Sąd Okręgowy w Gdańsku orzekł we wtorek, że poseł PiS Jacek Kurski ma przeprosić Orłowskiego. Chodziło o wypowiedzi Kurskiego związane z działaniami CBA. Na wniosek polityka PO sąd zakazał także Kurskiemu rozpowszechniania nieprawdziwych informacji m.in. o tym, że Orłowski miał odmawiać współpracy z CBA w sprawie udostępnienia danych dot. sprzedaży gminnych nieruchomości oraz tego, że w związku z rzekomą niemożnością dostarczenia danych dla CBA rodzi się podejrzenie, że Orłowski ma coś do ukrycia. Poseł PiS zapowiedział, że odwoła się od tego wyroku, który jest, według niego, skandaliczny. - Czuję się jak bohater powieści "Proces" Franza Kafki. Mam nakaz przeproszenia człowieka, którego nie znam, na oczy do czasu procesu nie widziałem, którego nazwiska nigdy w życiu nie wymieniłem. To absolutny skandal, nic na temat pana Orłowskiego nie mówiłem - mówił Kurski. Dodał, że jeśli rzeczywiście trwa w Polsce walka z korupcją to powinien ten proces wygrać, bowiem protestuje przeciwko "wściekłemu atakowi" liderów PO i prezydentów Gdańska a przede wszystkim Sopotu na działania CBA. - To skandal, jeśli wymiar sprawiedliwości włącza się jako strona i próbuje wpłynąć na wynik wyborów - ocenił polityk PiS. - To skandaliczny i oburzający atak na niezależność sądu, próba wikłania sądu w wybory, kampanię wyborczą. To jest dla mnie niewyobrażalne, aby poseł na Sejm, osoba zaufania publicznego, mogła w tak bezprecedensowy zaatakować sąd -powiedział w środę na konferencji prasowej w Sopocie Orłowski. Kurski podczas konferencji prasowej 9 października odnosząc się do działań CBA m.in. mówił, że według niego, szczególnie bulwersujące jest stanowisko samorządów Gdańska i Sopotu dotyczące czasu zestawienia danych, o które prosi CBA. "Z ust m.in. wiceprezydenta Sopotu można usłyszeć, że wymaga to czasu aż do kwietnia, a w niektórych przypadkach do listopada 2008 r. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że to jest nonsens" -mówił. Według niego, zestawienie można zrobić w ciągu kilku tygodni. - Jeśli tylko jest porządek w papierach. Jeżeli ktoś nie ma nic do ukrycia, to ma porządek w papierach (...) Jeżeli ktoś zasłania się tysiącami mieszkańców Trójmiasta, niemożnością dostarczenia najprostszych danych, rodzi się podejrzenie, że ma się coś do ukrycia - zaznaczył. CBA wystąpiło o dokumenty dotyczące sprzedaży nieruchomości do urzędów miejskich Gdańska, Gdyni i Sopotu. CBA poinformowało, że "absolutnie nie interesuje się danymi osobowymi osób, a jedynie ewentualnymi nieuczciwymi poczynaniami samorządowców". Zaprzeczyło, jakoby zamierzało wykorzystać dokumenty, o których mowa, w kampanii wyborczej.