Pełny skład TK (przy jednym zdaniu odrębnym Teresy Liszcz) uznał za niezgodną z konstytucją całość ustawowych procedur takich odmów IPN - w brzmieniu obowiązującym do maja br., gdy weszła w życie nowelizacja ustawy o IPN autorstwa PO. Jak wyjaśnił mediom Paweł Osik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wyrok TK oznacza, że sądy administracyjne badające skargi na odmowę udostępnienia akt będą zwracać te sprawy IPN, który będzie musiał udostępniać skarżącym kopie żądanych akt. Osik dodał, że IPN będzie musiał tak uczynić także wobec Lecha Wałęsy. IPN w 2009 r. odmówił mu dostępu do jego akt z lat 1970-76, gdy - zdaniem IPN - był on zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o kryptonimie "Bolek". B. prezydent wiele razy zaprzeczał, by był agentem. - Będziemy wykonywać wyrok TK - powiedział rzecznik IPN Andrzej Arseniuk. Dodał, że od maja IPN udostępnia wszystkim takim osobom kopie wnioskowanych materiałów. TK badał pytania prawne sądów, które kwestionowały konstytucyjność procedury odmów IPN na podstawie - częściowo już dziś nieobowiązujących - zapisów ustawy o IPN. Już w 2007 r. TK uchylił zapis, że IPN odmówi udostępnienia akt, jeśli wnioskodawca był traktowany przez służby PRL jako tajny informator, zobowiązał się do dostarczania im informacji lub to czynił. Jak podkreślała monitorująca sprawę HFPC, mimo to IPN przez następne lata odmawiał udostępnienia akt, bo inny artykuł ustawy o charakterze proceduralnym (którego w 2007 r. TK nie uchylił) powtarzał takie właśnie przesłanki odmowy wydania akt. IPN argumentował, że musi stosować istniejący zapis. Wiele osób zaskarżało odmowy do sądów administracyjnych; do skarg przyłączała się HFPC. Latem 2009 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie spytał TK o zgodność z konstytucją tego artykułu ustawy. Pytanie WSA było podstawą zawieszenia przez IPN postępowania odwoławczego co do Wałęsy - do czasu wyroku TK. Krytykowali to adwokaci Wałęsy, dowodząc, że ówczesny prezes Instytutu Janusz Kurtyka mógł rozpatrzyć odwołanie Wałęsy bez czekania na wyrok TK. W sierpniu br. WSA orzekł nieprawomocnie, że IPN nie powinien był zawieszać tego postępowania. Ostatecznie kwestionowany artykuł ustawy zlikwidowała nowelizacja ustawy o IPN autorstwa PO, która weszła w życie w maju br. PO uzasadniała zmianę "arbitralnymi kryteriami odmowy dostępu do akt"; według PiS ta nowelizacja to "koniec lustracji". Choć uchylony, artykuł ten jednak nadal ma znaczenie dla sądów badających odmowy IPN. Drugie pytanie Naczelnego Sądu Administracyjnego dotyczyło procedury odwoławczej, która - zdaniem NSA - narusza konstytucję, bo pozwala IPN na nieuzasadnianie decyzji o odmowie dostępu do akt - w zakresie, w jakim udostępnienie akt "uniemożliwia realizację ustawy lustracyjnej"; nakazuje sądom badanie skarg na odmowę na posiedzeniu niejawnym, a skarżącemu nie doręcza się uzasadnienia wyroku, które sporządza się tylko w przypadku uwzględnienia skargi. Przedstawiciel Sejmu chciał umorzenia postępowania, bo główny kwestionowany zapis już nie obowiązuje. Prokuratura Generalna wniosła o uznanie jego niekonstytucyjności, bo może on mieć znaczenie dla sądów badających odmowy IPN. TK uznał, że główny kwestionowany zapis ustawy o IPN ma charakter proceduralny i określa tylko formę odmowy dostępu do akt. TK ocenił, że redakcja tego zapisu jest w takim stopniu niejasna i nieprecyzyjna, że mógł on być wykorzystywany - wbrew istocie tej regulacji - jako materialno-prawna podstawa odmowy, co było niezgodne z konstytucyjnymi zasadami równości wobec prawa i prawidłowej legislacji. TK podzielił też zarzut sądów, że uzasadnienie decyzji administracyjnej jest niezbędnym elementem prawa jednostki do jej zaskarżenia, a brak uzasadnienia pozbawia ją rzeczywistej możliwości obrony. Także niejawność posiedzenia sądu Trybunał uznał za niezgodną ze sprawiedliwą procedurą sądową. Odmowa prawa do uzasadnienia wyroku sądu osobie, której postępowanie dotyczy, a przyznanie tego prawa prezesowi IPN nie spełnia zaś kryteriów pozwalających na stwierdzenie, że "równość broni" została zachowana - orzekł TK. Według TK, nowelizacja ustawy z maja br. wprowadziła oczekiwane przez sądy standardy konstytucyjne. Sędzia Liszcz uważała, że "odpowiedź TK wcale nie była sądom potrzebna". W TK nie stawił się nikt z dwóch sądów, które zadały pytania prawne.