Ostatnie dni to zdecydowanie nie jest najlepszy czas Daniela Obajtka. Najpierw prokuratura w Płocku wszczęła postępowanie w sprawie fuzji Orlenu z Lotosem. Później ulubieniec Jarosława Kaczyńskiego został odwołany z funkcji prezesa państwowego koncernu. Wreszcie Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport dotyczący połączenia Orlenu z Lotosem, który dla kierownictwa paliwowego czempiona i rządu Mateusza Morawieckiego jest po prostu miażdżący. Z informacji Interii wynika, że najbliższe tygodnie albo nawet miesiące wcale nie będą dla ex-prezesa Obajtka łaskawsze i mniej intensywne. Zwłaszcza, że jego plan wejścia w wielką politykę może spalić na panewce. Obóz władzy zamierza bowiem rozliczyć czołowego menedżera "dobrej zmiany" z każdej decyzji na czele Orlenu. Miękkie lądowanie w Brukseli W PiS-ie jest pełna świadomość tego, że Obajtek jest "poszukiwanym numer jeden" przez Koalicję 15 Października. Dla obecnej ekipy rządzącej to zresztą postać-symbol, nie bez powodu przez lata kolejnych pisowskich menedżerów z partyjnego nadania ówczesna opozycja nazywała "obajtkami". - Oczywiście, że chcemy go chronić przed konsekwencjami - mówi nam polityk PiS-u z poprzedniego rządu. Przyznaje, że pozycja ex-prezesa Orlenu nie jest tak mocna, jak wówczas, gdy Obajtka przymierzano do zastąpienia Mateusza Morawieckiego w fotelu premiera. Dla Nowogrodzkiej to jednak wciąż cenny atut. - Nigdy powab nie ostaje się w 100 proc. w takiej sytuacji. Dzisiaj ma problemy, nowa władza ciosa mu kołki na głowie z powodu fuzji Orlenu z Lotosem - tłumaczy nasz rozmówca. Nagrodą za lata wiernej służby partii i rządowi ma być ciepła posada w Parlamencie Europejskim. Pierwsze przesłuchy w tej sprawie podało nieoficjalnie pod koniec stycznia Radio ZET. Z informacji Interii wynika, że sprawa jest przesądzona mniej więcej od miesiąca. - Jest taki temat. Sam Obajtek jest na taką opcję bardzo chętny - mówi nam nasze źródło na Nowogrodzkiej. Chęci są obopólne, bo chociaż nad byłym szefem Orlenu zebrały się ciemne chmury, to partyjna centrala wciąż widzi w nim duży potencjał na przyszłość. Potencjał, którego nie chce stracić. - Trzeba go zagospodarować - tłumaczy nam wieloletni polityk PiS-u. I dodaje: - Obajtek jest traktowany u nas jak swój człowiek, jak człowiek, który się sprawdził. Start do Parlamentu Europejskiego jest dla niego najbardziej naturalny. Również po to, żeby miał sensowne pole oddziaływania, bo przecież nie wróci do samorządu. Start - tak. Tylko skąd? Jedynym problemem Obajtka w kwestii wyjazdu do Brukseli jest zdobycie pewnego, biorącego miejsca. Jak dowiadujemy się w PiS-ie, to wcale nie taka prosta sprawa, bo chętnych na emigrację do Parlamentu Europejskiego w partii nie brakuje. Teraz, kiedy do grona kandydatów do startu na poważnie dołączyli również Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, sytuacja Obajtka dodatkowo się skomplikowała. W kontekście byłego prezesa Orlenu najwięcej mówi się o starcie z Podkarpacia, czyli bastionu PiS-u. Rzecz w tym, że pewniakiem na czele listy w okręgu nr 9 wydawał się europoseł Tomasz Poręba. Jeden z byłych szefów ostatniej kampanii parlamentarnej PiS-u zasiada w Parlamencie Europejskim od 2009 roku, a w ostatnich wyborach zrobił najwyższy wynik w całym kraju - uzyskał ponad 276 tys. głosów, a więc grubo ponad połowę dorobku całej listy PiS-u na Podkarpaciu. Problemem Poręby jest to, że wskutek ostatniej kampanii wyraźnie stracił w oczach Jarosława Kaczyńskiego. Chociaż prowadzona przez Joachima Brudzińskiego kampania była odsądzana od czci i wiary, to na jednym z pierwszych powyborczych spotkań prezes PiS-u miał powiedzieć jasno, że nie ma do niej zastrzeżeń i gdyby dalej prowadził ją Poręba, partia uzyskałaby jeszcze gorszy wynik. - Z miłością prezesa do Tomka Poręby jest po kampanii krucho, więc być może to jego zastąpiłby na czele podkarpackiej listy Obajtek - zastanawia się jeden z naszych rozmówców z PiS-u. Polowanie na Daniela Obajtka Zupełnie inne plany wobec byłego prezesa Orlenu ma rządząca większość. Nasi rozmówcy z rządu przyznają, że chociaż spodziewali się wielu nieprawidłowości w zarządzaniu paliwowym gigantem, to opublikowany na początku lutego raport NIK-u nawet dla nich był zaskoczeniem. Państwowi kontrolerzy wykazali m.in., że aktywa Lotosu sprzedano co najmniej 5 mld zł poniżej ich wartości rynkowej. Co więcej, ówczesny minister aktywów państwowych Jacek Sasin rekomendował rządowi zaakceptowanie fuzji, chociaż nie przeprowadził ani nie dysponował należytą analizą kosztów i korzyści - zarówno na poziomie dwóch naftowych spółek, jak i bezpieczeństwa paliwowego państwa. Mówi Konrad Frysztak, poseł i wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej: - Raport NIK-u sam w sobie jest aktem oskarżenia wobec Daniela Obajtka. Pan Obajtek w pewnym momencie będzie musiał spotkać się z prokuratorem i opowiedzieć mu ze szczegółami o swoich działaniach w Orlenie. Poseł Frysztak podkreśla, że karierą menedżerską Obajtka w Orlenie zajmie się również kierowany przez Romana Giertycha Zespół ds. Rozliczenia Rządów PiS-u. Nowe gremium ma zajmować się tropieniem wszelkich nieprawidłowości, nadużyć czy korupcji za czasów, gdy PiS rządziło krajem. Jak przyznał w jednym z wywiadów sam poseł Giertych, praca zespołu "będzie wiązała się ze składaniem zawiadomień do prokuratury, inicjowaniem postępowań administracyjnych lub karnych". Na tym jednak nie koniec planów Koalicji 15 Października wobec ex-prezesa Orlenu. - Kluczem do tego, co dalej z Obajtkiem jest Borys Budka i resort aktywów państwowych. Oni wiedzą, co jest w dokumentach, jaka była skala nieprawidłowości - twierdzi w rozmowie z Interią jeden z członków rządu. - Komisja śledcza, zespół parlamentarny czy kolejne śledztwa prokuratorskie - to wszystko jest w grze. Ten temat nie ucieknie, nie zginie, tego nie da się zamieść pod dywan - przyznaje nasze źródło. Z informacji Interii wynika też, że prędzej czy później Daniel Obajtek doczeka się własnej komisji śledczej. - Mówiliśmy jasno: trzy komisje śledcze, które już działają, to dopiero początek, a nie koniec. W przypadku pana Obajtka i jego rządów w Orlenie jest tyle rzeczy, które kwalifikują się na komisję śledczą, że argumentów za jej powołaniem na pewno nie zabraknie - zapewnia w rozmowie z Interią kolejny członek rządu Donalda Tuska. Nasi rozmówcy zaznaczają jednak, że komisja nie powstanie od razu. Już teraz pracują trzy tego rodzaju ciała - zajmują się wyborami kopertowymi, aferą wizową oraz inwigilacją za pomocą systemu Pegasus - i rządzący nie chcą przesadzić z liczbą otwartych frontów, żeby nie wywoływać wrażenia chaosu i przesycenia tematem rozliczania PiS-u. W myśl starego przysłowia, co się jednak odwlecze, to nie uciecze. - Temat komisji śledczej jest, on krąży w koalicji. Ostateczne decyzje będą podejmować liderzy, ale im więcej materiałów mamy w rękach, tym pewniejsze jest, że ta komisja powstanie - zarzeka się prominentny polityk Koalicji 15 Października. I dodaje: - To może być zresztą nie tylko komisja w sprawie pana Obajtka i Orlenu, ale szerzej dotycząca nadzoru poprzedniego rządu nad zasobami skarbu państwa. Wszystko zależy od tego, co jeszcze uda się nam ustalić.