, w tym prezesa . Gosiewski dodał, że on sam nie stał się obiektem inwigilacji. Pytany, kto mógł rozbijać wtedy PC, wymienił nazwiska Piotra Wójcika i Andrzeja Anusza. Oświadczył, że komentowano wtedy w PC, że mogły za tym stać Wojskowe Służby Informacyjne. - Nie miałem wrażenia w latach 90., by konflikty w Porozumieniu Centrum były wywoływane przez Urząd Ochrony Państwa - zeznał jeden z założycieli PC Maciej Zalewski. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie Zalewski oświadczył zarazem, że naturalną rolę w eskalowaniu tego konfliktu odgrywał ośrodek prezydencki. Dodał, że w latach 90. całe PC miało świadomość, że naszymi przeciwnikami są ludzie związani ze służbami specjalnymi. - Nie mieliśmy poczucia, że przegrywamy w uczciwej politycznej walce - zeznał. Wspomniał o nagrywaniu rozmów polityków PC na ich automatyczne sekretarki - tak, by wiedzieli, że "są pod lupą". Przypomniał, że odszedł z PC przed wyborami w 1993 r. Zalewski ocenił, że w jego sprawie karnej - w której skazano go na 2,5 roku więzienia za próbę wyłudzenia od szefów spółki Art-B pieniędzy dla spółki Telegraf w 1991 r. - "wchodziła w grę" działalność służb specjalnych. Dodał, że z powodu tego wyroku (którego cześć odsiedział - red.) jego spojrzenie na sprawę inwigilacji jest "niesłychanie subiektywne". W ocenie Zalewskiego, jego proces był nieuczciwy. Pytany przez oskarżyciela posiłkowego Jana Parysa, czy był namawiany by kogoś obciążył, odparł, że były sugestie wobec niego z Belwederu, by fałszywie obciążać liderów mojego środowiska, czyli braci Kaczyńskich. Nie ujawnił, kto go namawiał. Zalewski - który był w początkach lat 90. prezesem spółki Telegraf, a potem pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy - dodał, że nie znał Lesiaka. Lesiak wiele razy mówił, że w UOP zajmował się m.in. przestępczym stykiem biznesu i polityki, do czego UOP miał prawo. W sądzie nie stawiła się Marzena Domaros, znana jako Anastazja Potocka z romansów z posłami.