We ostatni wtorek wieczorem na posiedzeniu prezydium Sejmu zapadła decyzja, że rozpoczęte w środę rano ostatnie posiedzenie Sejmu, zostanie przerwane tego dnia i kontynuowane po wyborach parlamentarnych, w dniach 15-16 października. Wniosek o przerwę zgłosił klub PiS. Pierwotnie ostatnie w tej kadencji posiedzenie Sejmu miało zakończyć się w miniony piątek. Liderzy opozycji krytykowali przeniesienie obrad Sejmu. Szef klubu PO-KO Sławomir Neumann ocenił, że "to jest coś, co jest absolutnie niedopuszczalnym w demokracji posunięciem". "Jeżeli ktoś robi taki ruch, mimo że jest miesiąc do końca kadencji, Sejm ma trwać tylko trzy dni w tym miesiącu, ogranicza (posiedzenie) do jednego dnia, a dwa dni przenosi na po wyborach, to dla mnie to jest kręcenie" - powiedział. Z kolei w opinii lidera ludowców Władysława Kosiniaka-Kamysza przesuniecie obrad jest "podejrzane". Terlecki został zapytany w poniedziałek w radiowej "Trójce", dlaczego ostatnie posiedzenie Sejmu nie mogło się zakończyć przed wyborami. "Pomysł bardzo prosty: zbierzemy się po wyborach, ogłosimy, że przedłużamy kadencje o cztery lata, a wyniki (wyborów) będą obowiązywać właśnie za cztery lata i to jest bardzo proste rozwiązanie. Ja oczywiście żartuje" - ironizował wicemarszałek Sejmu. "Mieliśmy trzydniowe posiedzenie, dość obciążone rozmaitymi projektami rządowymi, ponieważ w ostatniej chwili różne resorty chciały jakby rzutem na taśmę coś tam dla siebie czy swojego ważnego przeprowadzić i zrobiło się bardzo gęste, takie długie, trzydniowe, solidne posiedzenie" - mówił. "Tymczasem kampania trwa, teraz już na ostatniej prostej, posłowie się denerwują, każdy ma jakieś wydarzenia u siebie w okręgu, dostawałem dziesiątki próśb i usprawiedliwień, że nie będzie na tej czy na innej części posiedzenia, a niestety także na głosowaniach, bo ma niezwykle ważne wydarzenia tam gdzieś u siebie i musi tam być, więc uznaliśmy, że nie ma żadnego powodu, żeby to przepychać teraz w czasie kampanii" - dodał wicemarszałek Sejmu. Podkreślił, że po wyborach Sejm będzie mógł się spokojnie zająć pozostałymi punktami. "Rozważaliśmy możliwość przeniesienia całego posiedzenia" Terlecki zaznaczył, że na posiedzeniu, które zostanie dokończone po wyborach nie znajdują się żadne bulwersujące opinię publiczną projekty. "Szkoda było tych dwóch, a właściwie trzech dni, żeby kampanię zatrzymać. Jednak posłowie są głównym motorem działań kampanijnych w terenie" - podkreślił. Zapytany, czy PiS przeniósł cześć posiedzenia na termin po wyborach, aby wywołać reakcje opozycji i pokazać "radykalizm głoszonych podejrzeń", co do powodu tego ruchu, odpowiedział: "Nawet nie mieliśmy takiego pomysłu, natomiast spodziewaliśmy się, że to wywoła trochę zamieszania". "Rozważaliśmy możliwość przeniesienia całego posiedzenia, ale może by to wzbudzało niepokój opinii, więc tylko skróciliśmy o te punkty, które nie są pilne i nie są jakieś ważne" - mówił. W audycji przypomniano wypowiedź mecenasa Romana Giertycha, który w TVN24 ocenił, że przeniesienie obrad na termin po wyborach jest dla PiS "pewnego rodzaju ubezpieczeniem na wypadek, gdyby wybory się nie powiodły". "Gdyby PiS nie uzyskał większości, ma to posiedzenie i może spróbować przeprowadzić ustawę, która zmieni podległość Prokuratury Generalnej. Myślę, że głównie o to chodzi, że w przypadku, gdyby PiS nie uzyskał większości w nowym parlamencie, przegłosuje w starym składzie - co jest dopuszczalne przez prawo, aczkolwiek skrajnie nieetyczne - ustawę, który by wyjęła pana prokuratora (generalnego Zbigniewa) Ziobrę spod jurysdykcji rządowej i przekazała go pod prezydencką" - mówił. Terlecki w "Trójce" ocenił słowa Giertycha jako "bajki". "Pan mecenas Giertych jest specjalistą od tworzenia takich rozmaitych pomysłów i historyjek, które nie mają zaczepienia w rzeczywistości" - dodał.