Dodał, że premier oczekuje na stanowisko Lecha Kaczyńskiego ws. zarzutów pod adresem Sikorskiego. Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że nikt nie zbiera "haków" na szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Użycie tego terminu uznał za nadużycie dziennikarzy "Newsweeka", którzy przeprowadzali z nim wywiad. Jak dodał, w rozmowie z tygodnikiem opierał się o dobrze znane fakty. "Przy końcu 2007 roku prezydent Lech Kaczyński wyrażał wątpliwości co do zasadności powołania pana Sikorskiego na stanowiska ministra spraw zagranicznych i rozmawiał o tym z premierem Tuskiem. Premier Tusk wie, o co tutaj chodzi, premier Tusk uwag nie uwzględnił. Ja w swojej wypowiedzi w wywiadzie dla +Newsweeka+ wyłącznie do tego nawiązałem, czyli do tego, co jest już powszechnie znane" - powiedział J.Kaczyński. Prezes PiS podkreślił, że nie może mówić o szczegółach, bo jest związany tajemnicą państwową. Graś pytany, dlaczego Tusk nie odtajni materiałów, o których mowa, zapewnił, że szef rządu nie dysponuje żadnymi tajnymi materiałami związanymi z Radosławem Sikorskim. Premier nie uzyskał też od prezydenta w określony przepisami sposób żadnej "tajnej wiedzy", dlatego "nie ma czego odtajniać, ani do czego się odnosić" - dodał rzecznik rządu. Dopytywany, czy prezydent nie dzielił się tą wiedzą z Tuskiem zanim Sikorski został ministrem spraw zagranicznych, Graś odparł, że nie wie, czego dotyczyły prywatne rozmowy Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego "w momencie, gdy wielokrotnie spotykali się w cztery oczy". Graś podkreślił jednocześnie, że "tego typu wiedza, fakty, o których mówi Jarosław Kaczyński powinny być przekazywane drogą formalną, w formie tajnych notatek, tajnych materiałów, z poinformowaniem właściwych służb". "Z tego co wiem, nic takiego nie miało miejsca" - zaznaczył rzecznik rządu. "Jarosław Kaczyński w +polityce hakowej+ jest dosyć przewidywalny. Natomiast oczekujemy, żeby w tej poważnej sytuacji głowa państwa wypowiedziała się, czy sposób prowadzenia kampanii wyborczej narzucony przez jego brata mu odpowiada i czy to jest ten sposób kampanii, który będzie przez najbliższe dni i tygodnie akceptował. Oczekujemy także ustosunkowania się do tych bardzo poważnych zarzutów, które zostały postawione" - oświadczył Graś. Ocenił jednocześnie, że gdyby rzeczywiście był "problem" z Radosławem Sikorskim, to prezydent nie podpisałby jego nominacji na ministra spraw zagranicznych. "Skoro zdecydował się na jej podpisanie, to znaczy, że problemów poważnych nie ma. (...) Ponadto, gdyby rzeczywiście zarzuty były poważne, jak każdy inny funkcjonariusz państwowy, bądź on (prezydent) bądź ktoś z jego najbliższego otoczenia ma w takich sytuacjach obowiązek zawiadamiać właściwe organy - prokuraturę, służby. Jak rozumiem, żadne takie oficjalne zawiadomienie ze strony pana prezydenta nie wpłynęło, więc widocznie sprawa jest poważna, ale tylko dla Jarosława Kaczyńskiego" - podkreślił rzecznik rządu. Graś ocenił też, że Jarosław Kaczyński chciałby doprowadzić do sytuacji, w której to on będzie wskazywał, kto może być kandydatem Platformy Obywatelskiej w najbliższych wyborach. "Więc być może najprościej byłoby, gdyby przygotował listę kandydatów, na których nie ma haków, to wtedy się zastanowimy co dalej zrobić" - ironizował.