- Skieruję do zaopiniowania wniosek o powołanie na głównego inspektora pracy pana mecenasa Marcina Staneckiego - w drugiej połowie maja zadeklarował Szymon Hołownia. Chociaż obsada stanowiska formalnie należy wyłącznie do marszałka, lider Polski 2050 wyjaśnił, że chce w tej sprawie współpracować z minister rodziny, Agnieszką Dziemianowicz-Bąk z Nowej Lewicy. To ona wskazała kandydata zaakceptowanego przez Hołownię. Taki krok wywołał konsternację nie tylko wśród inspektorów pracy, części działaczy Polski 2050, ale także opozycji: - Byliśmy trochę zaskoczeni tą kandydaturą, spodziewaliśmy się kogoś od Szymona Hołowni. Zawsze, jak wiemy, takie transakcje są wiązane - nie ukrywa Stanisław Szwed z PiS, były wiceminister w resorcie rodziny. To jednak nie koniec niespodzianek. Przed powołaniem niewiążące opinie na temat przyszłego głównego inspektora pracy wydają Rada Ochrony Pracy i Komisja Kontroli Państwowej. Marcin Stanecki wydaje się jednak pewny swego. Dyrektor departamentu prawa pracy resortu rodziny ogłosił już nawet na łamach "Dziennika Gazety Prawnej", że zamierza zreformować PIP. W tekście jest tytułowany jako "przyszły główny inspektor pracy". Główny inspektor pracy. Co ma Marcin Stanecki do PiS? Marcin Stanecki jest absolwentem prawa Uniwersytetu Łódzkiego, pracował w Państwowej Inspekcji Pracy przez 17 lat. Absolwent 48. aplikacji inspektorskiej, zatrudniony w skierniewickim oddziale Okręgowego Inspektoratu Pracy w Łodzi jako szeregowy inspektor. Zdaniem naszych rozmówców z PIP właśnie z tego powodu nie ma doświadczenia w zarządzaniu nawet małym zespołem, o instytucji liczącej 2,6 tys. ludzi nie wspominając. Główny inspektor pracy in spe nie ukrywa, że faktycznie czeka go wyzwanie, bo nigdy nie zarządzał tak dużą firmą jak PIP. - Będę miał zastępców, cały sztab ludzi. Główny Inspektorat Pracy to olbrzymia ekipa. Odwaga marszałka Szymona Hołowni polega na tym, że nie bierze polityka, kogoś z zewnątrz. Stawia na kogoś obeznanego z problemami wewnętrznymi instytucji - uważa. Jednak Stanecki, jeszcze jako szeregowy inspektor pracy ze Skierniewic, sam miał problemy w PIP. Chodzi o incydent sprzed lat. Chociaż rozwiązał umowę o pracę z za porozumieniem stron, jego działalnością inspektorską interesowała się Sekcja Kontroli Wewnętrznej, czyli gremium zajmujące się przewinieniami inspektorów. Nie do końca wiadomo, o co dokładnie chodziło. Kandydat na szefa PIP nie jest wylewny, kiedy pytamy o wydarzenia sprzed lat. - Odszedłem z pracy z wielu powodów. Może kiedyś o tym opowiem, bo to bardzo długa historia. W tym momencie nie wydaje się, aby to było konieczne. Mogę obiecać, że za jakiś czas wrócimy do rozmowy. Ale, proszę pamiętać, że nie ma w tej historii niczego nadzwyczajnego, każdy kto orientuje się w problemach PIP, bez trudu zrozumie, dlaczego ktoś, odchodzi z tej instytucji - opowiada Interii Marcin Stanecki. Po rozstaniu z łódzką inspekcją trafił prosto do resortu Marleny Maląg z PiS. Z marszu dostał dyrektorską posadę, na której pozostaje do dzisiaj. - Przyszedł do nas praktycznie prosto z Państwowej Inspekcji Pracy. Oceniam go jako dobrego dyrektora departamentu prawa pracy, sporo współpracowaliśmy - mówi Interii Stanisław Szwed. - Merytoryczny, pod tym kątem nie mam żadnych zastrzeżeń. Marcin Stanecki został dyrektorem ze względu na rezygnację swojej poprzedniczki. Szukaliśmy kogoś szybko, kto dysponował wiedzą z zakresu prawa pracy. Spełniał te warunki - podkreśla polityk PiS. Marcin Stanecki: - Pracowałem na stanowisku dyrektora za rządów PiS, to prawda. Ale zostałem wybrany jako ekspert z prawa pracy, za którego się uważam i wielokrotnie to udowodniłem, choćby występując na różnych konferencjach. Chciałbym również zauważyć, że nie było zbyt wielu chętnych do pracy na tym stanowisku - deklaruje. Na rozmowy do Warszawy przyjeżdżał dziewięć razy. Jak zapewnia, jest bezpartyjny i "nie można go łączyć z PiS-em". W opinii, najprawdopodobniej przyszłego głównego inspektora pracy, poglądy byłej i obecnej minister rodziny są "bardzo zbliżone". A na pewno jeśli chodzi o prawo pracy. - Obie są propracownicze, podobnie jak ja - mówi Interii Stanecki. Dlaczego to nie Hołownia wskazał kandydata Pod koniec ubiegłego roku pisaliśmy, że wybór głównego inspektora pracy budził kontrowersje w relacjach partii Szymona Hołowni i Włodzimierza Czarzastego. - Prawdę mówiąc, widać, że ma już kogoś na oku i nie odpuści tego tematu - relacjonowali nam działacze należący do kierownictwa Nowej Lewicy. Politycy Polski 2050, z którymi rozmawiała Interia, twierdzili wówczas, że zależy im przede wszystkim na instytucji PIP. Jak deklarowali, chcieli fachowca potrafiącego zarządzać. Interia rozmawiała nawet z inspektorem pracy, który - zgodnie z obietnicami formacji Szymona Hołowni - miał objąć urząd. Blisko pół roku później marszałek wskazał jednak na kandydata Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Dlaczego? Wysoko postawiony polityk Nowej Lewicy: - To efekt wielomiesięcznej pracy pani ministry Dziemianowicz-Bąk i jej współpracowników, także na szczeblu rządowym. Na poziomie partyjnym ta kwestia nie była poruszana - zdradza. Podkreśla jednak, że jego ugrupowanie już w trakcie kampanii wyborczej domagało się zwiększenia kompetencji PIP. Dla ideowej lewicy prawa pracownicze zajmują w końcu ważną pozycję. W kuluarach słychać jednak, że ustępstwo Szymona Hołowni względem Agnieszki Dziemianowicz-Bąk nie jest przypadkowe. Ponoć marszałek chce sobie zjednać wpływowych działaczy Lewicy, żeby dokończyć kadencję jako najważniejszy z posłów. W praktyce oznacza to pozbawienie laski marszałkowskiej Włodzimierza Czarzastego (miałby sprawować urząd przez dwa lata - red.). Źródła Interii w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej przyznają, że poświęcone obsadzie funkcji szefa PIP spotkanie między minister Dziemianowicz-Bąk a marszałkiem Hołownią było naprawdę udane. - Obie strony były bardzo zadowolone z tego spotkania, panowała na nim bardzo dobra atmosfera - mówi nam osoba z ministerstwa, znająca przebieg spotkania obojga polityków. I dodaje: - Ministra Dziemianowicz-Bąk spotkała się z marszałkiem Hołownią, omówili zadania PIP, został przedstawiony panu marszałkowi kandydat i zyskał jego akceptację. To była kwestia merytoryki. Kiedy dopytujemy w Kancelarii Sejmu czy Szymon Hołownia poszukuje poparcia, by przedłużyć swoją kadencję wbrew ustaleniom koalicyjnym, nie otrzymujemy odpowiedzi. Dowiedzieliśmy się za to, dlaczego marszałek, podobnie jak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, postawił akurat na Marcina Staneckiego, a nie kandydata własnego ugrupowania. - Jako "liniowy inspektor" z wieloletnim doświadczeniem pracy w terenie, a jednocześnie osoba wszechstronnie wykwalifikowana, radca prawny, autor licznych publikacji i doświadczony, apolityczny urzędnik, który na stanowisku dyrektorskim w ministerstwie współpracował znakomicie zarówno z poprzednią jak i obecną minister pracy, jest, w przekonaniu marszałka Sejmu, dobrym kandydatem na stanowisko głównego inspektora pracy - przekazała nam Katarzyna Karpa-Świderek, rzecznik marszałka Sejmu. Sam Marcin Stanecki pytany o swoją nominację na stanowisko głównego inspektora pracy odpowiada enigmatycznie. - Sam zastanawiam się, dlaczego marszałek wybrał osobę wskazaną przez panią minister Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, a nie swojego kandydata. Nie wiem, dlaczego ja. Tłumaczę sobie, że chodzi o moje kompetencje - przyznaje w rozmowie z Interią. Renegocjacja umowy koalicyjnej. Albo wcale nie Działacze Lewcy zarzekają się, że niezależnie od działań Szymona Hołowni, nawet oddania pola w kwestii Państwowej Inspekcji Pracy, nie ma mowy o wyłomie czy wolcie w kontekście umowy koalicyjnej. Słowem: Włodzimierz Czarzasty nie zamierza się zrzekać dwóch lat w fotelu marszałka Sejmu. - Złamanie zasad tej umowy to zerwanie koalicji. Każda partia na pewno chciałaby mieć własnego marszałka Sejmu i Lewica nie jest pod tym względem inna. Różnica polega na tym, że nam gwarantują to zapisy umowy - mówi nam jeden z ważnych polityków obozu Włodzimierza Czarzastego. Jak podkreśla nasz rozmówca, na renegocjację umowy koalicyjnej musiałyby się zgodzić wszystkie partie. W opinii kierownictwa Nowej Lewicy "Trzecia Droga nadużywa swojej pozycji". - Zapominają, że składają się z dwóch partii: PSL i Polski 2050. Każde z tych ugrupowań, pod względem wielkości, reprezentacji w parlamencie, jest podobnie liczne do Lewicy. Żadne kolejne wybory nie zmieniają liczby posiadanych posłów i senatorów, więc nie zmieniają też układu sił w koalicji - usłyszeliśmy. Lewica zwraca uwagę, że przed wyborami prezydenckimi notowania Szymona Hołowni spadają, więc ten "z pewnością chciałby zabezpieczyć sobie wyjście awaryjne i kierowanie Sejmem przez całą kadencję". Czy tak się stanie? Faktem jest, że po wyborach do Parlamentu Europejskiego szykują się zmiany w obozie rządowym. Rekonstrukcja rządu jest nieunikniona. Choćby ze względu na wiceministrów, którzy pojadą do Brukseli. Zdaniem ekspertów, będzie to także okazja do renegocjacji panujących zasad. - Renegocjacja stref wpływów w koalicji rządowej nie będzie wyłącznie funkcją wyniku Lewicy, ale także wyniku Trzeciej Drogi. Jeśli spojrzymy na sondaże poparcia Trzeciej Drogi w wyborach europejskich, może się okazać, że tym razem nie wyjdą z nich obronną ręką jak w wyborach samorządowych - diagnozuje Marcin Duma, szef pracowni badawczej IBRiS. - Wynik może być znacznie gorszy, a jego konsekwencje będą bardzo doniosłe nie tylko dla obozu Kosiniaka-Kamysza i Hołowni, ale też dla Lewicy - uważa. Rada Ochrony Pracy zbierze się w kolejnym tygodniu. Jak powiedziała nam Izabela Katarzyna Mrzygłocka, przewodnicząca gremium, właśnie na tym posiedzeniu zostanie zaopiniowana kandydatura Marcina Staneckiego na szefa PIP. Łukasz Rogojsz, Jakub Szczepański ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!