O pozwie poinformował dziś dziennikarzy w Sejmie sam minister Sikorski. - Zostałem pozwany do sądu przez niejakiego Jan Kobylańskiego za słowa, które napisałem w mojej książce "Strefa zdekomunizowana", o tym, że pan Kobylański jest antysemitą i typem spod ciemnej gwiazdy - powiedział szef MSZ. Sikorski podkreślił, że Kobylańskiemu "nie spodobała się" również inna jego wypowiedź, iż "dopiero minister Władysław Bartoszewski miał "dość jaj", żeby go (Kobylańskiego - red.) odwołać z funkcji konsula honorowego w Urugwaju". - Zmuszony jestem podtrzymać słowa, które zapisałem w książce. Będę czekał na proces i postaram się tę tezę udowodnić - dodał minister. Jednocześnie zapewnił, że "nie będzie krył się za immunitetem parlamentarnym". Dodał również, że bardzo liczy na to, iż Kobylański nie będzie się obawiał przyjazdu do kraju i osobiście wystąpi na procesie. - To nie pierwszy proces, który został wytoczony przez tego pana polskim dziennikarzom, politykom i urzędnikom państwowym. Ktoś powiedział, że każdy uczciwy człowiek powinien mieć proces z Janem Kobylańskim. To mi schlebia - powiedział Sikorski. Mieszkający w Urugwaju Kobylański jest sponsorem Radia Maryja; był podejrzewany o szmalcownictwo podczas II wojny światowej. W ubiegłym roku po serii artykułów prasowych zarzucających mu szmalcownictwo wytoczył proces m.in. redaktorowi naczelnemu "Gazety Wyborczej" Adamowi Michnikowi, redaktorowi naczelnemu "Polityki" Jerzemu Baczyńskiemu, b. redaktorowi naczelnemu "Rzeczpospolitej" Grzegorzowi Gaudenowi, b. ambasadorowi Polski w Urugwaju Jarosławowi Gugale i b. wiceministrowi spraw zagranicznych, obecnie ambasadorowi w Hiszpanii Ryszardowi Schnepfowi. Proces toczy się przed warszawskim sądem rejonowym. W 2007 r. pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej odmówił wszczęcia śledztwa w sprawie domniemanego wydania podczas wojny ukrywających się Żydów w ręce gestapo przez 85-letniego dziś Kobylańskiego. IPN nie udało się bowiem ustalić ponad wszelką wątpliwość, by był on tym samym Januszem Kobylańskim, który w latach 40. był podejrzany w Polsce o szmalcownictwo. Od wiosny 2005 r. IPN prowadził postępowanie sprawdzające w tej sprawie. Wiadomo, że w latach 1947-1948 prowadzono w Polsce postępowanie przeciw Stanisławowi Kobylańskiemu i jego synowi Januszowi, m.in. o wymuszenie świadczeń od ukrywających się Żydów. Z akt tego postępowania wynikało, że pewna kobieta zeznała, iż na przełomie 1942-1943 r. Janusz Kobylański obiecał żydowskiej rodzinie Szenkerów wyrobienie - za pewną sumę pieniędzy - fałszywych dokumentów. Wkrótce w kryjówce Szenkerów pojawiło się gestapo, dysponujące m.in. danymi, które Żydzi przekazali Januszowi Kobylańskiemu w celu wyrobienia tych dokumentów. Okazało się jednak, że polski policjant, któremu gestapo przekazało Żydów w celu odprowadzenia ich do getta, został przez nich przekupiony obietnicą otrzymania pieniędzy i ich zwolnił. Rodzina Szenkerów uznała, że wydał ich właśnie Janusz Kobylański. Postępowanie wobec Janusza Kobylańskiego najpierw zawieszono w 1948 r., a umorzono w 1955 r. - akta jego sprawy zaginęły. IPN ustalił, że Stanisław Kobylański (wobec którego śledztwo umorzono w latach 40. z powodu braku dowodów winy) miał trzech synów - imiona dwóch ustalono, w tym Jana, b. konsula honorowego RP w Ameryce Płd. Formalną podstawą odmowy śledztwa były argumenty prawne - że nie można dwa razy prowadzić śledztwa wobec tych samych osób o ten sam czyn oraz że taką formę szmalcownictwa wobec Żydów, która nie zakończyła się ich śmiercią, obejmuje amnestia z 1956 r. Pozwala ona ścigać tylko tych szmalcowników, którzy w efekcie spowodowali śmierć swych ofiar. W czerwcu 2004 r. "Gazeta Wyborcza" opisała działalność dzisiejszego milionera Kobylańskiego, nazywanego przez "GW" "chorobliwym antysemitą". Według jednej z wersji jego życiorysu, w 1942 r. trafił na Pawiak i do obozów koncentracyjnych. Po wojnie znalazł się w Austrii, potem we Włoszech; dorobił się wielkich pieniędzy, a w 1952 r. wyjechał do Paragwaju; wiele wskazuje na to, że za pomocą siatki Odessa wspomagającej ucieczkę z Europy nazistów i ich współpracowników - twierdzi "GW". Według niej, nazwiska Kobylańskiego nie ma w obozowych dokumentacjach. "GW" sugeruje, że rola Kobylańskiego w obozach koncentracyjnych mogła nie być jednoznaczna, co miało być głównym powodem jego wyjazdu do Ameryki Łacińskiej. W 2005 r. TVP ujawniła dokumenty, z których wynika, że w 1953 r. prokurator generalny Austrii ostrzegał przed Kobylańskim władze Paragwaju, dokąd ten początkowo wyemigrował (potem przeniósł się do Urugwaju). W tym dokumencie określono Kobylańskiego jako "niebezpiecznego agenta, prowokatora i sowieckiego szpiega" i osobę, która stanowi niebezpieczeństwo "dla wspólnych interesów Zachodu". Kobylański w latach 80. zajął się działalnością polonijną. Przez dziesięć lat był honorowym konsulem RP. Z funkcji tej usunął go w 2000 r. szef MSZ Władysław Bartoszewski. Powodem było m.in. atakowanie przez Kobylańskiego polskich ambasadorów w Ameryce Płd. Kobylański "zasłynął" też, przyłączając się do oszczerstw pod adresem Jana Nowaka-Jeziorańskiego, które rozpowszechniał prezes Kongresu Polonii w USA Edward Moskal. "GW" podkreślała, że dzięki pieniądzom Kobylańskiego o. Tadeusz Rydzyk mógł budować w Toruniu nowe studio swojej telewizji Trwam. "Atak na pana Kobylańskiego, to nie jest na pana Kobylańskiego, tylko to jest uderzenie w Radio. Może wrócimy kiedyś do tego. Ja nie chcę w tej chwili się wypowiadać. Na człowieka, który ma wielkie zasługi uderzają, kłamią na niego" - mówił wtedy o. Rydzyk na antenie swego radia. W 2005 r. minister sprawiedliwości w rządzie Marka Belki Andrzej Kalwas zapowiadał, że najprawdopodobniej wystąpi o ekstradycję Kobylańskiego. Ówczesny szef pionu śledczego IPN Witold Kulesza mówił, że denuncjowanie ukrywających się Żydów, ze świadomością, że oznacza to wydanie ich na śmierć, jest równoznaczne z udziałem w nieulegającej przedawnieniu zbrodni ludobójstwa. Sam Kobylański oświadczył wówczas, że wszystkie informacje polskich mediów na jego temat są nieprawdziwe i obliczone na skompromitowanie go jako działacza polonijnego w Ameryce Południowej oraz na "odwrócenie uwagi społeczeństwa od rzeczywistej sytuacji w kraju".