Opozycja wygrała m.in. w Warszawie, Białymstoku, Szczecinie i Wrocławiu. Wśród triumfatorów znaleźli się ludzie lewicy, jak kandydat na prezydenta Rzeszowa Tadeusz Ferenc, czy zwycięzca wyborów krakowskich Jacek Majchrowski - pisze "Trybuna". Zmieniające się PiS-owskie gabinety, zawłaszczanie państwa przez ekipę bliźniaków, brutalne wojny z opozycją, ograniczanie praw obywatelskich, "taśmy Renaty Beger" i kompromitowanie kraju na arenie międzynarodowej odniosły skutek - we wczorajszych wyborach samorządowych zanotowano wyjątkową jak na Polskę frekwencję. Do głosowania na radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast poszło prawdopodobnie około 50-proc. uprawnionych do tego obywateli. To pierwszy przypadek w ciągu ostatnich 16 lat, by frekwencja w wyborach samorządowych okazała się większa niż w wyborach parlamentarnych, gdy przy urnach stawiło się 40 proc. wyborców. I to już w rok po tym, jak Polacy wyłonili Sejm i Senat. Koalicja z PiS-em nie przysłużyła się LPR-owi i Samoobronie, które praktycznie nie istniały w wyborach samorządowych. O sytuacji partii Romana Giertycha świadczy choćby wynik posła Ligi Wojciecha Wierzejskiego ubiegającego się o prezydenturę w Warszawie, na którego głosowało 0,3 proc. wyborców. W wyborach do rad stolicy, Poznania, Wrocławia, Krakowa i Łodzi poparcie dla Ligi wahało się wokół 1-2 proc. O faktycznym znaczeniu wczorajszego głosowania przekonamy się dopiero poznając wyniki wyborów do sejmików województw - to jest bowiem rzeczywisty sprawdzian partii politycznych i miernik ich poparcia w społeczeństwie. Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"