Trudno umówić się z nimi na rozmowę. Spotkanie przekładamy przez trzy tygodnie. Albo nie ma Krzyśka, albo Joli. Jeśli już są razem, to odwiedzają rodzinę, coś załatwiają, albo po prostu chcą odpocząć. W końcu w niedzielę dostaję smsa. "Będziemy w domu około 17. Możesz wpaść?". "OK. Będę". Ledwie zdążyli wrócić z rodzinnego obiadu. "Jeśli jesteście zmęczeni, możemy przełożyć" - mówię na wstępie. "Nie, nie" - protestują - "Jeśli nie dziś, to nie wiemy, kiedy znów nam się uda" - zapewniają. Jola i Krzysiek byli jednymi z pierwszych, którzy mogli skorzystać z wydłużonego urlopu rodzicielskiego. Mieli do podziału 52 tygodnie. Wykorzystali cały dany im czas. Dziś Oliwier ma już ponad roczek, kępkę włosków na czubku głowy i - jak mówią przyjaciele Joli i Krzyśka - "oczyska na pół twarzy". Ma też rodziców, którzy dzięki temu, że podzielili się urlopem, lepiej rozumieją jego i siebie nawzajem. Agnieszka Waś-Turecka, INTERIA.PL: Od zeszłego roku świeżo upieczeni rodzice mogą podzielić się 52 tygodniami urlopu. W przytłaczającej większości przypadków to kobiety decydują się na dłuższą przerwę w pracy. Mężczyźni zazwyczaj ograniczają się do dwóch tygodni urlopu tacierzyńskiego. U was było inaczej. Krzysiek: - Tak. Jola spędziła w domu 34 tygodnie. Ja skorzystałem z pozostałych 18. Dlaczego? Jola: - Dużą rolę w takim podziale urlopu odegrały kwestie finansowe. Biorąc pod uwagę wysokość zarobków i koszt dojazdów kalkulowaliśmy, co będzie nam się bardziej opłacało. W końcu doszliśmy do wniosku, że Krzysiek wykorzysta resztę urlopu. Ja pracuję praktycznie na miejscu, więc odpadał koszt dojazdów. K.: - Dodatkowo, ja pracuję w urzędzie państwowym, a żona w prywatnej firmie. U mnie - na państwowej posadzie - inaczej podchodzi się do tematu dłuższej nieobecności związanej z opieką nad dzieckiem i powinno się wspierać politykę prorodzinną. Jak zareagowali w pracy, gdy powiedziałeś, że idziesz na rodzicielski? K.: - Kierowniczka od razu zapytała, czy chcę iść potem na wychowawczy. Trochę się bała, że może mnie nie być naprawdę długo. Razem ze mną pracuje jeszcze osiem kobiet. W takiej grupie to ja byłem zawsze tym "czynnikiem stałym". A tu nagle takie zaskoczenie! Dali ci w jakiś sposób odczuć, że nie podoba im się twoja decyzja? K.: - Nie. To było po prostu szczere zdziwienie. Poradzi sobie? Nie poradzi? A potem słyszałem już głównie: "ale Jola ma z tobą dobrze". J.: - Na początku w ogóle było trudno, bo byliśmy jednymi z pierwszych, którzy mogli skorzystać z nowych przepisów. Nasi pracodawcy nie bardzo wiedzieli, jak to ugryźć. My sami zresztą też jeszcze nie wiedzieliśmy, jak się urlopem podzielimy. Uznaliśmy, że zdecydujemy w trakcie. K.: - Dużym plusem jest to, że całość urlopu jest płatna. Z uwagi na to, że nie zadeklarowaliśmy podziału przed urodzeniem Oliwiera przez pierwsze 26 tygodni Jola dostawała 100 proc. pensji, a potem 60 proc. Gdy zamieniliśmy się miejscami ja też zacząłem dostawać 60 proc. O zamianie ról zdecydowały tylko kwestie finansowe? K.: - Nie. Jola zaczęła też z czasem tęsknić za pracą. Gdy była na rodzicielskim, często powtarzała, że już ma dość siedzenia w domu i zajmowania się Małym. Jak poszła do pracy, to przestała tak mówić. J.: - Myślę, że wszystkie mamy doskonale mnie rozumieją. Nie chodzi o to, że już nie chcesz się zajmować dzieckiem, czy marzysz o powrocie do pracy. To bardziej podstawowe sprawy - chęć kontaktu z ludźmi w twoim wieku, porozmawiania o czymś innym niż szczepienia i ząbki, wyrwania się z czterech ścian, gdy jedyną rozrywką jest wyjście z Małym na spacer. Nie śpisz w nocy, nie dasz rady spać w dzień, oczy nieustannie na zapałkach. W pewnym momencie po prostu chcesz zmiany. K.: - Byłem w domu tylko przez cztery miesiące, ale też zacząłem to odczuwać. Jak zareagowali twoi koledzy, gdy powiedziałeś, że zostajesz z Małym w domu? K.: - Część myślała, że chodzi mi o urlop tacierzyński. Mówili: "To tylko dwa tygodnie. Zaraz będziesz miał spokój". Gdy tłumaczyłem, że chodzi o rodzicielski, byli bardzo zdziwieni. Przede wszystkim pytali, czy sobie poradzę. Czy ogarniam temat przewijania, karmienia i przebierania. A reakcje typu: "Zwariowałeś? Przecież to nie jest dla faceta!"? K.: - Może w paru przypadkach. Czasem słyszałem: "w co ty się pchasz?", "chce ci się?", "weźcie niańkę", "dajcie do żłobka". Ale niektórzy mówili też tak, jak koleżanki: "ale Jola ma z tobą dobrze". - Ogólnie jednak panowało przeświadczenie, że facet sobie nie poradzi. Ale dałeś radę. K.: - Tak, choć na początku ciężko było się zorganizować. Wszystko ze sobą zsynchronizować - dobrze go ubrać, odpowiednio przygrzać jedzenie, zabrać do wózka wszystko, co potrzeba. Pamiętam, że przez pierwsze dni miałem z tym duże pocenie. Ale w końcu opanowałem temat i tylko wyczekiwałem spacerów. Ile ja przez ten czas kilometrów zrobiłem! Zresztą chodziliśmy ze znajomymi mamami. J.: - "Przejął" koleżanki, z którymi ja wcześniej spacerowałam. Same baby w okolicy i on jeden. Jakaś reakcja szczególnie cię zaskoczyła? K.: - Najwięcej uwagi przyciągaliśmy w galeriach handlowych. Jola pracuje w sobotę, więc czasem urządzaliśmy sobie takie przejażdżki, żeby się z domu wyrwać. J.: - "Żeby się z domu wyrwać". Właśnie o to mi chodziło. K.: - Pewnie, że chciałem się wyrwać. Jak się cały dzień z dzieckiem siedzi... J.: - Otóż to! To jest świetna sytuacja, żeby tata zrozumiał, jak się czuje mama. Teraz się lepiej rozumiecie? Często mężczyźni są zdziwieni, że po całym dniu "siedzenia w domu" z dzieckiem kobiety są zmęczone. Przecież to oni byli "w pracy", więc dlaczego nie czeka na nich obiad? J.: - U nas nie było tego problemu, bo obiadów nie bywało już wcześniej. (śmiech) K.: - Zdążyłem się do tego przez dwa lata przyzwyczaić. (śmiech) A jeśli chodzi o podział obowiązków? K.: - Wcześniej zdawałem sobie sprawę z tego, że opieka nad dzieckiem jest wymagająca, ale nie podejrzewałem, że aż tak. To strasznie męczy psychicznie. Czasem tylko czekałem, żeby Jola już wreszcie wróciła z pracy i choć na chwilę wzięła Małego. J.: - A pamiętasz, jak na początku złościło cię, gdy chciałam, żebyś się nim zajął niedługo po tym, jak wracałeś z pracy? Też chciałam chwili oddechu. K.: - Nie byłem zły o to, że mi go dajesz, tylko że uważasz, że skoro byłem w pracy, to prawie nic nie robiłem i nie jestem zmęczony. Ale teraz już wiesz, że czasem praca też potrafi być wyczerpująca. J.: - I właśnie o to chodzi. Teraz oboje dokładnie wiemy, jak czuje się osoba, która zostaje w domu i ta, która idzie do pracy. K.: - Na pewno lepiej zrozumiałem położenie mamy. Teraz Jola już nie może mi zarzucić: "Ty nie wiesz, jak to jest!". Bo ja doskonale wiem. Rutyna też dała ci się we znaki? K.: - Właśnie. Dlatego czasem ciągnęło nas do jakiejś galerii. To tam doświadczyłem chyba największego zaskoczenia. Ze dwa razy zdarzyło się, że ktoś do nas podszedł i pyta Oliwiera: gdzie masz mamusię? A ja tam stoję i zastanawiam się, czy jestem niewidzialny. - Zauważyłem też coś, co wcześniej w ogóle nie zwracało mojej uwagi: przewijaki dla niemowląt są tylko w damskich toaletach. Podejrzewam, że razem z Oliwierem czuliśmy się co najmniej tak samo dziwnie jak kobiety, które się tam na nas natykały. J.: - W banku też miałeś śmieszną sytuację. K.: - Siedziałem przy biurku pracownika banku i coś załatwiałem. Jedną ręką podawałem Małemu butelkę, drugą podpisywałem jakiś wniosek i jeszcze jakoś próbowałem trzymać wózek. W końcu zatrzymały się jakieś dwie panie i znów pytają: gdzie masz mamusię? Ogólne szaleństwo. A jak powiedziałeś, że mamusia w pracy? K.: - Były zaskoczone, bo to na razie dość niecodzienny widok. Raczej widuje się mamy z dzieckiem, ewentualnie 2+1. Ale pozytywnie zaskoczone? K.: - Tak. Pytały o zmiany w przepisach. Mówiły, że dziecko będzie mieć kontakt z obojgiem rodziców. - Ogólnie myślę, że ta nasza zamiana ról wyszła Małemu na dobre. J.: - Ja też tak uważam. Przede wszystkim z Krzyśkiem nauczył się wielu nowych rzeczy. Wiadomo, że każdy rodzic ma trochę inne podejście do dziecka - mama jest bardziej od przytulania, a tata od wariowania. Gdy wcześniej Krzysiek wracał z pracy, to Mały zaczynał szaleć, jak go widział. Był taki szczęśliwy, że nie wiedział co ma z tego całego szczęścia robić. K.: - Teraz tak reaguje na Jolę. - Wcześniej też nie bardzo chciał jeść, ale gdy zostałem w domu problem się rozwiązał. Myślę, że zmiana otoczenia i przyzwyczajeń dobrze mu zrobiła. Może on też miał dość rutyny? Jola, a ty z jakimi reakcjami się spotkałaś, jak powiedziałaś, że wracasz wcześniej do pracy? J.: - Ci, którzy znają Krzyśka, reagowali pozytywnie: świetnie, że się tego podejmuje. Inni byli zaskoczeni. "Skoro ty jesteś w pracy, to z kim jest Mały?" "Z tatą." "Chodzi ci o teściową?" "Nie, o męża. Teściowa będzie później." - Wiele osób pytało, jak on sobie poradzi. Ale skoro radził sobie z jednodniowym dzieckiem, bo ja po cesarskim cięciu, nie mogłam się ruszyć, to dlaczego nie miałby sobie poradzić teraz? Przecież przewijał, karmił, przebierał jeszcze zanim ja to zaczęłam robić. Czyli nie słyszałaś, że jesteś dziwna, bo nie chcesz zostać z Małym? J.: - Wprawdzie nie zarzucano mi, że jestem przez to złą mamą, ale pytano, dlaczego nie chcę z nim zostać, skoro mam taką możliwość. Ale przecież nie będę się wszystkim z naszych domowych spraw tłumaczyć. - Jedna dziewczyna dała mi jednak raz odczuć, że wracając wcześniej do pracy, pozbawiłam Małego czasu z matką. Nie chodziło nawet o to, że dzieje mu się krzywda, tylko nie spodobał jej się sam fakt, że dziecko nie jest z mamą. K.: - Przecież nie zostało z obcą osobą, tylko z tatą... J.: - Poza tym ludzie są w różnych w sytuacjach. Czasem nie mają wyboru i dziecko musi zostać z nianią, albo w żłobku. Nie nam to oceniać, bo nie znamy ich historii. - Osobiście nie uważam, by moje pójście do pracy czyniło ze mnie wyrodną matkę. Jak się czułaś pierwszego dnia po powrocie do pracy? Tęskniłaś? J.: - Okropnie. Ciężkie było już samo wyjście z domu. Do tej pory mieliśmy swoje poranne rytuały, a tu nagle koniec! Muszę iść! Pamiętam, że po raz pierwszy urządziliśmy sobie "wideokonferencję" już o 8.30. - Powrót też był trudny. Gdy wchodziłam do domu, akurat schodzili ze schodów. Mały mnie usłyszał i zaczął gaworzyć. Mnie momentalnie łzy stanęły w oczach, ale jakoś starałam się to ukryć, by nie pomyślał, że coś jest nie tak. - Kilka pierwszych dni było ciężkich. Czasem zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam. Ale gdy zauważyłam pozytywne efekty, jakie nasza zamiana ról wywarła na Małym, zniknęły wszystkie wątpliwości. Krzysiek, a ty jak pamiętasz pierwszy dzień? K.: - Było dziwnie. Jak mówiła Jola - mieliśmy swoje poranne rytuały. Dotychczas było tak, że po przebudzeniu brałem go z łóżeczka i dawałem Joli do łóżka. Tym razem wzięła go Jola i położyła obok mnie. Te 18 tygodni zmieniły jakoś twoją więź z Oliwierem? K.: - Z pewnością zacieśniły. Zupełnie inaczej teraz na mnie reaguje. Macie wśród znajomych pary, które też zdecydowały się na podział urlopu rodzicielskiego? K.: - Nie. W domu zostają raczej kobiety. Namawiasz kolegów, żeby spróbowali? K.: - Na pewno im tego nie obrzydzam. Ja jestem zadowolony z mojego wyboru i gdybyśmy mieli drugie dziecko, to też bym się zdecydował. Ale gdyby kolega do ciebie przyszedł i zapytał, czy powinien pójść na rodzicielski? K.: - To jest kwestia podejścia. Jeśli ktoś z góry założy, że sobie nie poradzi, to faktycznie nie da rady. To jest okropnie męczące, dlatego trzeba do tego odpowiednio podejść. Na przykład gdybym spędzał dnie tylko na myśleniu, ile jeszcze zostało do powrotu Joli, to z pewnością strasznie byśmy się męczyli. Ale starałem się traktować to jako zabawę - trochę się powygłupiamy, zjemy deserek, potem pospacerujemy... A co w sytuacji, gdy przychodzi do ciebie kolega i mówi: "słuchaj, mam taką możliwość, ale trochę się waham. Nie wiem, czy sobie poradzę". Co byś mu powiedział? K.: - Zapytałbym, jak sobie radzi z dzieckiem. Czy przewija, czy karmi, czy maleństwo przy nim nie płacze? Jeśli miałby dobry kontakt z dzieckiem, to: "Pewnie chłopie. Świetna sprawa". J.: - Wydaje mi się, że wiele zależy od tego, jaki mężczyzna ma związek z dzieckiem od urodzenia. U nas Krzysiek zajął się Małym od razu. Potem, gdy ja wydobrzałam, też od niczego się nie uchylał. Jeśli natomiast tata od początku nie angażuje się w opiekę nad dzieckiem, to pewnie nigdy nie podejmie się zostania z nim w domu, bo będzie go to przerażać. K.: - Wszystko zaczyna się w głowie. W jakimś stopniu jestem z siebie dumny, że mi się udało. - Moi koledzy raczej nie zajmują się dziećmi. Ostatnio Oliwier został z moim starszym bratem, który jeszcze nie ma dzieci. Łukasz (brat - przyp. red.) natknął się na "megapaczkę" w pieluszce Małego. Pół godziny zajęła mu zmiana pampersa! Jaki był potem z siebie dumny. Powiedział, że teraz możemy mu Małego zostawiać - nic go już nie zaskoczy. Koleżanka, która się o tej historii dowiedziała, była bardzo zaskoczona, bo jej mąż w ogóle się tym nie zajmuje. Tylko przytulić, pobawić i tyle. Koledzy nie mówią, że skoro ty potrafiłeś, to oni też z pewnością sobie poradzą? K.: - Jeszcze nie. Każdy wychodzi z założenia, że żona się tym zajmie. Mówią, że im by się nie chciało. Żony kolegów nie mają dość, że dziecko jest tylko na ich głowie? K.: - Trudno powiedzieć. Chyba się już tak utarło, że to mama więcej zajmuje się dzieckiem. J.: - Jeśli mężczyzna nie zajmuje się dzieckiem od urodzenia, to później kobiecie trudno jest wymusić na nim pomoc. Co z tego, że koleżanka może iść po pracy na zakupy, jak potem wraca do domu, a tam przysłowiowy "sajgon", bo mąż został z dzieckiem? A przecież ono nie jest tylko mamy. Sama go sobie nie zrobiła! K.: - Najczęściej widuję tatusiów na spacerach z dziećmi po godzinie 17. W większości przypadków dostali od żon zapakowane w wózek dziecko i przykaz: idźcie tam i wróćcie. Tacy ojcowie mają bardzo mało kontaktu z dzieckiem, bo około 19, 20-tej jest już kąpanie. Urlop rodzicielski jest opcjonalny - może go wziąć mama albo tata. Myślicie, że gdyby jakaś jego część, np. 2 miesiące, była dedykowana tylko dla ojców, więcej mężczyzn decydowałoby się na zostanie w domu? K.: - Tak. Większość osób jednak nie chce zostawiać dziecka z obcą osobą. Jeśli byłby wybór: tata czy żłobek, to w większości przypadków wygrałby tata, bo obojgu rodzicom zależy, by dziecko było jak najdłużej w rodzinie. A za tym z czasem poszłaby też pewnie zmiana świadomości i mężczyźni chętniej decydowaliby się na kilka miesięcy w domu. J.: Podsumowując, powiem jedno: byłam z Oliwierem w domu dłużej niż Krzysiek, i co z tego? Pierwsze słowo, jakie wypowiedział i które mówi do tej pory to: "tata".