"Moim zdaniem ideologia ludzi, których należy szanować, bo to są tacy sami Polacy jak my, to zupełnie odrębne zagadnienie. Dla polskich dzieci nie jest ważna ideologia LGBT, tylko dobre szkolnictwo, dobra pediatria, dobre możliwości startu zawodowego, kontynuowania nauki. To są rzeczy, które martwią Polki i Polaków" - powiedział we wtorek w Polsat News marszałek Senatu Tomasz Grodzki pytany o słowa premiera Mateusza Morawieckiego. Morawiecki w expose powiedział: "Dzieci są nietykalne. Kto podniesie na nie rękę, tę ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce dzieci zatruć ideologią, odgrodzić od rodziców, kto chce rozbić więzi rodzinne, kto chce bez zaproszenia wejść do szkół i pisać ideologiczne podręczniki, ten podkłada pod Polskę ładunek wybuchowy, ten chce wywołać w Polsce wojnę kulturową. Nie będzie tej wojny, nie dopuszczę do niej, a jeśli znajdą się tacy, którzy ją wywołają, to my ją wygramy, wygra ją rodzina, bo rodzina to wartość arcypolska" - podkreślił szef rządu. Grodzki zapytany przez prowadzącego o to, czy podpisuje się pod tymi słowami odparł, że podpisuje się pod tym, że "dzieci są pod szczególną ochroną i państwa, i rodziców, i nas wszystkich. I dziecko powinno być nietykalne przez nikogo". Dopytywany o to, czy dzieciom nie zagraża ideologia odparł, że widzi wiele innych rzeczy, które im zagrażają, "począwszy od chorób wywołanych choćby ruchami antyszczepionkowymi, po inne rzeczy i niegodne zachowania wielu dorosłych". "To mnie martwi" - powiedział. Kwestia ochrony zdrowia Grodzki dodał, że w expose premiera zmartwiło go również to, że niewiele miejsca poświęcono tam ochronie zdrowia. Z kolei zapytany, czy jako profesor i chirurg będzie współpracował z rządem w tej sprawie zaznaczył, że "już w kampanii wyborczej" kilka partii podpisało "pakt dla zdrowia". "To była trochę lista dobrych życzeń, ale taki fakt zaistniał i wielokrotnie podkreślaliśmy, że co jak co, ale zdrowie musi być ponadpartyjne ponieważ sytuacja w zdrowiu jest szczególnie trudna, żeby nie powiedzieć kryzysowa" - podkreślił. Zaznaczył, że nie chodzi wyłącznie o pieniądze. "Pieniędzy trochę przybyło, a ludzie są niezadowoleni, personel jest niezadowolony. Szpitale są zadłużone na gigantyczne kwoty. To nie jest tylko kwestia pieniędzy. To jest kwestia deregulacji systemu, kwestia naprawy tego systemu i to nie uda się tak, jak za pstryknięciem palcami" - ocenił.