Minister edukacji i nauki w czwartek w TVP Info pytany był o udział młodych ludzi w demonstracjach, które mają miejsce po ubiegłotygodniowym wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. - Młodzi mają to do siebie, że są w okresie takiego buntu, dojrzewania - też przez to przechodziliśmy w różny sposób, tylko że różnica między tym, co jest dzisiaj, a tym, co było kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu polega na tym, że my byliśmy wychowani w pewnej dyscyplinie i w pewnym przekonaniu o istnieniu autorytetów. Tymi autorytetami byli choćby nasi nauczyciele - powiedział Czarnek. - Gdy nasi rodzice szli na wywiadówkę, to bez względu na to, jak dobrymi byliśmy uczniami, to byliśmy pełni obaw, czy przypadkiem nauczyciel nie poskarży się choć trochę na nas, bo rodzice wtedy rzeczywiście uważali, że nauczyciel ma autorytet. Do tych czasów musimy wrócić, dlatego, że to, co się dziś dzieje na ulicach miast, wśród młodych ludzi, to jest również wypadkowa tego, co się działo w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat w polskiej oświacie i na polskich uniwersytetach. Nie działo się dobrze - ocenił minister. "W ciągu ostatnich 20 lat siedzieliśmy cicho" Jak mówił Czarnek, celem protestów jest obalenie rządu, zmiana ustroju politycznego w państwie oraz "likwidacja Polski w takim zakresie i w takim wymiarze, jaką ja znamy od wieków" i "rewolucja lewicowo-liberalna czy lewacko-liberalna". Jak wskazał, jest to zupełnie oczywiste, to przyświeca tym, którzy podgrzewają to, co się dzieje na ulicach. Według niego są to gdzieś skoordynowane działania. - Proszę zwrócić uwagę, że te wszystkie napisy, te wszystkie hasła, nie biorą się znikąd - powiedział. - Wszystko bierze się z tego, że mamy niestety w systemie edukacji - i wydaje się, że to jest błąd nas wszystkich, nas wszystkich, nie wyciągając z tego również mojej osoby - że w ciągu ostatnich 20 lat siedzieliśmy cicho w sytuacji, gdy nasz światopogląd konserwatywny, chrześcijański, wypływający wprost np. z Katechizmu Kościoła Katolickiego, uwielbianego w Polsce św. Jana Pawła II, został gdzieś ściągnięty do narożnika. Kazano nam siedzieć z tym cicho, tymczasem demokracja polegała wyłącznie na głoszeniu poglądów lewicowo-liberalnych i doszło w pewnym momencie, do wręcz dyktatury światopoglądowej lewicowo-liberalnej i dziś mamy jej efekty - mówił minister. Czarnek odniósł się do postawionej w wywiadzie tezy, że to egoizm jest podstawą działań posejmowych przez protestujących. - Egoizm to jest podstawowa cecha światopoglądu lewicowo-liberalnego. Egoizm rządzi lewicowo-liberalnym światopoglądem i lewackim. Tu i teraz się liczy, liczę się ja, moje przyjemności, doznania, mój komfort życia. Co się będzie działo za pięć, 10 lat, a już za 50 lat z moimi wnukami czy z moimi dziećmi, których i tak nie mam ewentualnie, to w ogóle nas nie interesuje. Egoizm to jest podstawowa cecha światopoglądu lewicowo-liberalnego. To jest wszystko konsekwencja tego, o czym mówię - podkreślił. "My już dzisiaj mamy dyktaturę w nauce" Minister edukacji wskazał na to, że przede wszystkim trzeba uświadomić wszystkim, na czym polega demokracja i polega wolność. - Otóż demokracja i wolność polega również na tym, że w przestrzeni publicznej, ale również w życiu akademickim, na uczelniach, w nauce ma być wolność. A wolność polega na tym, że również te idee, te wartości, te przekonania wypływające wprost z chrześcijaństwa, które jest podstawą Europy i Polski, są również do tolerowania na uczelniach - powiedział. Według niego dzisiaj jest to wykluczane. - Jeśli słyszę, że na wiodącym uniwersytecie w Polsce zakazuje się doktorantom cytowania św. Tomasza z Akwinu, ale także św. Jana Pawła II, mówiąc, że to nie są naukowcy, to nie są filozofowie, to o czym mówimy. My już dzisiaj mamy dyktaturę w nauce - powiedział. - Więc w pierwszej kolejności trzeba wrócić po prostu do edukacji od samego początku, do definicji wolności nauki i wolności światopoglądów, wolności religijnej i wolności przekonań. Bo dzisiaj już brakuje tolerancji z tamtej strony dla nas konserwatystów, dla nas chrześcijan, dla nas ludzi, którzy opierają nasze życie rodzinne również na wartościach, które również wyznawali nasi przodkowie i dzięki temu jesteśmy dzisiaj na świecie - dodał. Decyzja TK W ubiegły czwartek (22 października) Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis ustawy z 1993 r. zezwalający na dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Po wyroku TK w całej Polsce trwają protesty przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego, organizowane m.in. przez "Strajk Kobiet".