W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" marszałek Senatu mówił o stawianym mu zarzucie korupcji. Grodzki przyznaje, że przewidział, że najłatwiej lekarza oskarżyć o łapownictwo, chociaż nie spodziewał się, że ataki wobec niego będą aż tak "brutalne, oszukańcze, haniebne". "Jeśli człowiek całe życie cieszył się szacunkiem jako poważany doktor, docent czy później profesor, to nie jest to fajne, ale idąc tu, służąc ojczyźnie, spodziewałem się ataków" - dodał. "Tego nie daruję" Marszałek Senatu przyznał, że bolą go te ataki, bo w 1998 r. jako pierwszy dyrektor na Pomorzu, a być może w Polsce, zaprosił do swojego szpitala prokuratora, żeby opowiadał lekarzom, co to jest korupcja. "Moja żona jest dzięki Bogu mocna, wspiera mnie. Córki staram się trzymać od polityki z daleka, wnuczki są jeszcze malutkie, starsza dopiero zaczyna mówić, ale poznaje mnie w telewizorze. Oczywiście, że moja rodzina cierpi, i tym, którzy mnie tak krzywdzą, tego nie daruję" - mówił Grodzki. Polityk ocenił, że to, co się dzieje, zapewne odbije się na jego zdrowiu. "W pracy chirurga miałem stresy związane z ratowaniem ludzkiego życia, tu - nie waham się tego powiedzieć - wiążą się one z operacją ratowania ojczyzny" - oświadczył marszałek Senatu. "Próbują fabrykować dowody" "Moje sumienie jest czyste, a próbują fabrykować dowody. Do pana Tadeusza Staszczyka przyszedł człowiek, który oferował mu 5 tys. zł, żeby Staszczyk mnie oskarżył. Odmówił, więc teraz tego starszego pana się hejtuje" - podkreślił. "Mówią, że pan Staszczyk miał epizod pracy w służbach PRL. Ja nie wiedziałem, kim jest ten człowiek, pacjent to pacjent (...), natomiast zdenerwowało mnie, że akta IPN, które normalnie nie jest łatwo uzyskać, Telewizja Polska miała kilkanaście minut po tym, jak ogłosiliśmy nazwisko tego pana. Przecież nie było wcześniej znane" - dodał. Zdaniem Grodzkiego, obecnie toczy się walka o wolną Polskę, która albo pozostanie w rodzinie cywilizacji europejskiej i wartości, które dzielimy ze wspólnotą europejską, albo pójdzie w ręce dyktatury ze Wschodu. "Jako marszałek Senatu widzę znacznie więcej niż wcześniej: co się z Polską dzieje, kto nam dobrze życzy, kto źle. W Polsce odbywa się wojna wywiadów" - podkreślił. "Już gdy przyjmowałem stanowisko marszałka, zrobiłem sobie rachunek sumienia. Przez 36 lat miałem dziesiątki tysięcy pacjentów. Przez ten czas mojej praktyki lekarskiej i cztery lata senatorowania nie było wobec mnie śladu podejrzeń o działania nieetyczne czy korupcyjne. To wszystko pojawiło się po moim wyborze na marszałka, więc to element operacji +Odzyskać Senat+. Ja nazywam ją Senatgate, bo zajmują się fabrykowaniem dowodów, których nie ma. W Stanach po aferze Watergate prezydent Nixon, który firmował zbieranie haków, podał się do dymisji. W normalnym kraju taki atak na trzecią osobę w państwie byłby poważnie potraktowany. Ustalenie, kto za tym stoi, to zadanie dla odpowiednich służb" - mówił Grodzki. Marszałek Senatu poinformował, że zwrócił się do ABW, żeby wyjaśniła, kto chciał przekupić pana Staszczyka i czy nie był to agent obcych służb, które chcą zdestabilizować Senat. Kto zaproponował tekę ministra? Marszałek Senatu był również pytany, który polityk PiS złożył mu propozycję objęcia teki ministra zdrowia. "Nie powiem. Co by zrobiono z tym człowiekiem? Ale to nie było tak, że przyszedł i powiedział: "Prezes chce, żebyś był ministrem zdrowia". To się tak nie odbywało" - mówił. Jak dodał, osoba, która z nim rozmawiała mówiła: "No, wiesz, to zdrowie to tak nie działa, wszystko się chrzani, nie bardzo mamy pomysł... To, co pisałeś w tej książeczce programowej, wielu ludziom się podobało. A co byś powiedział, gdyby tak apolitycznie... Nikt by ci nic nie kazał, do PiS nie musiałbyś się zapisywać... Pomógłbyś nam to naprawić, pewnie by się udało załatwić trochę więcej kasy...". "Takie gadanie. Odpowiedziałem, że to nie wchodzi w rachubę. Więcej podchodów nie było. Ze mną spotkał się emisariusz, ale nie wiem, czy ktoś mu to polecił, czy sam chciał się popisać. W PiS byli źli nie za to, że odmówiłem, ale że ujawniłem. To im przecięło podchody do innych polityków Koalicji, przecież podobno chciano kogoś przekupić teką ministra sportu" - zaznaczył Grodzki. Zdaniem Grodzkiego, gdyby przyjął ofertę PiS, odegrałby rolę kozła ofiarnego - parę miesięcy porządziłby jako minister, po czym ktoś by powiedział, że sobie nie poradził, odwołano by go, a sam nie mógłby nigdy spojrzeć w lustro. Grodzki odpowiada Ziobrze Grodzki odniósł się też do słów ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który stwierdził, że za zaproszenie Komisji można rozważać dla niego Trybunał Stanu. "Pan minister powinien poczytać, kto może stanąć przed Trybunałem Stanu - marszałek Sejmu i Senatu tylko wtedy, gdy zastępują prezydenta" - wskazywał marszałek Senatu. "To wszystko podła gra, bardzo niebezpieczna. Obliczona na to, że może mi jakieś naczynie w głowie pęknie albo serce się zatrzyma czy coś takiego" - dodał.