną", a o ogrodzie mówiła, że "był bardzo zachwaszczony, zaniedbany". Po wyjściu z sali rozpraw Trawny powiedziała, że w jej ocenie za mieszkanie w Nartach Głowackim nie należy się odszkodowanie ani od niej, ani od Skarbu Państwa. - Bo jak tyle lat tam mieszkali, to powinni dbać, a zrobili z niego ruinę - powiedziała Mazurka, która prosto z rozprawy pojechała na dworzec, by autobusem wrócić do Niemiec. Sąd Okręgowy w Olsztynie już raz rozpoznawał tę sprawę; oddalił wówczas roszczenia Głowackich, uznając, że to nie Trawny osiedliła ich w Nartach, a Lasy Państwowe, które przejęły pozostawiony przez Mazurkę dom. Sąd Apelacyjny w Białymstoku uznał jednak, że Głowaccy prawidłowo wytoczyli powództwo i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy. Po rozprawie Trawny przyznała, że trwająca od 2001 roku walka najpierw o prawo do rodzinnego domu, a potem o fizyczne odzyskanie go, zmęczyła już ją i nadwyrężyła jej zdrowie. - Nie wiem, czy dziś bym to wszystko na nowo zaczynała. Dużo zdrowia mnie to kosztowało, dużo nerwów - przyznała. Zapytana, gdzie czuje się u siebie, powiedziała bez wahania: "W Nartach. Tu jest inne powietrze, tu się znacznie lepiej czuję". Trawny w rozmowie z PAP przyznała, że w miejscu zburzonego domu w Nartach chciałaby zbudować nowy dom i może nawet w nim zamieszkać. - Choć trochę się obawiam o bezpieczeństwo, żeby ktoś w nocy się nie zakradł, krzywdy nie zrobił - dodała. Zapewniła, że w Nartach wciąż ma wielu przyjaznych sąsiadów, znajomych i życzliwych jej osób. Dodała, że jeśli jej się to nie uda, to może dokonają tego jej urodzone w Polsce dzieci, które "też tu ciągnie, na każdy urlop jadą na Mazury". Agnes Trawny wyjechała z Nart do Niemiec w latach 70., ma niemieckie obywatelstwo. Jej dom i ziemia przeszły na własność Skarbu Państwa, który oddał dom w Nartach w zarząd Lasom Państwowym, a te ulokowały w nim rodziny robotników leśnych - Moskalików i Głowackich. Ówcześni urzędnicy nie zmienili jednak adnotacji w księgach wieczystych i przez lata to Trawny figurowała jako właścicielka domu i ziemi. Po latach sądowej batalii w 2005 roku przed Sądem Najwyższym Trawny - jako pierwsza obywatelka Niemiec - odzyskała ojcowiznę. Fizycznie rodzinny dom odzyskała w 2011 roku, gdy wyprowadziły się z niego - po kolejnych sądowych bataliach - rodziny robotników leśnych Moskalików i Głowackich.