Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk w oświadczeniu poinformował o hakerskim ataku na skrzynkę mailową i media społecznościowe jego i jego żony. Dworczyk napisał, że w związku z doniesieniami dotyczącymi włamania na jego skrzynkę mailową i skrzynkę jego żony oraz na ich konta w mediach społecznościowych, poinformowane zostały stosowne służby państwowe. Zapewnił także, że w skrzynce mailowej będącej przedmiotem ataku hakerskiego nie znajdowały się informacje o charakterze niejawnym, czy zastrzeżonym. Dworczyk ocenił, że "z całą pewnością można stwierdzić, iż celem tego typu cyberataków jest dezinformacja i w związku z tym właściwe służby specjalne RP prowadzą wszelkie niezbędne działania wyjaśniające". "Nie jesteśmy w żaden sposób zabezpieczeni" Do sprawy odnieśli się goście "Śniadania Rymanowskiego". - Nie wiemy do końca kto za tym stoi, ale możemy przypuszczać, że służby rosyjskie maja tutaj bardzo dużo do powiedzenia. Wygląda na to, że nie jesteśmy w żaden sposób zabezpieczeni przez polskie służby przed wyciekami bardzo ważnych informacji - powiedziała Marzena Okła-Drewnowicz (KO). - Mamy informacje, że już kilka miesięcy wcześniej zaprzyjaźnione służby innych krajów ostrzegały rząd polski przed możliwymi atakami i nie widzieliśmy żadnej reakcji - dodała. - Pytanie jakie wiadomości były na tej skrzynce mailowej. Jeśli nawet nie było tam informacji, czy wiadomości tajnych, to jednak były informacje, które powinny być mocno chronione - stwierdziła. Według niej "wyciekło około 30 maili". - Między innymi jest korespondencja miedzy ministrem Dworczykiem, a pułkownikiem Krzysztofem Gajem, który pracuje w Kancelarii Premiera, który był jednym z twórców wojsk obrony terytorialnej. Wśród tych wiadomości są również informacje jak ma wyglądać obrona przeciwlotnicza, która ma być w Polsce wprowadzana - dodała. Jak stwierdziła "nawet premier Morawiecki wydaje różne dyspozycje korzystając ze swojej prywatnej skrzynki". - To jest skandaliczne - powiedziała. "Typowa akacja w ramach wojny informacyjnej" Według europosła PiS Adama Bielana "mówienie o wpadce polskich służb jest manipulacją". - Żaden kraj na świecie nie jest w stanie obronić wszystkich polityków przed tego rodzaju atakami - powiedział polityk. Przypomniał , że przed wyborami w USA w 2016 roku nawet Hillary Clinton padła ofiarą prawdopodobnie rosyjskich hakerów. - To jest typowa akacja w ramach wojny informacyjnej, kiedy wyciąga się informacje prawdziwe i miesza się je z informacjami zmanipulowanymi lub fałszywymi. Politycy komentujący później te informacje biorą udział w tej operacji - stwierdził. Zacytował również słowa byłego lidera PO Pawła Zalewskiego, że "hakerzy z Rosji mogą zhakować konto każdego z nas". - Nie wspierajmy hakerów z Kremla tego rodzaju wypowiedziami - zaapelował. Jak stwierdził, "z tego zdarzenia trzeba wyciągnąć wnioski". - Z tego co wiem rząd już te wnioski wyciągnął. W przyszłym tygodniu zostanie przedstawiony pakiet propozycji, które maja te kwestie uregulować - przekazał. "Jesteśmy idealnym celem ataków" Według Anny Marii Żukowskiej (Lewica), "jesteśmy idealnym celem ataków służb rosyjskich jako społeczeństwo i jako kraj". - Dlatego, że jesteśmy bardzo spolaryzowanym społeczeństwem, mamy od wielu lat ostry spór polityczny. Takie społeczeństwo bardzo łatwo poddaje się różnym manipulacjom, które niewątpliwie są dziełem rosyjskich służb - powiedziała. - Prowadzona jest akcja dezinformacyjna - stwierdziła. Według niej omawianie treści tego, co było na skrzynce ministra Dworczyka, jest "działaniem na rzecz rosyjskich służb, na zamówienie Putina". - W związku z tym ja nie będę tego robić - dodała. - Nie zmienia to jednak faktu, że jest to problem. Nie ma procedur, przepisów, które zakazywałyby wysoko postawionym politykom gromadzenia informacji o charakterze państwowym na bezpłatnej, słabo chronionej, niezweryfikowanej skrzynce mailowej - stwierdziła. - Jeśli jest się ministrem, szefem Kancelarii Premiera, to powinno się korzystać ze służbowej skrzynki, bo wszystko może zostać wykorzystane politycznie - dodała. "Nie można winić służb" Do sprawy odniósł się również Władysław Teofil Bartoszewski (KP-PSL). Jak przypomniał, pracował przez pewien czas jako członek zarządu spółki, która zajmowała się bezpiecznym przesyłem danych. Według niego, "jest rzeczą oczywistą, że nie można winić służb za to, że ktoś się włamuje na prywatną skrzynkę ministra". - Jeżeli służby prowadziłyby obserwację prywatnych skrzynek polityków, to byśmy żyli w kraju totalitarnym - stwierdził. - Bez wyroku sadu, ABW nie ma żadnego prawa kontrolować co minister Dworczyk sobie wypisuje - dodał. - Nie można winić ministra Dworczyka, że używa prywatnej skrzynki do prywatnych celów. Oczywiście do celów służbowych nie powinien korzystać z prywatnej skrzynki - stwierdził. - Nie będę komentował treści, zwłaszcza, że nic de facto nie wiemy, wszystko to jest spekulacja - powiedział. - Uważam, że należałoby przeprowadzić rzeczywiste kontrole skrzynek pocztowych członków rządu, żeby ich uświadomić w sensie zabezpieczeń i pomóc im w utrudnianiu pracy hakerom - dodał. Jak jednak przyznał, "jeżeli za tym atakiem stoją rosyjscy hakerzy, to oni tak czy owak się włamią do tej skrzynki". "Przykład idzie z góry" Sławomir Mentzen (Konfederacja) stwierdził z kolei, że on i jego koledzy do porozumiewania się online stosują komunikatory. - Nikt już w maile nie wierzy - powiedział. - Zhakować prawdopodobnie można wszystko, natomiast są różne poziomy bezpieczeństwa. W mojej ocenie szyfrowane komunikatory są bezpieczniejsze niż maile na darmowych serwisach - powiedział. - Nie ma co komentować treści tych maili. W tym momencie jest również za wcześnie, żeby mówić, kto się włamał na konto ministra Dworczyka, bo tego również nie wiemy - stwierdził. - Polska ma sprzeczne interesy nie tylko z Rosją, ale również z innymi państwami - dodał. - Jest jednak oczywiste, że minister nie powinien korzystać z konta prywatnego do spraw służbowych - powiedział Jak jednak stwierdził, "przykład idzie z góry". - Od kilku lat jest tajemnicą poliszynela, że Mateusz Morawiecki również korzysta z prywatnego konta w sprawach służbowych - dodał. - Takie praktyki powinny zostać jak najszybciej ucięte. Polscy politycy, członkowie rządu, powinni mieć zakaz korzystania ze skrzynek prywatnych do celów służbowych - zaznaczył. "Powstanie covidowego społeczeństwa klasowego" W drugiej części programu politycy rozmawiali o akcji szczepień. W sobotę, w programie "Gość Wydarzeń" jeden z najbardziej znanych psychoterapeutów Wojciech Eichelberger. Wyraził obawę, że podział na "wioski" zaszczepionych i niezaszczepionych może prowadzić do swego rodzaju "apartheidu". Jego zdaniem może się okazać, że oba obozy będą ze sobą walczyć lub jeden z nich "zejdzie do podziemia". Obawia się także osobnych autobusów, taksówek czy seansów kinowych dla zaszczepionych i niezaszczepionych. - Nie można podążać w tę stronę - twierdzi Eichelberger. - Trzeba się zastanowić, czy ważniejsze jest prawo do prywatności, czy bezpieczeństwo publiczne - powiedziała Anna Maria Żukowska (Lewica). - Moim zdaniem jest ryzyko powstania covidowego społeczeństwa klasowego - dodała. Jak stwierdziła, "jeżeli będą osoby, które uporczywie nie będą się chciały zaszczepić, to trzeba będzie coś z tym zrobić". - Moje prywatne zdanie jest takie, że szczepienia powinny być obowiązkowe. Natomiast dzielenie ludzi, dawanie jakiś przywilejów, nie ma swojego uzasadnienia w konstytucji - stwierdziła. "To jest współczesny totalitaryzm" Według Sławomira Mentzena (Konfederacja), "absolutnie niedopuszczalne jest doprowadzenie do sytuacji, kiedy ktoś jest dyskryminowany ze względu na to, jakie miał zabiegi medyczne, a jakich nie miał". - To jest apartheid, segregacja, to jest współczesny totalitaryzm, który ma swoje korzenie w komunistycznych Chinach, gdzie takie rozwiązania zostały wprowadzone - powiedział. - To jest sprzeczne z polska konstytucja, sprzeczne z polską kulturą i tradycją. Człowiek jest wolny, na podstawie konstytucji mamy prawo do życia w sposób w jaki chcemy - stwierdził. - Żaden polityk i urzędnik nie może nam mówić, gdzie możemy chodzić, a gdzie nie - dodał. Według niego szczepionki przeciwko COVID-19, w przeciwieństwie do innych preparatów, nie są jeszcze dobrze sprawdzone. - Stąd wynika ta naturalna nieufność ludzi - wskazał. "Należy prowadzić kampanię edukacyjną" Władysław Teofil Bartoszewski (KP-PSL), zwrócił natomiast uwagę na fakt, że "jeżeli ktoś jest zakażony koronawirusem i świadom tego chodzi po ulicach, do restauracji, to podlega karze więzienia i to nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach". - Państwo ma obowiązek chronienia zdrowia i życia swoich obywateli - powiedział. - Konsekwencją tego, że można się nie szczepić, będzie wprowadzenie szczepień obowiązkowych - dodał. Według niego w przypadku szczepienia "należy prowadzić kampanię edukacyjną". Marzena Okła-Drewnowicz (KO) stwierdziła z kolei, że "ludzi niezaszczepionych na pewno nie można dyskryminować". - To nam nic nie da. Z takimi ludźmi trzeba rozmawiać, trzeba ich przekonywać - powiedziała. - Dzisiaj najważniejsze jest to, żeby powszechnie miała miejsce edukacja, profilaktyka i zachęty - dodała. "Wywołałoby to gigantyczny opór i napięcia" W podobnym tonie wypowiedział się europoseł Adam Bielan. Według niego nie można zmuszać ludzi do szczepienia. - Jestem przeciwny obowiązkowym szczepieniom na COVID-19. Wywołałoby to gigantyczny opór i napięcia - przekazał. Jak zauważył, "podziały w tym temacie są obecnie we wszystkich krajach". - Ja apeluję o zdrowy rozsadek - dodał. Jak stwierdził, "to że dzisiaj możemy luzować obostrzenia, to jest wynik szybko postępującej akcji szczepień". Przypomniał również, że osoby, które nie są zaszczepione, ani nie są ozdrowieńcami, a chciałyby np. podróżować, nie są dyskryminowane, bo mogą wykonać test na koronawirusa.