Treść utworu poprzedzona jest "Przedmową do "Trans - Atlantyku" z 1957 roku. Jej autorem jest Witold Gombrowicz. Podpowiada on polskiemu czytelnikowi właściwy odbiór dzieła. Twierdzi, iż społeczeństwo polskie nie ma dystansu do spraw narodowych. Autor odwołuje się do fragmentów opinii o jego dziele, które zostały nadesłane z Polski. Wiele z nich razi twórcę. Twierdzi, że "Trans - Atlantyk" jest jego porachunkiem z "Polską taką, jaką stworzyły warunki jej historycznego bytowania i jej umieszczenia w świecie (to znaczy z Polską słabą)". Zadaniem dzieła Witolda Gombrowicza jest nakłonienie odbiorców do refleksji nad ich stosunkiem do ojczyzny. Jego utwór jest emanacją osobistych doświadczeń i przeżyć. "Trans - Atlantyk" jest dziełem groteskowym, mieszają się w nim elementy satyry, absurdu, krytyki, traktatu. Witold Gombrowicz dodaje też, iż jego dzieło jest fantazją, wytworem wyobraźni: "Wszystko - wymyślone w bardzo luźnym tylko związku z prawdziwą Argentyną i prawdziwą kolonią polską w Buenos Aires". Akcja dzieła rozgrywa się w roku 1939 na statku płynącym do Argentyny oraz w tymże kraju (w Buenos Aires przede wszystkim). Gombrowicz, bohater i jednocześnie narrator, zapowiada opowieść o swoich początkach w Argentynie: "Odczuwam potrzebę przekazania Rodzinie, krewnym i przyjaciołom moim tego oto zaczątku przygód moich, już dziesięcioletnich, w argentyńskiej stolicy". Gombrowicz opowiada o zejściu na ląd, mówi o nastroju troski i obaw, jaki panował wśród Polaków w Argentynie. Kapitan statku postanowił wyruszyć do Europy, Anglii lub Szkocji, narrator natomiast podjął decyzję o pozostaniu w Argentynie i w ostatnim momencie zszedł na ląd. Pisarz miał ze sobą 96 dolarów, które mogły mu wystarczyć zaledwie na dwa miesiące życia. Zastanawiał się nad zgłoszeniem się w polskim Poselstwie, lecz pan Cieciszowski (dawniej mieszkał pod Kielcami, w pobliżu Szymuskich, jego kuzynów) odradził mu to. Ostrzegał go przed zawistnymi rodakami i obiecał pomóc w znalezieniu pracy. Gombrowicz wynajął pokój w pensjonacie. Hałas i tłok w mieście przygnębiały go. Następnego dnia dotarła do narratora wiadomość o wybuchu wojny. Nie mógł przestać myśleć o Polsce, przejmował się jej losem. Udał się do Poselstwa. Minister Feliks Kosiubidzki wezwał go na rozmowę. Dał mu 50 pezów i obiecał więcej, jeśli tylko wyjedzie do Rio de Janeiro, gdzie także znajduje się polskie poselstwo. Minister uważał, iż literaci są naciągaczami, którzy o polskich urzędach wypowiadają się nieżyczliwie. Gombrowicz nie przyjął propozycji, więc ten podniósł stawkę do 70, a następnie 80 pezów, aż wreszcie zaproponował mu pisanie do prasy o wielkich Polakach. Bohater odmówił. Minister wezwał radcę Podsrockiego. Postanowili wspólnie, że przedstawią go cudzoziemcom jako "Wielkiego Geniusza" polskiego Narodu, prosili też, by nie przyniósł im wstydu. Bohater żałował, iż udał się do Poselstwa. Poszedł na ulicę Florida, aby spotkać się z Cieciszowskim. Dzięki niemu został zatrudniony przez Barona. Miał być sekretarzem. Tej decyzji sprzeciwił się Pyckal, jego wspólnik. Ciumkała (drugi wspólnik) z kolei przywitał się z Gombrowiczem, czym rozzłościł pierwszego. Kłótnia między nimi przerodziła się w groteskową rywalizację dotyczącą tego, czyim sekretarzem będzie w konsekwencji Gombrowicz (mianowicie kogo będzie "drapał"). Wspólnicy zostawili pisarza w siedzibie firmy "Baron, Ciumkała, Pyckal, Koński Psi Interes", poszli się naradzić. Bohater w tym czasie przysłuchiwał się nielogicznej rozmowie urzędników, którzy zrobili sobie przerwę w pracy. Kiedy go zobaczyli, natychmiast zanurzyli się w papierach. Wreszcie wspólnicy wezwali Gombrowicza. Każdy z nich zwrócił się do niego z prośbą o podrapanie, co wywołało u niego ogromne zaskoczenie. Konflikt między Baronem, Ciumkałą i Pyckalem dotyczył majątku (młyna, gorzelni i trzech karczm), toczył się przed sądem. Wyroki poddawano apelacjom, rozprawy odraczano. Spółce w tej sytuacji groziło bankructwo. Gombrowicz został wreszcie zatrudniony. Miał otrzymywać 85 pezów miesięcznie. Popacki (rachmistrz) dał pisarzowi zajęcie - akta "do wciągania". Bohater cieszył się, że ma pracę, obawiał się tylko tego, iż Poseł przypomni sobie o nim. Niedługo potem otrzymał od niego bukiet fuksji oraz zaproszenie na wieczór u malarza Ficinati. Kolejne dwa bukiety były od Prezesów. Z pisarza chciano za wszelką cenę zrobić kogoś niezwykle wybitnego. Właścicielka pensjonatu zamieniła jego pokój na najlepszy, w biurze z kolei kłaniano mu się. Początkowo drażniły bohatera te nachalne hołdy, lecz po pewnym czasie stwierdził, iż sytuacja ta może przynieść mu korzyści. Gombrowicz pojawił się na przyjęciu, na którym został przedstawiony jako "Wielki Polski Geniusz". Radca widząc, iż nikt nie zwraca uwagi na wybitnego literata poprosił go, by wzbudził w jakiś sposób zainteresowanie innych. Nagle pojawił się mężczyzna w czerni i natychmiast został otoczony kołem. Baron i Radca zaczęli zachęcać pisarza, by go zaczepił. Chodziło o to, aby polski pisarz zrobił większe wrażenie. Bohater powiedział, iż nie lubi zbyt maślanego masła, czym zwrócił uwagę mężczyzny. Zaczęli ze sobą rozmawiać, co wywoływało aplauz miejscowych dla argentyńskiego pisarza, Polaków z kolei dla swego idola. Nagle zarzucono bohaterowi, że zapożycza myśli od innych, co sprawiło, iż pisarz miał ochotę uciec. Zaczął jednak chodzić po sali. W pewnej chwili przyłączył się do niego jeden z gości, który, jak się okazało, był homoseksualistą. Mężczyzna ten, Gonzalo, opowiedział Gombrowiczowi o sobie. Wyjawił, że gustuje tylko w młodych mężczyznach, więc nie musi się go obawiać. Udawał on człowieka znacznie uboższego niż był w rzeczywistości, gdyż obawiał się napadów. Bohater nazywa go Kobyłą, Łasicą. Widzi w nim jednak życzliwego towarzysza. Gonzalo chciał, aby Gombrowicz przedstawił go swoim rodakom. W parku, w wielkiej Sali Tańców, usiedli przy sąsiednim stoliku. Portugalczyk zaczął kokietować chłopca, więc pisarz odszedł na chwilę. Spotkał Barona, Pyckala i Ciumkałę. Ci przywitali go serdecznie i zaczęli kłócić się, który z nich będzie fundatorem wódki dla Gombrowicza. Stwierdzili, iż jest on bardzo sprytny, ponieważ zaprzyjaźnił się z bogaczem. Wspólnicy starali się coraz bardziej spoufalić z pisarzem. Chcieli dać mu pieniądze. Twierdzili, iż nie wypada, aby przyjaźniąc się z milionerem, był bez grosza przy duszy. Każdy z nich chciał, by to od niego bohater wziął pieniądze. Aby zażegnać spór, przyjął je od wszystkich. Gonzalo nadal kokietował chłopca, co u narratora wywoływało obrzydzenie. Nie zostawił go jednak, gdyż był przecież jego towarzyszem. Przy sąsiednim stoliku trzej wspólnicy raczyli się alkoholem. Portugalczyk zaczął rzucać kulkami chleba i trąbić w zwitki papieru, aby zwrócić na siebie uwagę chłopca. Bohater postanowił podejść do Polaków. Jeden z nich to emerytowany major, który przedstawił się jako Tomasz Kobrzycki. Ignacy to jego syn. Narrator mówi o ich prawości i uprzejmości. Kiedy Kobrzycki dowiedział się od Gombrowicza o planach Portugalczyka wobec jego syna, wpadł w gniew. Gonzalo rzucił kubkiem w głowę majora. Obaj stanęli naprzeciwko siebie, lecz milioner w pewnym momencie wziął kapelusz i wyszedł. Bohater żałował, że był w Poselstwie i uczestniczył w przyjęciu, gdyż naraził tym swoich rodaków na wstyd. Obawiał się też, iż może zostać uznany za kochanka Gonzala. Trudno mu jednak zerwać z nim kontakty. Tomasz Kobrzycki poprosił Gombrowicza o wyzwanie Gonzala w jego imieniu na pojedynek. Bohater bezskutecznie usiłował odwieść go od tego pomysłu. Portugalczyk w swoim pałacu udawał lokaja, pragnął w ten sposób zachować pozory przed przypadkowymi kochankami. Pojedynkiem był przerażony, ale nie potrafił przestać myśleć o Ignacym. Usiłował przeciągnąć pisarza na swoją stronę, lecz nie udało mu się to. Bohater nazwał jego skłonności zboczeniem i odmówił buntowania syna przeciwko ojcu. Gonzalo przeciwstawia sobie Ojca i Syna, Ojczyznę i Synczyznę. Uważa, iż młodzi ludzie muszą uwolnić się od presji starych. Portugalczyk zaproponował Gombrowiczowi, by oszukiwał przy pojedynku (wpuścił kule w rękaw). Ten zgodził się, ponieważ zdawał sobie sprawę, że to jedyny sposób nakłonienia Gonzala do odpowiedniego zachowania. Jeśli bowiem stanie do pojedynku zostanie uznany za mężczyznę, a wówczas podejrzenia o ich związek homoseksualny będą rozwiane. Pisarz udał się biura pełen obawy, iż przestał być dla urzędników wielkim Polakiem. Pracownicy zaprosili go na piwo. Gombrowicz nakłonił Barona i Pyckala do udziału w pojedynku w charakterze sekundantów. Wspólnie ustalili, iż kule zostaną umieszczone w rękawach (przeciwnicy nie dostaną ich do rąk), dzięki czemu nie dojdzie do przelewu krwi. Pierwszym świadkiem był Gombrowicz, drugim doktor Garcyja, znany adwokat. Minister nie miał do bohatera pretensji o jego zachowanie na uroczystości. Stwierdził, iż alkoholowe upojenie wyjaśnia tę sytuację. Planowany pojedynek postanowił wykorzystać jako okazję do zaprezentowania Argentyńczykom odwagi Polaków. W związku z tą sprawą poczyniono pewne ustalenia, które rzetelnie protokołowano. Pojedynek odbywa się bez udziału widzów. Z tego też względu postanowiono zorganizować polowanie i niby przypadkiem pojawić się w wyznaczonym miejscu. Mimo że pomysł był niedorzeczny (w środku miasta nie ma zajęcy), wszyscy stwierdzili, iż jest genialny. Odbyły się ustalenia dotyczące pojedynku. Postanowiono odejście rywali na trzydzieści kroków i walkę do trzeciej krwi (warunek ten nie mógł być spełniony). Gombrowicz czuł się samotny i zapragnął zobaczyć Ignaca. Spał on nagi w jednym z pokoi w pensjonacie. Bohater nie rozumiał do końca celu swojej wizyty. Uważał, że młodzież powinna służyć narodowi i należy ją karnie wychowywać. Pojedynek odbył się następnego dnia. Tomasz pojawił się w skromnym ubiorze, strój Gonzala natomiast mienił się różnymi barwami, zwłaszcza żółtą i niebieską. Na głowie miał wielki kapelusz meksykański. Podczas pojedynku wyłonił się konny orszak niby przypadkowych świadków. Zdali sobie oni sprawę z pominięcia pewnego szczegółu (warunek walki do krwi nie będzie więc osiągnięty). Nagle rywalizacja została przerwana. Ogiery Barona i Pyckala pogryzły się, co wywołało zamieszanie wśród koni i psów. Zaatakowały one Ignaca, który ukrył się w zaroślach. Od śmierci wybawił go Gonzalo. Tomasz wybaczył mu wszystko i zadeklarował swoją przyjaźń. Portugalczyk następnie zaprosił zgromadzonych do swego pałacu. Gombrowicz ostrzegał Tomasza przed Gonzalem, który nadal jest zainteresowany Ignacym, na zmianę decyzji jednak było już za późno. W pałacu znajdowały się cenne przedmioty, meble o różnej stylistyce, psy - krzyżówki rozmaitych ras. Gospodarz wyszedł do gości w spódnicy. Horacjo był wezwany do stania "dla Parady". Reagował on na zachowania Ignaca (między innymi ruchami powiek). Wszystko w zamku było dziwaczne i sztuczne. Tomasz postanowił zabrać syna do miasta, lecz gospodarz nie wyraził na to zgody. Z powozów kazał nawet zdjąć koła. Gombrowicz i major dostali pokoje sąsiadujące ze sobą, Ignac z kolei umieszczony został w odległej części. Bohater po raz kolejny ostrzegł Tomasza, przyznał się także do intrygi podczas pojedynku. Ten stwierdził, iż tylko krew może zmyć hańbę (miał na myśli śmierć własnego syna). Rozmowie tej przysłuchiwał się Gonzalo, który stwierdził, iż nie dopuści do śmierci chłopca i zabije Tomasza. Gombrowicz uświadomił sobie, że pomocnikiem jego będzie zapewne Horacjo. Rozmyślał nieustannie o tej sytuacji, wreszcie zaakceptował pomysł Gonzala. Bohater wpadł do pokoju Ignaca (po drodze kilkakrotnie opluł parobka, który zupełnie na to nie zareagował) i ujrzał go śpiącego nago, ale były to tylko pozory: "Owóż to z pozoru jak przyzwoite spał chłopię. Ale gdy on śpi, w nim śpi Łajdactwo i, o Boże, Łajdak on, nic innego, Łajdak, Łajdak, do Łajdactwa wszelkiego sposobny, a niechby tylko mu popuścić, on by Łajdakiem stał się jak tamte Łajdaki!". Następnego dnia Gonzalo powitał zgromadzonych w szlafroku. Przygnębiony Tomasz obserwował osaczanie syna, ale nie chciał być wobec gospodarza niegrzeczny. Postanowił zostać u niego jeszcze kilka dni. Gonzalo zaprosił Ignaca do palanta, a następnie szybko go pokonał. Nakazał, aby Horacjo (nazywany przez narratora Bajbakiem) wbijał kołki na grzędach. Ignac w tym czasie uderzał piłką, dzięki czemu powstał rodzaj dziwnej gry odgłosów i gestów, którą narrator nazywa "buch - bachem". Gospodarz pochwalił się stadniną, przy okazji sprowokował Ignaca, by dosiadł muła. Horacjo celowo spadł z Kobyły, kiedy ujrzał, iż ów muł zrzucił chłopca. Sytuacja ta wywołała lawinę śmiechu. Gonzalo stopniowo uzależniał syna Tomasza, by móc sterować jego działaniami. Major udawał, iż nie dostrzega tej perfidnej gry. Gombrowicz miał wyrzuty sumienia, że za jego sprawą dokona się hańba Tomasza, porządnego człowieka. Jadł w tym samym czasie śliwki. Nagle pojawili się Baron, Pyckal i Ciumkała. Siedzieli w bryczce, a mimo to mieli założone ostrogi. Gombrowicz usiadł obok Pyckala, a ten wbił mu do nogi ostrze. Wspólnicy szybko odjechali, porywając bohatera. Zabrali go do piwnicy, gdzie wyjaśnili mu, iż zjednoczyli się w Związku Kawalerów Ostrogi, i że od tej pory on również do niego należy. Chwilę później pojawili się kolejno: Rachmistrz, Księgowy, Kasjer oraz panna Zofia, urzędniczka. Po pojedynku Gonzala z Tomaszem Baron wyzwał Pyckala, gdyż ten uderzył go w głowę. Rachmistrz doradził im, by do walki użyli ostróg o zakrzywionych szpikulcach (będzie je trudniej usunąć z ciała przeciwnika). Baron i Pyckal ugodzili się nawzajem, co sprawiło im ogromny ból. Cel był jednak wzniosły: "[...] aby los przeklęty przemóc i natury wrogość zgwałcić i odmienić". Chodziło o to, aby wywoływać u innych strach i w ten sposób wzbudzać respekt. Próby odejścia ze Związku były natychmiast karane. Narrator, aby uniknąć cierpienia, musiał podporządkować się tym regułom. Dostrzegał jednak zupełny brak sensu w zadawaniu sobie bólu. Gombrowicz pragnął uwolnić się. Zaproponował towarzyszom aktywne działanie, powiedział, że domaga się Straszliwego Czynu. Pojawił się pomysł zabicia ministra oraz jego rodziny. Bohater jednak stwierdził, że najstraszliwsze jest zabójstwo bez żadnego powodu, a Ignac będzie doskonałą ofiarą. Pod pretekstem przygotowania zbrodni powrócił do posiadłości Gonzala. Wyjaśnił gospodarzowi, iż zasłabł i został odwieziony do szpitala przez nieznajomych ludzi. W pałacu milionera pojawił się radca Podsrocki z informacją o zorganizowaniu kuligu przez Posła. Gonzalo w tym czasie odpowiednio przygotowuje Ignaca do zabicia ojca. Ma on dokonać zbrodni z udziałem Horacja. Gospodarz ma nadzieję, że ojcobójstwo i strach przed więzieniem sprawią, iż chłopiec będzie mu uległy. Plan Gonzala przerażał bohatera. Postanowił on ostrzec Ignaca przed intrygą gospodarza. Zdał sobie jednak sprawę z tego, iż ocalenie życia Tomaszowi spowoduje pojawienie się dawnych zasad. Syn będzie wobec ojca uległy, niezdolny do niezależności. Pragnienie nowego porządku wzięło górę. W nocy przed pałacem pojawił się kulig z Posłem na czele. Rozpoczęły się tańce. Celem spotkania było pokazanie cudzoziemcom tego, iż Polacy nie poddali się mimo klęsk wojennych i potrafią doskonale się bawić w myśl zasady: "Zastaw się, a postaw się!". Gombrowicz dostrzegł za krzakami Barona, który dosiadał Ciumkałę. Nagle pojawił się Rachmistrz jadący na Cieciszowskim. Przybyli, aby zrealizować swoje plany. Ignacy tańczył z panną Tuśką, a Horacjo z panną Muszką, mimo to wyglądali, jakby tańczyli ze sobą. Tomasz schował do kieszeni surduta nóż. Horacjo przewrócił Tomasza, po chwili doskoczył do nich Ignac. Gombrowicz spodziewał się tragedii: "O, Syn, Syn, Syn! Niech zdycha ojciec! [...] Niech Syn morduje Ojca!". Ignac tymczasem przeskoczył ojca i wybuchnął śmiechem. Po chwili radość ogarnęła wszystkich zebranych.