- Tak, zgadzamy się na obecność Rosjan - powiedział rzecznik Naftohazu Wałentyn Zemlanski. Odpowiadając na pytanie, kiedy na Ukrainę mogą przybyć specjaliści gazowi Unii Europejskiej, rzecznik zauważył, że jest to pytanie do Unii. - Proszę pytać o to Brukselę - uciął. Zemlanski poinformował, że dziś w Moskwie trwają rozmowy delegacji Naftohazu z rosyjskim Gazpromem o wznowieniu dostaw gazu i jego tranzytu przez Ukrainę na Zachód. - Negocjacje są trudne - oświadczył, obarczając winą za to stronę rosyjską. - Rosjanie wstrzymali najpierw dostawy gazu dla Ukrainy, a następnie zamknęli kurek dla Europy. Teraz utrzymują, że Ukraina powinna płacić za gaz 450 dolarów za tysiąc metrów sześciennych - powiedział Zemlanski. Także Gazprom dopuści międzynarodowych obserwatorów, mających monitorować tranzyt rosyjskiego gazu ziemnego do Unii Europejskiej, do swoich stacji pomiarowych na granicy z Ukrainą - potwierdził dziś prezes rosyjskiego koncernu Aleksiej Miller. Miller zaznaczył jednak, że jest to uzależnione od powołania wielostronnej komisji monitoringowej, czyli z udziałem ekspertów z Rosji. Mirek Topolanek, premier Czech sprawujących unijne przewodnictwo, jedzie dziś po południu do Kijowa, by upewnić się, że porozumienie w sprawie misji obserwatorów doprowadzi do natychmiastowego wznowienia dostaw rosyjskiego gazu do UE - podały źródła w czeskim przewodnictwie UE. Trwający od 1 stycznia rosyjsko-ukraiński spór gazowy wybuchł, gdy Naftohaz nie potrafił porozumieć się z Gazpromem w sprawie cen gazu dla Ukrainy i stawki za jego tranzyt przez ukraińskie rurociągi do państw Unii Europejskiej.