- Niektóre (elementy reformy) są pozytywne, inne rodzą znaki zapytania - przyznał minister rolnictwa Adam Tański, który reprezentował Polskę na dzisiejszej naradzie unijnych ministrów rolnictwa. Po raz pierwszy wzięli w niej pełny udział szefowie resortów rolnictwa z krajów przystępujących do UE w przyszłym roku i po raz pierwszy mieli okazję przedstawić stanowisko na temat reformy w tym gronie. Jako obserwatorzy nie mogą oni jeszcze brać udziału w głosowaniu nad unijnymi decyzjami. Reformę zaproponowała w ubiegłym roku - i ponowiła propozycję w zmodyfikowanej formie w styczniu - Komisja Europejska, naciskana przez zwolenników drastycznych cięć w dotacjach dla rolnictwa: Danię, Holandię, Szwecję, Wielką Brytanię i do pewnego stopnia także Niemcy. Komisja i przewodnicząca UE w tym półroczu Grecja zapowiadają starania, żeby przeforsować decyzję 11-12 czerwca na następnym spotkaniu ministrów rolnictwa w Luksemburgu, ale Francja przy poparciu Hiszpanii i Irlandii sprzeciwia się wszelkim poważniejszym cięciom. Zwłaszcza w chwili, gdy rząd w Paryżu stoi w obliczu masowych protestów przeciw reformie emerytur. Komisja wzywa, żeby uprościć system dopłat bezpośrednich, zamrozić ich poziom na "historycznym poziomie" i ostatecznie uniezależnić go od faktycznej produkcji, a następnie stopniowo redukować dopłaty. Im większe gospodarstwo, tym większe byłyby te cięcia, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze Unia przeznaczyłaby na sfinansowanie kosztów reformy i na wsparcie rozwoju obszarów wiejskich - sugeruje Komisja. Tański nie powiedział "nie", ale zastrzegł, że redukcje nie powinny dotyczyć polskich rolników, dopóki otrzymują tylko pewien - stopniowo rosnący - odsetek należnych dopłat. Tego samego zdania jest Komisja Europejska i przynajmniej część państw członkowskich. Mniej jasne jest stanowisko Komisji i państw członkowskich co do tego, czy wynegocjowany w grudniu w Kopenhadze i zagwarantowany w Traktacie Akcesyjnym rosnący odsetek płatności bezpośrednich dla nowych państw członkowskich byłby liczony od pierwotnej podstawy czy też od malejącej wskutek reformy. Polski minister nalegał dzisiaj, żeby taki był "duch" porozumienia z Kopenhagi, ale przyznał, że w Traktacie Akcesyjnym jest artykuł dopuszczający "zmiany tego, co wynegocjowaliśmy, gdyby zmieniła się wspólna polityka rolna". Tański podkreślił, że pozytywnym aspektem proponowanej reformy jest to, że Komisja dąży do uproszczenia systemu dopłat bezpośrednich, w którym będą wypłacane "od hektara", czyli tak jak w systemie uproszczonym wybranym przez Polskę w pierwszych latach członkostwa. Komisja chce "odejść od tego rozbudowanego i skomplikowanego systemu proprodukcyjnego i przejść na system płatności, który by wyrównując dochody nie zniekształcał rynku i nie zachęcał do nadprodukcji" - tłumaczył polski minister. Tański zapewnił, że w odpowiedzi na propozycję obniżek cen interwencyjnych mleka odtłuszczonego, masła i zbóż domagał się pełnej rekompensaty w dopłatach także dla polskich rolników. Poza tym sprzeciwił się wyłączeniu żyta z unijnego systemu interwencji na rynku zbóż. Komisarz UE ds. rolnictwa Franz Fischler "powiedział, że jest mało prawdopodobne, żeby się utrzymała interwencja na rynku żyta. Ale z tego, co wiemy, inne kraje liczące się, również Niemcy, optują za tym, żeby utrzymać interwencję na tym rynku" - pocieszał Tański. Na koniec przyznał, że - chociaż jako polski minister broni wsparcia dla rolników - sam uważa rozbudowane i skomplikowane systemy subwencji w rolnictwie za "fatalne rozwiązanie, które prowadzi generalnie do degrengolady". Dlatego odchodzenie od takiego systemu, upraszczanie jest "kierunkiem właściwym" i w takim właśnie kierunki zmierzają propozycje Komisji Europejskiej - ocenił Tański. Nie krył, że marzyłby mu się w Europie system bez dotacji, taki jaki znakomicie sprawdza się w... Nowej Zelandii.