Donald Tusk powiedział w Brukseli, że jeśli dyskusja na temat in vitro będzie "ciągle blokowana" w parlamencie, to wybierze "szybką ścieżkę administracyjną, żeby przynajmniej opisać procedury, tak, aby nie było wątpliwości, na przykład decyzją ministra zdrowia". "Dłużej nie można czekać" Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) uważa, że nie ma żadnych przeszkód, by procedury dotyczące metody in vitro zostały uregulowane przez rozporządzenie. "Od 20 lat ta sprawa nie jest pod względem medycznym uregulowana w Polsce. Premier doszedł do wniosku, że dłużej nie można czekać" - powiedziała posłanka. Zdaniem posłanki następnym krokiem jest wprowadzenie refundacji. Jednak, jak podkreśliła, "by mówić o refundacji, muszą być uregulowane standardy medyczne". Według Kidawy-Błońskiej zasady działania i wyzwania, jakie stawia przed nami nauka, powinna uregulować odrębna ustawa bioetyczna. In vitro refundowane z budżetu? Za uregulowaniem metody in vitro drogą rozporządzenia opowiada się lider SLD Leszek Miller. Polityk podkreślił, że jeśli można uruchomić środki budżetowe na refundację metody in vitro drogą rozporządzenia, to będzie oczekiwał, że "rozporządzenie szybko się pojawi". "Jeśli prawica powie, że rozporządzenie nie ma wystarczającej mocy, to wtedy będziemy się zastanawiać" - dodał szef Sojuszu. "Podejrzewam, że premier chce zastosować taką metodę, albowiem obawia się spójności Platformy Obywatelskiej, ale w tym wypadku cel uświęca środki" - podkreślił Miller. Kompromis w PO niemożliwy? Według Łukasza Gibały (RP), słowa premiera świadczą m.in. o tym, że dostrzegł, iż kompromis w Platformie ws. in vitro jest niemożliwy. Polityk RP zwrócił uwagę, że nie wiadomo jeszcze, jakie rozwiązania miałyby się znaleźć w rozporządzeniu i czy w ogóle jest to dopuszczalna forma rozwiązania tej sprawy. Podkreślił, że gdyby okazało się, że jest to możliwa i szybka droga uregulowania kwestii in vitro i jeśli w rozporządzeniu znalazłyby się "liberalne rozwiązania", to Ruch Palikota mógłby być "za". Tymczasem w ocenie Józefa Zycha (PSL) kwestia zapłodnienia in vitro powinna być uregulowana za pomocą ustawy, bo w przypadku kontrowersji w tej sprawie "pominięcie Sejmu" oznaczałoby naruszenie jego kompetencji. "Tym powinien zajmować się Sejm, ze względu na wagę" - dodał Zych. Przypomniał też, że premier zapowiadał, że do końca roku będzie projekt ustawy. Zych uważa, że uregulowanie sprawy in vitro w rozporządzeniu wymagałoby zbadania konstytucyjności takiego rozwiązania. "Straszak" premiera Podobne zdanie ma rzecznik PiS Adam Hofman. W jego ocenie, wydanie rozporządzenia ws. in vitro będzie niezgodne z prawem i będzie podlegać zaskarżeniu do Trybunału Konstytucyjnego. Poseł porównał tę sytuację do rozporządzenia ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina w sprawie reorganizacji kilkudziesięciu mniejszych sądów rejonowych. Zdaniem jego przeciwników - zgodnie z konstytucją, powinien to zrobić poprzez ustawę. Według Hofmana, wydanie rozporządzenia ws. in vitro byłoby zbyt rozszerzającym traktowaniem tego aktu prawnego. Jego zdaniem taka zapowiedź to jedynie "straszak", bo premier nie zgodzi się na to, by z pełną świadomością złamano prawo. "Dlaczego pan premier chce obchodzić prawo?" Również szef klubu Solidarnej Polski Arkadiusz Mularczyk uważa regulowanie kwestii in vitro rozporządzeniem za niekonstytucyjne. "Należałoby zastanowić się, dlaczego pan premier de facto chce obchodzić prawo, obchodzić parlament, obchodzić demokratycznie wybranych parlamentarzystów taką formą polityki" - powiedział Mularczyk na piątkowej konferencji w Sejmie. "Uważamy, że jest to niestosowne i pan premier powinien wycofać się z tego typu deklaracji, ponieważ ta sprawa dotyczy kwestii fundamentalnych i konstytucyjnych, prawa do życia" - podkreślił. Już po tzw. drugim expose Tusk zapowiedział w Polskim Radiu, że do końca roku PO przygotuje projekt ustawy o in vitro. Zadeklarował jednocześnie, że w jego kręgu politycznym "nikt nie jest przeciwnikiem metody in vitro". Jak mówił, problematyczna jest kwestia jej refundacji przez państwo.