Te tragiczne dla Polski wydarzenia, już od pierwszych chwil stały się obiektem bardzo emocjonalnych komentarzy, w których dominowały różnego rodzaju teorie. Nic dziwnego, trudno było bowiem uwierzyć, aby śmierć Naczelnego Wodza i aresztowanie Komendanta Głównego ZWZ, które nastąpiły w odstępie pięciu dni, były jedynie dziełem przypadku... Katastrofa gibraltarska do dzisiaj budzi kontrowersje, mimo negatywnego zweryfikowania najbardziej sensacyjnych teorii poprzez ekshumację i przebadanie ciała generała, przeprowadzone w ramach śledztwa prowadzonego przez Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. Wykluczenie śmierci generała Sikorskiego w wyniku zabójstwa - zastrzelenia, zasztyletowania czy uduszenia - nie zdyskredytowało do końca hipotezy o sabotażu, którą podsycają obecnie skąpe przecieki z warszawskiej OKŚZpNP. W 2011 r. zdawałoby się zmierzające ku końcowi śledztwo zostało przejęte przez Warszawę... Z pewnością do tej sprawy jeszcze na łamach "Odkrywcy" wrócimy. W odróżnieniu od katastrofy gibraltarskiej, gdzie poza nielicznymi wyjątkami nie doszukiwano się winy niemieckich agentów, nie ulegało wątpliwości, że aresztowanie gen. "Grota" zostało przygotowane i przeprowadzone przez Gestapo. Kontrowersje budziły natomiast szczegóły całej operacji, pytanie: czy był to zwykły przypadek, czy efekt dokładnego rozpracowania przez Niemców Komendy Głównej AK? Emocje budziły kwestie "kto sypnął", i kto, pod kątem politycznym, na aresztowaniu skorzystał, oraz dlaczego w ogóle dopuszczono, aby bez jednego wystrzału i większego trudu schwytano dowódcę polskiej konspiracji. Aresztowanie, przesłuchania i śmierć gen. "Grota" stały się przedmiotem badań zawodowych historyków i amatorów - pasjonatów, dziennikarzy i archiwistów, a nawet byłych funkcjonariuszy służb specjalnych zarówno z okresu II wojny światowej - związanych z Armią Krajową bądź Oddziałem II Sztabu Naczelnego Wodza - jak i z lat PRL-u. Jednym z ciekawszych wątków tych badań pozostaje półprywatne śledztwo, jakie przeprowadził w latach 80. zwierzchnik specsłużb PRL, czyli szef MSW gen. Czesław Kiszczak. Przestudiował on dokumenty zgromadzone przez podległy sobie resort oraz podjął pewne czynności operacyjne weryfikujące część relacji. W ramach śledztwa gen. Kiszczak pozyskał "po przyjacielsku" od Ericha Mielke, szefa osławionej Stasi, zbiór niemieckich dokumentów dotyczących aresztowania gen. Stefana "Grota" Roweckiego. W latach 90. przekazał je historykowi Andrzejowi Krzysztofowi Kunertowi, który stwierdził jednak, iż nie wniosły one wiele do znanej nam obecnie wersji wydarzeń. A ta została wypracowana jeszcze w czasie II wojny światowej. Główną konkluzją pozostawał fakt, iż gen. "Grota" wydał bezpośrednio niemiecki agent Gestapo - oficer AK o pseudonimie "Gens" - Eugeniusz Świerczewski, działający wspólnie z dwójką innych agentów - Ludwikiem Kalksteinem i Blanką Kaczorowską. Od tego czasu wersję tę uzupełniano, dodawano kolejne nieznane elementy i precyzowano chronologię wydarzeń. Z licznych autorów zajmujących się z sukcesami tym tematem, należy wymienić historyków: Tomasza Szarotę, Andrzeja Krzysztofa Kunerta, Andrzeja Chmielarza oraz Witolda Pronobisa. Wydawać by się mogło, że lata studiowania materiałów, poszukiwania dokumentów i relacji żyjących jeszcze świadków pozwoliło wyświetlić wszelkie aspekty aresztowania. Jednak co jakiś czas, w różnej maści publikacjach, pojawią się ponownie niektóre kontrowersyjne "widma". Jednym z nich jest mityczna rola w aresztowaniu agentów KGB i GRU, którzy celowo mieli spowodować przeciek do Gestapo o miejscu pobytu generała. Tezy te wysuwane były przez Tadeusza Kisielewskiego, autora serii popularnonaukowych publikacji dotyczących roli sowieckich służb zarówno w sprawie śmierci gen. Sikorskiego, jak i "Grota". Innym wątkiem, niezwykle popularnym w latach 70. i 80. XX wieku w łonie polskiej emigracji, były tezy firmowane przez koła związane z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, m.in. z szefem sztabu dowództwa NSZ płk. Stanisławem Żochowskim. Dotyczyły domniemanych meldunków składanych przez jednego z oficerów wywiadu AK - kpt. Strusiewicza, które sugerowały celową opieszałość sztabu KG AK. Kapitan Strusiewicz miał jakoby dowiedzieć się i kilkakrotnie przekazywać informację o planowanym odlocie do Berlina samolotu wiozącego aresztowanego generała. Jego meldunki z premedytacją miały być odrzucane przez zwierzchników (w domyśle, pragnących, aby "Grot" pozostał w rękach niemieckich), co w konsekwencji zaprzepaściło sugerowaną przez Strusiewicza akcję odbicia generała. Siłą obydwu teorii, podobnie jak wielu innych "spiskowych" wersji historii, zawsze pozostaje fakt, iż bazują one na poszlakach, okruchach informacji i ustnych relacjach, których często nie sposób zweryfikować. A to, że teorie te są o wiele bardziej nieprawdopodobne od bardziej prozaicznej wersji wydarzeń, zupełnie ich zwolennikom nie przeszkadza. Obecnie tego rodzaju hipotezy zajmują czołowe miejsca na stronach i portalach internetowych głoszących kontrowersyjne teorie dotyczące historii najnowszej. Oczywiście historia aresztowania i śmierci gen. Stefana Roweckiego po dziś dzień pozostawia pewne pytania bez odpowiedzi, i ciągle ponawiane są próby wyjaśnienia wszystkich jej aspektów. Pojawiają się również nowe materiały źródłowe. W ciągu najbliższych miesięcy, dzięki staraniom Instytutu Piłsudskiego w Londynie i Archiwum Akt Nowych w Warszawie, zostaną opublikowane odnalezione niedawno pamiętniki szefa sztabu KG ZWZ-AK płk. Tadeusza Pełczyńskiego ps. "Grzegorz" (przed 1939 r. szefa Oddziału II SGWP). Wkrótce także zostaną ujawnione niemieckie raporty dotyczące struktur ZWZ-AK z lat 40. Z pewnością na światło dzienne wypłyną jeszcze niejedne materiały związane z tą sprawą, jak choćby te, pochodzące z dokumentacji śledztw MBP przeciwko: mjr. "Panterze" Boczoniowi, szefowi Wydziału Bezpieczeństwa i Kontrwywiadu KG ZWZ-AK Bernardowi Zakrzewskiemu "Oskarowi", czy niemieckim funkcjonariuszom Gestapo, takim jak cytowany w artykule SS Untersturmführer Alfred Otto. Naprzeciw... Klęska 1939 r. stała się dla narodu polskiego olbrzymim wstrząsem. W większości wierzono, że przebieg wojny będzie wyglądał inaczej. Napór niemiecki uda się zatrzymać, a aliancka odsiecz pozwoli na przejście do kontrofensywy. Ta wiara łączyła pospołu elity państwa, oficerów, żołnierzy i cywili. Rzeczywistość okazała się inna. Połączenie dużej liczby czynników niemieckiej przewagi i dobrej organizacji Blitzkriegu, doprowadziło do szybkiej i fatalnej dla nas w skutkach kilkunastodniowej kampanii. W poczuciu klęski, wszechogarniającego smutku i rozgoryczenia zaczęły powstawać pierwsze organizacje, których celem stała się konspiracyjna walka przeciwko bezwzględnemu okupantowi. Już w październiku 1939 r. nastąpił prawdziwy wysyp różnorodnych konspiracyjnych struktur. Praktycznie wszystkie świeżo powstałe organizacje z marszu ogłaszały krytykę poprzednich rządów - stając na pozycjach przeciwnych sanacji i obarczając winą za klęskę przedwojenne elity. W tym olbrzymim tyglu, gdzie kipiały nie tylko uczucia patriotyczne, jako pierwsza, 27 września, pojawiła się tajna organizacja - Służba Zwycięstwu Polski (SZP). Jej kierownikiem został gen. Michał Karaszewicz-Tokarzewski. Organizacja ta, mimo zdecydowanego odcięcia się od sanacyjnej polityki, od samego początku stała się obiektem oskarżeń kierowanych przez inne organizacje podziemne. W ten konspiracyjny kocioł trafił płk Stefan Rowecki. We wrześniu 1939 r. dowodził on Brygadą Pancerno-Motorową. Po walkach, m.in. pod Tomaszowem Lubelskim, jego jednostka na rozkaz dowódcy Armii "Lublin" gen. T. Piskora musiała kapitulować. Stefan Rowecki nie zamierzał jednak iść do niewoli. 27 września dotarł do Warszawy, w dniu, kiedy do miasta wkraczały oddziały niemieckie, i jednocześnie powoływano do życia Służbę Zwycięstwu Polski. Jego zamiarem było przedostanie się na Zachód i dołączenie do formujących się oddziałów polskich we Francji. Traf, przypadek i szczere rozmowy z gen. Karaszewiczem-Tokarzewskim sprawiły, że ten urodzony żołnierz i dowódca został w kraju, pełniąc funkcję szefa sztabu SZP. Z chwilą powołania Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), został mianowany dowódcą Obszaru nr 1, następnie Komendantem ZWZ na terenie okupacji niemieckiej, pełniąc praktycznie funkcję naczelnego dowódcy. Ostatecznie, po klęsce Francji, 30 VI 1940 r. świeżo awansowany do stopnia generała brygady został formalnie Komendantem Głównym ZWZ, będąc odpowiedzialny jedynie przed Naczelnym Wodzem. Rozpoczął się najaktywniejszy okres w jego życiu. Ten egzamin zdał celująco. W chwili gdy 30 VI 1943 r. został aresztowany, cieszył się całkowitym zaufaniem Naczelnego Wodza oraz niepodważalnym mirem wśród podwładnych, społeczeństwa i w środowisku emigracji. Sam Stefan Rowecki był szczególnie dumny z prowadzonej z olbrzymim trudem akcji scaleniowej, dzięki której udało się wcielić do ZWZ-AK kilkanaście bardziej wartościowych organizacji podziemnych. Umiejętnie kierowana przez niego olbrzymia masa ludzi, stała się bezprecedensowym przykładem kilkusettysięcznego wojska konspiracyjnego, dysponującego sprawnym wywiadem, kontrwywiadem, ośrodkami szkoleniowymi, funkcjonującego w ramach całego sprawnie działającego Państwa Podziemnego. Tak rozbudowane struktury nie istniały w żadnym innym kraju okupowanym. Jednocześnie żaden inny dowódca tak wysokiego szczebla nie działał w warunkach ciągłego zagrożenia, praktycznie codziennie na linii frontu. Mimo zmiany wyglądu zewnętrznego - "Grot" zapuścił wąsy, ufarbował włosy, zaczął nosić okulary i podpierać się laską oraz dysponowania kilkoma fałszywymi tożsamościami - w każdej chwili groziło mu rozpoznanie przez coraz sprawniej działające organa niemieckiej policji bezpieczeństwa. Aresztowanie Latem 1943 r. generał "Grot" zdawał sobie z pewnością sprawę, iż igra z losem. Od dawna Niemcy wiedzieli kto stoi na czele polskiej konspiracji, nie wiedzieli jedynie pod jakim nazwiskiem i jakim adresem się ukrywa. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy kilka razy został rozpoznany, za każdym razem udawało się mu uniknąć obławy i pogoni. Pewne fakty wskazują, że tuż przed aresztowaniem planował zniknąć na dłuższy czas z Warszawy, a nawet poddać się operacji plastycznej i zmienić w dużo większym niż do tej pory stopniu swój wygląd zewnętrzny. 30 VI 1943 r. gen. Stefan "Grot" Rowecki spotkał się ok. godziny 9:30 ze swoją łączniczką Elżbietą Prądzyńską-Zboińską. "Doszliśmy do placu vis-avis kościoła Św. Jakuba - wspominała łączniczka. - Generał wrócił ze mną kilka kroków do środka placu Narutowicza i tam pożegnaliśmy się. Odwróciłam się, machnął mi wesoło ręką. Był w dobrym humorze. Jasny płaszcz przerzucony przez ramię. Dzień był słoneczny i pogodny. Wtedy ostatni raz go widziałam1". Po całkowicie rutynowym spotkaniu, i przejęciu od łączniczki koperty z pieniędzmi, generał podążył do jednego ze swoich lokali konspiracyjnych przy ul. Spiskiej 14 m 10. Z pewnością nie zamierzał długo w nim pozostać, być może chciał jedynie wykorzystać znajdujące się tam różnego rodzaju skrytki. Na miejsce dotarł prawdopodobnie ok. godziny 9:40. O 10:00 oczekiwano go przy ulicy Barskiej 5, gdzie miała nastąpić odprawa Komendy Głównej AK. Odprawa bardzo ważna, na której miał być obecny również Delegat Rządu na Kraj inż. Jankowski. Jednak w ciągu następnych minut nastąpiła katastrofa. Pod budynek w błyskawicznym tempie podjechało ok. 15 samochodów niemieckiej policji. Gestapowcy i SS-manni otoczyli sąsiadujące ze sobą kamienice o numerach: 12,14 i 16. Na dachach rozmieszczono kilka karabinów maszynowych, i rozpoczęto wypędzanie na ulicę mieszkańców kamienic (przy okazji dokonując częściowego rabunku mieszkań). Niezależnie, do lokalu nr 10 pobiegła grupa uderzeniowa. Wg późniejszych relacji mieszkańców, zasłony w mieszkaniu gdzie przebywał gen. "Grot" poruszyły się. Mieszkanie w odróżnieniu od innych konspiracyjnych lokali było zupełnie nieprzystosowane do pełnienia takiej funkcji, brakowało mu przede wszystkim zapasowej drogi ucieczki. Pozostawała tylko wiara w "mocne" papiery i fałszywą tożsamość, która wielokrotnie już się sprawdziła. Gdy w drzwi lokalu nr 10 załomotały kolby i buty napastników, szybko okazało się, że dla dowodzącego całą akcją SS Untersturmführera Ericha Mertena z wydziału III C (kontrwywiadu) warszawskiego Gestapo papiery nie miały żadnego znaczenia. Lokatora mieszkania zabrano, skuto z jednym z gestapowców, wciągnięto do samochodu, a następnie, w szybkim tempie i pod silną eskortą wywieziono na Aleję Szucha. Wkrótce w okolicy Spiskiej nie było ani jednego gestapowca. Mieszkanie zostało opieczętowane, a pozostawieni sami sobie mieszkańcy powoli wrócili do swoich mieszkań. Reakcja... Tymczasem w lokalu przy ul. Barskiej 5 wyżsi oficerowie AK wraz z zastępcą KG ZWZ gen. Tadeuszem "Borem" Komorowskim z niepokojem oczekiwali na przybycie spóźniającego się, a punktualnego zazwyczaj, dowódcy. Ostatecznie po 11:00 płk T. Pełczyński "Grzegorz" wysłał adiutanta generała, por. Ryszarda Jamontt-Krzywickiego "Szymona", z zadaniem ustalenia, co stało się z generałem. "Szymon" dosyć szybko dowiedział się, że przy ulicy Spiskiej kogoś aresztowano, jednak dopiero późnym popołudniem, ok. 17:00, udało się potwierdzić, że w rękach niemieckich znalazł się "Grot". W atmosferze coraz większego napięcia oficerowie sztabu KG AK zanalizowali niepewne dane i opracowali plany odbicia generała. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że jest to zadanie niezwykle trudne. W obliczu niemieckiej przewagi w mieście, praktycznie niemożliwe - szturm na centralę Gestap o wymagał by użycia kilkudziesięciu, a być może i kilkuset żołnierzy AK, bez gwarancji sukcesu. Ostatecznie przyjęto plan zaatakowania siedziby Gestapo przy pomocy czołgu naładowanego materiałem wybuchowym. Nieznanego typu pojazd pancerny był remontowany przez współpracujących z AK polskich robotników w jednym z warszawskich zakładów. Uprowadzony czołg, kierowany przez ochotnika, miał wbić się w gmach, i po zdetonowaniu ładunku spowodować zniszczenia i zamieszanie. Wtedy miały uderzyć kompanie Kedywu i wydostać swojego dowódcę... żywego bądź martwego. Chcąc jednak zrealizować tak ryzykowny plan, musiały zostać zebrane choćby pobieżne dane, co musiało zająć kilkanaście godzin. Tymczasem w gmachu Gestapo panowała euforia, pomieszana z pewnego rodzaju obawą. Ciągle spodziewano się reakcji AK. Ściągnięto więc dodatkowe siły przygotowując się do obrony budynku. Cennego aresztanta poddano wstępnemu przesłuchaniu. Wezwany przez gestapowców fryzjer zgolił mu wąsy. Po tych czynnościach podobieństwo aresztowanego "Grota" do fotografii znajdujących się w rękach gestapowców było uderzające. Sam generał przyznał się kim jest, twierdząc, że mogą się do niego zwracać po niemiecku, jego warunkiem pozostaje jednak, aby traktować go jako oficera. Rzeczywiście potraktowano go z szacunkiem. Przesłuchania prowadzili: komendant SD i policji bezpieczeństwa - SS Standartenführer dr Ludwig Hahn, odpowiedzialny jedynie przed Berlinem kierownik specjalnej komórki do spraw polskiego podziemia SS Hauptsturmführer Alfred Spilker, i być może SS Sturmbannführer Walter Stamm. W gmachu zaczęło się robić tłoczno od oficjeli. Po telefonie Hahna przybył również pełniący ówcześnie funkcję dowódcy SS i Policji SS Gruppeführer Jürgen Stroop, dowodzący niedawną masakrą warszawskiego getta. Podobnie jak na innych gestapowcach, postać gen. "Grota" zrobiła na nim bardzo silne wrażenie, co wspominał po wojnie swojemu współwięźniowi kpt. Kazimierzowi Moczarskiemu. Tymczasem dr Hahn zarządził, aby "Grot" został umieszczony w pojedynczej celi ze stale otwartymi drzwiami. Ustawiony przy nich strażnik, miał nie spuszczać oka z polskiego generała. W międzyczasie, w rozmowie telefonicznej z centralą w Berlinie, ustalono, że cenny więzień w ciągu kilku godzin zostanie wywieziony z Warszawy. Szefa warszawskiego SD Hahna czekała więc nerwowa noc, bowiem pasażerski Ju-52 przyleciał dopiero o 5 nad ranem. Jednak oczekiwana akcja polskiego podziemia nie nastąpiła. Około 4:00 generał "Grot" pod silną eskortą został przewieziony na lotnisko Okęcie i umieszczony w samolocie. W podróży towarzyszą mu Erich Merten i dr Hahn oraz, wg niektórych źródeł, Alfred Spilker, pragnący być może zaakcentować swoją obecność przy zakończonej sukcesem spektakularnej akcji. Informacja o wywiezieniu "Grota" nie była utrzymywana w tajemnicy. Wręcz przeciwnie. Pozostali w Warszawie gestapowcy gorliwie popełniali niedyskrecje odsuwające od nich widmo niespodziewanego ataku. Rzeczywiście, na pierwszy sygnał o wywiezieniu gen. Roweckiego, KG AK odwołało planowane uderzenie na gmach przy Alei Szucha. Trzeba było pogodzić się z porażką... 7 lipca 1943 r. gen. Tadeusz "Bór" Komorowski wysyła meldunek o aresztowaniu dowódcy Armii Krajowej. Do wstrząśniętego niedawną śmiercią gen. Władysława Sikorskiego Londynu dociera ona 11 lipca. Gen. Sosnkowski odpowiedział błyskawicznie, prosząc o szczegóły aresztowania i nazwisko pod jakim został zatrzymany. W odpowiedzi "Bór" donosił: "»Grot« aresztowany 30 czerwca o 10-tej przy ulicy Spiskiej 14/10. Drogą pośrednią ze źródeł Gestapo tegoż dnia otrzymaliśmy wiadomość o ujęciu »Grota«, co podkreślali jako wielki sukces. Nie mamy pewności, czy z ich strony wymieniono jego nazwisko rodowe. Na jakie nazwisko policyjne miał w chwili aresztowania przy sobie papiery i czy ich nie zniszczył, nie wiemy. (...) całe społeczeństwo w Warszawie o aresztowaniu »Grota« już wie, dyskrecja zbędna2". Niepewność Kontrwywiad KG AK rozpoczął mozolne śledztwo mające na celu ustalenie przyczyny, i poznanie szczegółów aresztowania dowódcy AK. Ponadto wszelkimi kanałami rozpoczęto poszukiwania miejsca jego pobytu. Już następnego dnia po aresztowaniu, na Spiskiej pojawił się kilkunastoosobowy oddział AK-owców dowodzony przez Franciszka Knappa ps. "Ernest". Była to elitarna Grupa Ewakuacyjno-Inwigilacyjna złożona z przedwojennych żandarmów i żołnierzy KOP. Nie przeszkodził im ani jeden agent Gestapo. Niemcy całkowicie oddali pole zadowalając się schwytaniem generała. Po zerwaniu plomb, polscy żołnierze bardzo dokładnie przeszukali mieszkanie, odnajdując kilka skrytek z pieniędzmi, bronią i tajnymi dokumentami. Ich namierzenie przez Gestapo przyniosłoby znaczne straty (podobno jedna z prywatnych skrytek została opróżniona dopiero przez brata generała - Stanisława Roweckiego). Przez następne dni członkowie kontrwywiadu drobiazgowo odtwarzali sytuację, która nastąpiła tego feralnego dnia. Badano wiele tropów i poszukiwano źródła potencjalnej "wsypy". Równie mozolnie przebiegała próba ustalenia miejsca pobytu generała. Poszukiwano go wszelkimi możliwym kanałami. Zapytanie o ustalenie losów "Grota" dotarło również do oficera polskiego wywiadu kpt. Władysława Boczonia ps. "Pantera". Boczoń zakamuflowany pod nazwiskiem dr. Wagnera, był znany Niemcom jako pracownik wrocławskiej Abwehry oraz jeden z bardziej zaufanych agentów Hauptsturmführera Spilkera. Polski agent nie zdołał jednak przeprowadzić żadnego rozpoznania, gdy 11 VII 1943 r. został wezwany "blitztelegramem" do Krakowa. W gmachu krakowskiego Gestapo dowiedział się, że z Berlina nadszedł specjalny rozkaz sygnowany przez Alfreda Spilkera, "(...) który przebywa w centrali Gestapo w Berlinie, gdzie prowadzi śledztwo przeciw Roweckiemu generałowi. Oto życzeniem tego było, by generał był zaskoczony tym wszystkim - co wie Gestapo. I dlatego we wspomnianym »fernschreiben« prosił o sporządzenie specjalnych szkiców rysunkowych, przedstawiających cały »Aufbau« PZP (PZP był kryptonimem czasowym ZWZ - przyp. Ł.O.), z tym że nie tak, jak było to zrobione, a specjalne kraty i krateczki, gdzie można wpisywać nazwiska, przy czym należy wpisywać nazwy w języku niemieckim i polskim. Równocześnie poszczególne Gestapo w dystryktach otrzymało nakaz nadesłania odpowiedniego materiału. Został mi oddany do dyspozycji kreślarz, by we dwójkę szybciej przygotować pracę. Stwierdziłem, że niestety - ja nie pamiętam i nie znam aktualnego materiału - wobec tego zostałem przewieziony autem do centrali wywiadu, gdzie został mi przedstawiony materiał3". Ostatecznie otrzymał kilkaset arkuszy opracowań dotyczących ZWZ oraz 26 stron odnoszących się do innych organizacji. Meldunek kpt. Boczonia dotyczący wiedzy jaką posiadało Gestapo w lipcu 1943 na temat struktur ZWZ-AK jest zbyt obszerny, aby cytować go w całości. Jednak jego lektura wskazuje, że Niemcy dysponowali sporą wiedzą na temat struktur konspiracyjnych, była to jednak wiedza bardzo różnorodna. Nazwisko gen. Stefana Roweckiego figurowało na czele listy, ale w przypadku członków jego sztabu popełniano rażące błędy. Przydzielenie do opracowania tajnych materiałów wcale nie ułatwiły kpt. Boczoniowi uzyskania informacji o miejscu przetrzymywania generała Roweckiego. Z prostej przyczyny, w krakowskim Gestapo również nie wiedziano do końca, co stało się z dowódcą AK. Pojawiały się różne, czasem fantastyczne plotki. Mówiono np., że "Grot" "rzekomo został wzięty wraz z około setką oficerów i działaczy w kościele, w którym jeden z majorów brał ślub. Dawna kochanka zemściła się na majorze i doniosła na Gestapo, że człowiek, który bierze ślub jest poszukiwanym majorem i niebezpiecznym działaczem. Kościół został otoczony i wyłowiono około sto osób. W tym także komendanta głównego (...)". Ostatecznie, "(...) w czasie dość prowokacyjnych z mej strony rozmów - stwierdziłem, że gen. Rowecki bezpośrednio po aresztowaniu został przewieziony samolotem do Berlina, gdzie w specjalnej celi siedzi w »Moabicie«. Wg otrzymanych informacji został on aresztowany na nazwisko »Sułkowski«, przy czym o szczegółach mało mówiono (...)4" (prawdopodobnie chodzi o nazwisko Sokołowski Józef. Dokumenty te wyrobione na samym początku okupacji były "najmocniejsze", i nimi najczęściej posługiwał się gen. Rowecki. Wg innych źródeł 30 czerwca mógł posługiwać się dokumentami na nazwisko Jerzy Malinowski, na które to wynajęto mieszkanie - przyp. Ł.O.). W latach 50. podczas śledztwa UB szef kontrwywiadu KG AK Bernard Zakrzewski "Oskar" potwierdzał, że Boczoń przekazał informacje o pobycie generała w Berlinie. Te wstępne sygnały o miejscu przetrzymywania "Grota" zbiegły się z pierwszym jego listem wysłanym na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku. Listem skierowanym do ciotecznej siostry Melanii Dańcowej. Gen. Rowecki donosił w nim krótko, że nie zrobiono mu nic złego. Dopiero w grudniu 1943 r. nadeszła następna wiadomość, zaadresowana do Hanny Królikowskiej, zawierająca oprócz różnego rodzaju informacji o stanie zdrowia adnotację: "oddany w komendzie obozu". Pozwoliło to oficerom z KG AK, którym adresatka przekazała list do wglądu, wywnioskować, że generał znajduje się w jednym z licznych niemieckich obozów, do którego przewieziono go po dwóch tygodniach przesłuchań jakie przeprowadzono w siedzibie Gestapo w Berlinie. Dopiero po wojnie byli oficerowie AK dowiedzieli się, że był to obóz w Sachsenhausen. Kontrwywiad KG Armii Krajowej przez następne miesiące nie był w stanie ustalić, kto zadenuncjował generała "Grota". Dla wielu polskich oficerów była to osobista porażka. W kontrowersyjnej książce Juliusza Wilczura-Garzteckiego, pełniącego w tym czasie funkcję z-cy szefa komórki kontrwywiadu KG AK o kryptonimie "Sonda", znalazły się nawet słowa o domniemanym komunikacie, mówiącym o zastrzeleniu jakiegoś podoficera za oddanie w ręce niemieckie wysokiego przedstawiciela polskiego podziemia. Komunikat ten miał kamuflować brak wyników śledztwa. Na trop faktycznego zdrajcy wpadnięto znacznie później, dopiero w roku 1944, i to przy okazji zupełnie innej zdrady. Cdn. apla Fragment przesłuchania SS Untersturmführera Alfreda Otto, współpracownika Spilkera i kierownika jednego z referatów warszawskiego Gestapo: "Komendant Główny AK gen. »Grot« Rowecki aresztowany został przez Gestapo w drugiej połowie 1943 r. na terenie Warszawy w następujących okolicznościach. Na usługach Gestapo pozostawał wówczas oficer AK, legionista o nieznanym mi nazwisku. Zwerbowany został do współpracy jako agent przez komisarza Gestapo Bürknera, kier. referatu III N, i przekazany na kontakt do nadsekretarza Gestapo Mertena z referatu III C (kontrwywiad). Nazwiska tego agenta, jak już zaznaczyłem, nie znam. Niemniej jednak jeden raz widziałem go po zatrzymaniu gen. Roweckiego w gmachu Gestapo przy Alejach Szucha. Był to mężczyzna już w starszym wieku lat około 58-59. Niski. Krępy. Barczysty. Silnej budowy. Twarz owalna, z dużymi ciemnymi wąsami. Człowiek ten był kolegą Roweckiego z legionów, tak iż znał się z nim doskonale, gdyż o ile mi wiadomo Rowecki był jego dowódcą w legionach. Z tego tytułu wymieniony oficer AK, a zarazem agent Gestapo otrzymał od Mertena polecenie prowadzenia obserwacji za Roweckim w celu ustalenia jego kontaktów i aresztowania. Agent ten wykonując polecenie Mertena, pewnego dnia w drugiej połowie 1943 r. obserwując Roweckiego ustalił, że zatrzymał się on w jednym z domów przy ul. Filtrowej nr nieznany (...) (chodziło o Spiską 14/10 - przyp. Ł.O.). O swoim spostrzeżeniu agent powiadomił Mertena telefonicznie i ten natychmiast udał się pod wskazany adres w towarzystwie kilku funkcjonariuszy Gestapo. W mieszkaniu tym Rowecki został aresztowany i natychmiast odstawiony do gmachu Gestapo. Początkowo nie było pewności, czy schwytany mężczyzna jest rzeczywiście gen. Roweckim, ponieważ miał on sfałszowane dokumenty i do swego właściwego nazwiska się nie przyznawał. W tym wypadku przysłużył się znów agent Mertena, który dostarczył, o ile wiem, książkę zasłużonych przedwojennych oficerów armii polskiej. W książce tej były zdjęcia poszczególnych oficerów z oddzielnym rozdziałem zdjęć oficerów legionowych. Na jednej z fotografii figurował ówczesny płk Rowecki. Zdjęcie to okazano Roweckiemu i wówczas on z pewnego rodzaju akcentem dumy przyznał się, że jest gen. Roweckim, co wiem, gdyż wkrótce po tym także zaszedłem do pokoju Mertena, zastając tam płk. Hahna, Stamma i kilku innych oficerów Gestapo. Po ustaleniu tożsamości Roweckiego jeszcze tegoż samego dnia powiadomiono telefonicznie Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie. Z Berlina przyszło polecenie, aby natychmiast, bez żadnego śledztwa, samolotem przewieźć gen. Roweckiego z Warszawy do Berlina. Rozkaz został wykonany, i już następnego dnia po aresztowaniu płk Hahn osobiście ze wzmocnioną eskortą odwiózł gen. Roweckiego na lotnisko wojskowe na Okęciu, skąd samolotem wojskowym został on odtransportowany do Berlina. Pomimo aresztowania Roweckiego, z Berlina nie napłynęły żadne materiały, które posłużyłyby Gestapo na terenie Polski do całkowitego rozpracowania organizacji AK. (...) Chcę dodać, iż w cztery tygodnie po aresztowaniu Roweckiego przyszło pismo z Berlina do Komendy Policji Bezpieczeństwa w Warszawie z poleceniem zabrania z mieszkania Roweckiego, mieszczącego się na Żoliborzu, jego płaszcza i futra celem natychmiastowego przesłania tych rzeczy do Berlina. Pismo to polecono wykonać podległej mi grupie z referatu III-B 1. Na mój rozkaz, pod wskazanym w piśmie adresem, żądany płaszcz i futro Roweckiego odwieźli sekretarz Henkel i tłumacz Schulz. Zostało to odesłane do Berlina. W mieszkaniu gdzie te rzeczy były zachowane Rowecki, o ile mi jest wiadomym, zamieszkiwał do czasu aresztowania jako sublokator. Przed odesłaniem zarówno płaszcz, jak i futro były dokładnie przeszukane lecz żadnych tajnych dokumentów, materiałów nie odnaleziono". IPN BU 0 1251 128 / cz. 1 str. 430