Króliki doświadczalne Po nasileniu się nalotów i zbombardowaniu budynku Instytutu Badawczego Medycyny Lotniczej Ministerstwa Lotnictwa w Berlinie, prof. Strughold dostosował się do decyzji o konieczności przeniesienia części Instytutu do tzw. Ausweichstelle Welkersdorf, czyli do kompleksu pałacowego w Rząsinach. Dyrektor Instytutu wybrał na swój gabinet jeden z pokojów położonych na pierwszym piętrze. Co ciekawe, na tej samej kondygnacji mieszkała nadal właścicielka pałacu Ella Luise von Pritwitz-Graffron. Po przybyciu do Rząsin prof. Hansjochema Autruma, niemieckiego naukowca ulokowano w dwupokojowej kwaterze wynajętej u miejscowego gospodarza, niejakiego Schwertnera. Wkrótce dołączyły do niego: żona, czteroletnia córka, pomoc domowa oraz asystentka Herta Tscharntke. Nieco później do Rząsin oddelegowano z berlińskiego Instytutu doktorantkę Wilfriedę Schneider, po mężu Kingerter. Ponadto z pracowników naukowych do podgryfowskiej wsi przyjechał dr Hans Denzer, któremu towarzyszyły żona i dzieci. Warto nadmienić, że dr Denzer był zatrudniony wcześniej razem z Hansjochemem Autrumem w "Wydziale naczelnym" Instytutu Badawczego Medycyny Lotniczej w Berlinie, a ich bezpośrednim przełożonym był Hubertus Strughold. Wybór prof. Autruma spośród kilkudziesięciu naukowców Instytutu Badawczego Medycyny Lotniczej nie był przypadkowy: "Pod koniec 1942 albo na początku 1943 roku zostały mi powierzone w Berlinie inne zadania - oprócz pracy nad adaptacją oka w ciemności - a mianowicie, oddziaływanie niedoboru tlenu na ssaki. Polecenie przyszło nagle i w oczach profesora Strugholda było sprawą naglącą. Te badania były bardzo pilne, ponieważ załoga samolotów cierpiała na podciśnienie i przy tym na niedobór tlenu, co w czasie kilku minut prowadziło do utraty przytomności. Badaliśmy jak szybko spadochroniarz musiałby "rozwinąć skrzydła", aby mógł w pewnej świadomości otworzyć spadochron. Jaką zależność miał czas od wysokości, w którym nastąpiło nagłe podciśnienie i przy tym utrata przytomności. Badano przy tym EKG i rytm bicia serca. Komora podciśnienia była do dyspozycji dzięki Instytutowi Strugholda. Zwierzętami doświadczalnymi były psy rasy owczarek, które prawidłowo wytresowano (...). Kilka lat później dowiedzieliśmy się od profesora Strugholda, dlaczego tak naciskano na szybkie przeprowadzenie doświadczenia na psach (...). W maju 1942 roku Hitler i przywódca SS Himmler podjęli decyzję o zagładzie Żydów. Chwilę później odbyła się narada w głównym budynku SS, na którą zaproszono również Strugholda. Zapytano go, czy nie chciałby przeprowadzać swoich doświadczeń na więźniach obozów koncentracyjnych. Profesor odrzucił tę propozycję: doświadczenia na zwierzętach były jego zdaniem o wiele bardziej wymowne i żadne czynniki psychiczne nie grały tutaj roli". Oficjalnie zespół Strugholda wysłano (ponoć zgodnie z sugestią profesora) z dala od miast i obozów, gdzie w spokoju mógł skupić się na dalszych badaniach. Czy faktycznie na Dolnym Śląsku prowadzono je bez wykorzystania ofiar II wojny światowej? Tego nie można wykluczyć, albowiem w Rząsinach zlokalizowany był od lipca do listopada 1944 roku obóz dla jeńców włoskich. Blisko pięćdziesięciu jeńców umieszczono w dwóch budynkach nr 28 i 29 o wymiarach 24×8 m. Podobno po likwidacji obozu jeńców wypuszczono do domu, jednak nie ma to dowodów. Musiały jednak istnieć też inne robocze komanda, albowiem we wspomnieniach prof. Autruma pojawia się zapis o ulokowaniu we wsi niewielkiej grupy sowieckich jeńców ze Stalagu VIII A w Zgorzelcu (niem. Görlitz). Niemiecki naukowiec wspominał również o kilkutygodniowych badaniach przy wykorzystaniu zwierząt. Podczas powojennego wywiadu Hubertus Strughold powiedział: "W podziemiach zamku próbowałem lotu w "rakiecie". Badałem swoje reakcje. (...) Pamiętam, że wszystko drżało, wibrowało, aż niebezpiecznie. (...) Po pewnym czasie nie można było kierować, traciło się panowanie nad sterem". W podobnym tonie wypowiedział się na łamach swej książki Hansjochem Autrum: "W roku 1944 Instytut przeprowadził doświadczenie w Rząsinach na Śląsku "królikami doświadczalnymi" byliśmy my i nasi koledzy po fachu. Własne doświadczenie wyglądało tak: powolne obniżenie ciśnienia, to znaczy zmniejszony tlen w wydychanym powietrzu jest nieprzyjemny i oczywiście zmniejsza wydolność. Przy zwiększających się wysokościach nie występuje niepokój (...). W końcowej fazie pojawia się utrata przytomności. Na skutek badań okazało się, że również krótki niedobór tlenu ma nieodwracalny wpływ na mózg i nerki. Obok tych doświadczeń kontynuowano również prace nad adaptacją oka w ciemności. (...) Z czasem prace w Rząsinach nabierały tempa. Jedyne interesujące nas pytanie, dotyczące mierzenia elektrycznego potencjału w ludzkim oku, spotkało się z największymi trudnościami. Albo osłona nie była w porządku, mieliśmy napięcie we wzmacniaczu, albo musieliśmy doładować baterie. Pewnego dnia oscylograf, który otrzymaliśmy i częściowo przebudowaliśmy również odmówił posłuszeństwa. Stawało się uciążliwe wkładanie szkła kontaktowego jednemu z nas do oka, aby później stwierdzić z rozczarowaniem, że oba sprzęty nie współgrają ze sobą. Obiekt zastępczy zamiast naszych oczu musiał być oddalony, aby dotrzeć do aparatury. Nigdy więcej nie otrzymaliśmy królików. Zostały one "inaczej" spożytkowane". Jeśli prof. Autrum miał na myśli prawdziwe króliki, to zapewne zostały zjedzone. Z drugiej strony niemieccy naukowcy wspominali, że obaj przeprowadzali na sobie niebezpieczne eksperymenty. Ponieważ ich słowa nie wydają się przekonywujące, można odnieść wrażenie, że raczej chodziło o wstrzymanie przydziału "królików doświadczalnych", którymi mogli być więźniowie ze Stalagu w Zgorzelcu. Dowodzić tego może pośrednio fakt zlikwidowania w listopadzie 1944 roku w Rząsinach wspomnianego powyżej obozu jeńców włoskich. Z racji braku większych "królików doświadczalnych", niemieccy profesorowie postanowili wykorzystać do badań inne stworzenia: "W oborach gospodarzy aż się roiło od much plujek. Spróbowaliśmy eksperymentu z nimi: wyprowadzenie elektrycznego potencjału było proste, zwłaszcza, że nie chodziło tu o właściwości oka muchy, tylko o to, aby aparatura stała się niezawodna. Igła stalowa wprowadzona do tylnego otworu, wkłuta do oka, to wystarczyło. Struga światła została przerwana przez wirującą czarną metalową tarczę, z której były wycięte dwa radialne czynniki.