Dlaczego właśnie to miejsce wybrano na akcję dywersyjną? Odpowiedź jest prosta. W granicach ówczesnego państwa polskiego przebiegała tamtędy strategiczna linia kolejowa i równie ważna szosa Żylina-Cieszyn. Niemcy nie chcieli dopuścić, aby znajdujące się na Przełęczy Jabłonkowskiej dwa tunele kolejowe (położone na osi północ-południe, obydwa o długości ok. 300 m) zostały wysadzone w powietrze przez polskich saperów. Były im potrzebne do sprawnego przerzucenia swoich wojsk. Aby to zapewnić, przełęcz musiał opanować Wehrmacht, nie w momencie wybuchu wojny, lecz tuż przed atakiem. Kolejnym punktem planu było zajęcie stacji kolejowej w Mostach. W pobliskiej słowackiej Żylinie i Czadcy stacjonowała bawarska 7. Dywizja Piechoty (7. DP; dow. gen. mjr Eugen Ott)2, która miała uderzyć w rejon Zwardonia. Niedrożność tuneli mogła im znacznie utrudnić zadanie. Podobno autorem planu uderzenia na Przełęcz Jabłonkowską był szef sztabu XVII Korpusu Armijnego z 14. Armii płk dr Lothar Rendulic (1897-1971). A głównym strategiem całej operacji płk Erwin von Lahousen3, pracownik Abwehry i zaufany człowiek admirała Wilhelma Canarisa. Specjalna grupa uderzeniowa Do przeprowadzenia ataku wybrano grupę dywersantów z Jabłonkowa (niem. Kampforganisation Jablunkau, KOJ). Byli to prawdopodobnie obywatele polscy, członkowie mniejszości niemieckiej ze Śląska Cieszyńskiego, którzy już wcześniej uciekli na słowacką stronę. Przywódcą KOJ był Heinrich Knoppek, który w 1941 r. opisywał owe wydarzenia w "Heimatkalender des Kreises Teschen" w artykule "Jablunkau-Pass" (str. 32) i wydaje się, że podawał w nim najbardziej bliskie prawdy fakty związane z tą akcją. Oprócz Knoppka ważnymi postaciami byli nauczyciel Hans Sniegon (zastępca Knoppka) i zegarmistrz Ferdynand Janitschek (Janiczek). Jednakże obydwaj nie wzięli udziału w akcji, gdyż 16.08.1939 r. zostali aresztowani przez polskie władze. Wiadomo, że w skład grupy dywersyjnej weszli: Alois Jezowicz (ranny podczas ataku na stację kolejową w Mostach), Josef Kulik, Franz Koudel i Rudolf Landowski (dowódcy dwóch podgrup), a także, doskonale znający teren, miejscowi urzędnicy kolejowi i dróżnicy z okolic Mostów. Nie wszyscy członkowie KOJ wzięli udział w akcji (cała grupa liczyła ok. 200 osób). Nie wiadomo, czy w skład grupy Herznera (dowodzący akcją) weszli, pełniący w niej ważne funkcje, Wiktor Sikora, Alois Aertz, Otto Schafarczyk, Anton Szotkowsky, Josef Szotkowsky i Josef Wiszczor. Już wcześniej ze składu KOJ wydzielono oddział specjalny (niem. "Organisation A") w sile około 30 osób. Ich werbunkiem zajął się ppor. dr Hans Albrecht Herzner wraz z przydzielonymi mu agentami Abwehry - z Berlina, o kryptonimie VC 2333 i z Morawskiej Ostrawy, agent VC 2301. Członków "Organisation A" w lipcu1939 r. poddano specjalistycznemu szkoleniu, aby ich dobrze przygotować do wykonania, jak zakładano, niezwykle trudnego zadania. Sabotażystów z "Organisation A" miała wesprzeć grupa słowackich gwardzistów Hlinki z Czadcy (ok. 100 osób), wśród których byli saperzy z byłej armii czechosłowackiej. Taki oddział mógł się stać naprawdę niebezpieczny. Służbowa podróż kupca Herzoga Dowódcą grupy uderzeniowej został ppor. dr Hans Albrecht Herzner. Mieszkał w Berlinie w dzielnicy Zehlendorf, a do wrocławskiej Abwehry został skierowany, aby przeprowadzić ową akcję. Warto powiedzieć o nim coś więcej. Urodził się 6.02.1907 r. Cieszył się opinią głęboko wierzącego, wzorowego oficera o dużych umiejętnościach wywiadowczych. Po wojnie pisano o nim, że już w 1938 r. związał się z kołami niemieckiej opozycji antyhitlerowskiej. Nawet jeśli tak było, sumiennie i oddanie wypełniał obowiązki wobec państwa. Na Przełęczy Jabłonkowskiej Herzner pojawił się jako... Heinrich Herzog, kupiec berliński odbywający podróż służbową w interesach. W 1941 r. został dowódcą tworzonego na poligonie w Świętoszowie (niem. Neuhammer) batalionu Abwehry "Nachtigall", złożonego z Ukraińców. 30.06.1941 r. na jego czele wkroczył do Lwowa, gdzie dopuścił się zbiorowych mordów na polskich intelektualistach i ludności żydowskiej. Dokładnie nie wiadomo jak zginął. Co prawda data jego śmierci podawana jest na 3.09.1942 r., ale o jej okolicznościach wiemy już znacznie mniej. Podobno Herzner, który został ranny w kręgosłup, znalazł się na rekonwalescencji w szpitalu w Hohenlychen, gdzie utopił się podczas kąpieli w basenie. Inni twierdzą, że zmarł dopiero w 1959 r., gdzieś w RFN. Ponoć już po zakończeniu wojny w jego domu w berlińskim Zehlendorf odnaleziono jego osobiste archiwum, które zawierało m.in. dokumenty finansowe z akcji na Przełęczy Jabłonkowskiej. "Znalazło się w tym pakiecie nawet rozliczenie finansowe z tej misji, którą nazwano w dokumentach »zagraniczną podróżą służbową«. Za pobyt na Słowacji otrzymał Herzner po 13,80 Reichsmarek za dobę, a za czas pobytu w Polsce wypadło mu 0,6 diety dobowej, czyli 11,6 RM. Łącznie otrzymał za ową podróż zagraniczną 88 Reichsmarek".4 Chronić bramę na południowej krawędzi granicy Polacy zdawali sobie sprawę ze strategicznego znaczenia linii kolejowej, a zwłaszcza obydwu tuneli. Ochronę Przełęczy Jabłonkowskiej stanowili nieliczni funkcjonariusze Straży Granicznej (ulokowani we wsi Świerczynowiec, gdzie wzdłuż linii kolejowej Czadca-Zwardoń biegła polsko-słowacka granica - była to kilkuosobowa placówka), wojskowa ochrona tunelu w sile plutonu piechoty (ok. 40 żołnierzy) z drużyną ciężkich karabinów maszynowych, dowodzona przez ppor. Lichtera (Lichtnera) z cieszyńskiego 4. Pułku Strzelców Podhalańskich (4. PSP), rozlokowana po południowej stronie tuneli, w zabudowaniach gospody położonej przy szosie nieopodal tuneli. Ponadto pluton saperów z 21. Dywizji Piechoty Górskiej5 (21. DPG) pod dowództwem ppor. rez. Witolda Pirszela - zajmujący zabudowania gospodarcze przy północnym wlocie tuneli (oddział ten po wysadzeniu tuneli miał się wycofać do miejscowości Wisła), pluton kolarzy (jako wzmocnienie SG) dowodzony przez ppor. Ośródkę - ulokowany w Mostach (w budynku szkoły, kilkaset metrów od stacji kolejowej) oraz kompania Obrony Narodowej "Jabłonków" (w sile batalionu 2/202. Pułku Piechoty Rezerwowego), dowodzona przez mjr. K. Bełko (około 6 km od stacji kolejowej Mosty). Wszystkie oddziały bez żadnej artylerii. Łączny ich stan wynosił ok. 300 osób. Każdego dnia polscy saperzy uzbrajali ułożone w tunelu ładunki wybuchowe, które wczesnym świtem usuwano. Już wcześniej w każdym z dwóch tuneli saperzy wykonali 20 komór, z tego 12 (po 6 komór po jednej stronie) wykuto w środku tuneli, a 8 (po 4 z każdej strony) przy północnym wlocie do obydwu z nich. Do każdej komory ładowano po 500 kg trotylu, co daje w sumie 20 ton trotylu. Komory z trotylem zamurowano (podobno oznaczono je namalowanymi krzyżykami), a niektóre otwory, przeznaczone do uzbrojenia ładunków, zalepiono gliną. Rozkaz wysadzenia tuneli mogli wydać jedynie dowódca 21. DPG lub dowódca 4. PSP w Cieszynie. Wysadzenie miało nastąpić najpóźniej do 10 min po otrzymaniu rozkazu. Nie było to łatwe, bo pierwotnie zakładano, że 40 komór należy szybko połączyć lontem detonującym i wyprowadzić lont na górę skarpy. Było to niewykonalne w założonym, zbyt krótkim czasie. Dlatego już wcześniej ppor. Pirszel zaproponował, aby ładunki w komorach połączyć rurkami gazowymi wypełnionymi wiertniczymi ładunkami trotylu, do których należało jedynie podłączyć cztery spłonki, połączyć je lontem detonującym i wyprowadzić na skarpę do zapalarki. W ten sposób nie trzeba było każdorazowo uzbrajać wszystkich ładunków. Nie wyrażono jednak zgody na jego propozycję. Chaos informacyjny Akcja na Przełęczy Jabłonkowskiej rozpoczęła się właściwie już 25.08.1939 r., kiedy grupa dywersantów Herznera wyruszyła ze słowackiej Czadcy w stronę stacji kolejowej w Mostach. Nie mieli pojęcia, że 25 sierpnia, na rozkaz samego Hitlera, gen. Wilhelm Keitel (ok. godz. 18:30) wysłał do wszystkich niemieckich jednostek rozkaz telefoniczny o wstrzymaniu operacji "Fall Weiss". Termin pierwotnego uderzenia na Polskę wyznaczony na dzień 26 sierpnia został odwołany. Powodem było zawarcie polsko-brytyjskiego sojuszu wojskowego i obawa Hitlera, że będą potrzebne nowe negocjacje. Wywołało to spore zamieszanie. "Wszystkie poprzedzające agresję operacje dywersyjne zostały w szaleńczym pośpiechu odwołane. Jedyną, której nie zdołano powstrzymać, była ta na Przełęczy Jabłonkowskiej. Gdy odwołanie dotarło z Berlina do sztabu 7. DP - ludzie Herznera już od godziny przedzierali się na stronę polską. Wysłani z Czadcy łącznicy nie zdołali dotrzeć do Herznera - jedni zabłądzili, inni wpadli w ręce polskie...".6 Dywersanci byli już w drodze. Nie mieli łączności, więc nie można było ich zawrócić. Ich zadaniem było zdobycie stacji kolejowej w Mostach (Niemcy myśleli, że w budynkach stacji znajdują się urządzenia przygotowane do wysadzenia tuneli) i utrzymanie jej do czasu nadejścia regularnych jednostek 7. DP, a także udaremnienie polskim żołnierzom zniszczenia tuneli kolejowych. Ostatni pociąg do... Cieszyna Maszerowali w ciemnościach, co sprawiało im wiele problemów. Podobno jeden z pododdziałów zupełnie pogubił się w terenie. Na stacji kolejowej w Mostach mieli się zjawić ok. godz. 2:00, ale wszystko znacznie się wydłużyło. Stuosobowa grupa słowackich gwardzistów z Czadcy, która miała stanowić ich wsparcie, w ogóle nie wyruszyła w drogę. Chyba zdołano ich o czasie zatrzymać. Dywersanci nie wiedzieli też, że polscy żołnierze zostali postawieni w stan pogotowia z powodu zaskakującego osobniczego ciągu zdarzeń. Otóż w godzinach wieczornych 25 sierpnia przez tunel nie przejechał pociąg wahadłowy, który codziennie kursował z Morawskiej Ostrawy przez Czadcę do Cieszyna. Podobno wieczorem na przejście graniczne w Świerczynowcu pieszo dotarli pasażerowie tego pociągu informując, że polscy kolejarze wraz ze składem pociągu zostali zatrzymani przez Niemców. Bez powodu... Zatrzymany pociąg wahadłowy był ostatnim pociągiem przepuszczanym przez tunel jabłonkowski, gdyż w nocy nie odbywał się ruch pociągów przez granicę. Ponadto tego dnia wszystkie pociągi przechodzące przez tunele przyjeżdżały ze sporym opóźnieniem, co było spowodowane ich zatrzymywaniem w Czadcy. Coś było nie tak. Polscy żołnierze, którzy wyczuwali jakieś niebezpieczeństwo, uzbroili ładunki wybuchowe w komorach tuneli i czekali. W Jabłonkowie dzieje się coś złego... Krótko po godz. 3:00 dywersanci dotarli na stację kolejową w Mostach i od razu przystąpili do ataku. Najpierw ostrzelali budynek, a następnie przystąpili do szturmu. Na stacji kolejowej nie było polskich żołnierzy. Na szczęście nikt nie zginął. Polski żandarm uciekł do budynku szkoły, do ppor. Ośródki i zrelacjonował mu, że napadu dokonała grupa ok. 30 osób w większości w ubraniach cywilnych lub w mundurach SA. Zawiadowcy stacji udało się umknąć przez okno. Na swoim stanowisku pozostała tylko jedna osoba. W suterenach budynku dworcowego znajdowało się pomieszczenie, w którym ulokowano centralę telefoniczną. Obsługiwała ją telefonistka, która słysząc i widząc, co się dzieje, zadzwoniła do ppor. Pirszela z informacją o napadzie. Połączyła się również z dowództwem 4. PSP w Cieszynie, które za jej pośrednictwem przekazało rozkaz do Pirszela, aby wstrzymał się z wysadzeniem tuneli (Pirszel nie miał bezpośredniej łączności z 4. PSP). Jednocześnie nakazano znaczne wzmocnienie ochrony tuneli i wstrzymanie się z działaniami do nadejścia świtu. Ppłk rez. Bronisław Warzybok7, dowódca 4. PSP, nie miał zamiaru siedzieć z założonymi rękoma. Wydał rozkaz, aby kompania Obrony Narodowej "Jabłonków" ruszyła w stronę stacji kolejowej w Mostach. Sam wsiadł w samochód i pojechał do Jabłonkowa. Nie czekali również dowódcy placówek po północnej i południowej stronie tuneli. Ppor. Lichter i ppor. Pirszel oraz czterech żołnierzy ruszyli pieszo wzdłuż torów kolejowych w stronę stacji w Mostach. Mieli ze sobą ręczny karabin maszynowy. Gdy dotarli do niej na odległość około 500 m, zauważyli, że po torach kręcą się uzbrojeni cywile, dość często strzelający w powietrze lub w stronę tuneli. Polacy puścili w ich kierunku serię z karabinu maszynowego, a tamci pospiesznie schowali się w budynkach. Po chwili pojawili się znowu, ale tym razem w asyście wielu cywili (prawdopodobnie byli to zatrzymani robotnicy, którzy pojawili się na stacji ok. godz. 5:00, chcąc dostać się pociągiem do stacji w Trzyńcu), których użyli jako swoją osłonę. Polscy żołnierze wycofali się w stronę tuneli. Gdy dotarli do swoich stanowisk, połączyli się (za pośrednictwem telefonistki na stacji w Mostach) z dowództwem 4. PSP w Cieszynie i złożyli meldunek z zajścia. Kobieta obsługująca centralę telefoniczną w obawie, że zdradzi ją dźwięk dzwonka, zaproponowała, że sama będzie się łączyć z poszczególnymi placówkami. Mniej więcej w tym samym czasie o napadzie dowiedział się dowódca 21. DPG gen. Józef Kustroń (1892-1939). "(...) W Jabłonkowie dzieje się coś złego, ponieważ straciłem łączność z dowódcą plutonu zabezpieczającego tunel kolejowy w tej miejscowości, a ostatni, przerwany meldunek Straży Granicznej z Jabłonkowa podawał, iż w rejonie stacji kolejowej Mosty słychać ostrą strzelaninę i wybuchy granatów". Fragment meldunku oficera służbowego 21. DPG do dowódcy dywizji, ok. godz. 5:00. Co w tym czasie robili dywersanci? Gdy ludzie Herznera zajęli budynek stacji, on sam (korzystając z łączności kolejowej o lokalnym zasięgu) zadzwonił do Czadcy, aby przekazać raport o wykonaniu zadania i usłyszeć, kiedy mogą liczyć na przybycie regularnych jednostek Wehrmachtu (pociąg wojskowy w Czadcy miał oczekiwać pod parą). Jednak, jak podaje Andrzej Szefer, Herzner, zamiast z Czadcą, połączył się ze stacją kolejową w Jabłonkowie, gdzie zupełnie nie zrozumiano, o co mu chodzi. Zaczęło być nerwowo... Jego ludzie przeszukiwali budynek, szukając aparatury do wysadzenia tuneli, której tam nie było. Nadal nie odkryli działającej w suterenie centrali telefonicznej. Gdy ok. godz. 5:00 na stacji zaczęli pojawiać się robotnicy, uwięziono ich w dworcowej poczekalni. Sytuacja zaczęła się znacznie komplikować, gdy Herzner uzyskał informację, że polscy żołnierze szykują się do kontrakcji (prawdopodobnie przekazał mu ją Nowak, komendant posterunku policji w Jabłonkowie, który był niemieckim szpiegiem). Czas upływał. Przekroczony już został moment, w którym miała rozpocząć się wojna przeciwko Polsce, a 7. Dywizji, której torowano drogę, nie było ani widać, ani słychać... Chcąc się czegoś dowiedzieć, wysłał swoich ludzi na lokomotywie (niewykluczone, że był to parowóz, który miał zawieźć robotników do Trzyńca - dywersanci odłączyli od niego wagony), aby przedostali się w stronę Czadcy i nawiązali kontakt z dowództwem 7. DP. Musieli się przebić przez polskie stanowiska po północnej i południowej stronie tunelu. Możliwe, choć szczerze mówiąc mało prawdopodobne, że Herzner sam wyruszył w ową niebezpieczną misję.8 Natomiast reszcie dywersantów rozkazał, aby po jakimś czasie wycofali się w stronę pobliskich lasów, skąd mieli około 4 km do słowackiej granicy. Granatami zniszczyli urządzenia telefoniczne i techniczne znajdujące się na stacji kolejowej w Mostach. Działali w pośpiechu i stresie. Dalsza część artykułu znajdziecie tutaj! Dariusz Pietrucha