Wspominaliśmy wtedy o mrocznej tajemnicy skrywanej przez wiele lat w pamięci świadków, którzy mimo upływu lat wciąż nie odważyli się mówić, ani o swoich przeżyciach, ani o miejscu, w którym miały zostać zakopane ciała przesłuchiwanych i zakatowanych aresztantów. Dopiero jesienią br., gdy w pobliżu muru dawnego budynku UB pracujący robotnicy odnaleźli ludzkie kości, sytuacja zaczęła się zmieniać. Pojawiły się kolejne wątki i kolejni świadkowie odsłaniający ponurą tajemnicę obiektu. Od czasu naszego ostatniego pobytu, budynek dzisiejszego Młodzieżowego Domu Kultury, w którym tuż po wojnie funkcjonował PUBP, został odnowiony i wyremontowany. Jedynymi miejscami, pozostawionymi w nienaruszonym stanie, dzięki szybkiej decyzji p. Ewy Lijewskiej, dyr. MDK, stały się podziemne pomieszczenia - niewielkie więzienne cele z oryginalnymi, ciężkimi drzwiami pochodzącymi z okresu, gdy nad budynkiem swoją władzę rozciągało Gestapo. Pozostali również niemi świadkowie - napisy i rysunki wykonane rękami więźniów przetrzymywanych w podziemiach Urzędu Bezpieczeństwa w zimnych i zatłoczonych celach. Co ciekawe, mimo iż w budynku więziono przez długi czas dużą liczbę miejscowych Niemców, napisy wykonane są głównie w języku polskim. Oprócz imion i nazwisk zawierają najczęściej daty i pracowicie wyskrobane kreski, za pomocą których osadzeni oznaczali liczbę dni pobytu w areszcie. Wśród dramatycznych świadectw pobytu w przepełnionych celach, w rogu jednego ze średniego rozmiaru pomieszczeń znajduje się, prawie humorystyczny akcent - narysowany niewprawną kreską, nieco schematyczny, ale wyraźny rysunek postaci w mundurze. Okazało się, że autorem tego właśnie rysunku był jeden z funkcjonariuszy "bezpieczeństwa" referatu III osadzony przez swoich kolegów za pijaństwo. Ludzkie szczątki? Mimo iż napisy, wygląd cel i kilka zachowanych na piętrze elementów, jak np. podwójny hak pozostawiony w miejscu dawnej sali przesłuchań, stanowią niepodważalny dowód po najbardziej mrocznym okresie w historii samego budynku, to od lat 40. wśród okolicznych mieszkańców krążyły pogłoski o dużo bardziej makabrycznych śladach pozostawionych przez funkcjonariuszy UB - zakopanych ludzkich ciałach. We wrześniu br. podczas prac budowlanych prowadzonych w pobliżu muru okalającego dawną placówkę Gestapo i UB, robotnicy odnaleźli ludzkie kości należące prawdopodobnie do dwóch osób. Dwa miesiące później w Bolesławcu pojawili się pracownicy wrocławskiego oddziału IPN - dr Krzysztof Szwagrzyk (naczelnik oddziałowego Biura Edukacji Publicznej) i dr Robert Klementowski - aby za pomocą georadaru przeszukać wytypowany teren pod kątem istnienia ludzkich pochówków. Sprawdzono cały obręb bezpośredniego sąsiedztwa dawnej placówki UB, natrafiając na kilka anomalii, w których jednak poza fragmentami przemieszanych kości, nie odnaleziono żadnych kompletnych szkieletów. Wykonano dokumentację, a szczątki zgodnie z procedurą trafiły na Policję, skąd zostały przesłane do ekspertyzy biegłych i antropologa. W obecnej chwili nie są znane jeszcze wyniki. Odnalezione kości znajdowały się w złym stanie, który być może utrudni uzyskanie odpowiedzi na pytanie: czy należą one do więźniów UB czy niemieckiego Gestapo. W trakcie trwania akcji nie odnaleziono również żadnych przedmiotów (fragmentów odzieży, rzeczy osobistych itd.) świadczących o pochodzeniu ofiar. Jednak ich liczba stale się powiększa. W trakcie naszej jednodniowej wizyty w Bolesławcu, 16 listopada, tydzień po przeprowadzonej przez IPN akcji, pracujący w pobliżu muru robotnicy odsłonili kolejne przemieszane szczątki, fragmenty kręgosłupa, miednicy i piszczeli, które przekazano na Policję. Według opinii okolicznych mieszkańców, tuż po wojnie, znajdujący się od strony torów teren, przylegający do siedziby UB był opuszczony i nie użytkowany. To również tam zakopywano ciała wynoszone nocami z pokojów przesłuchań. Świadczyć o tym miały relacje działkowiczów, którzy z usytuowanych w tym miejscu znaczenie później działek wydobywali makabryczne pozostałości. Ciekawą informacją okazała się relacja przekazana przez byłego ucznia jednego z gimnazjów, który kilka lat wstecz, przypadkowo odnalazł na tym terenie ludzką czaszkę z wyraźnie widocznym, niewielkim otworem na wysokości skroni. Niestety, faktu tego uczniowie nikomu nie zgłosili, a jedyny być może dowód zaginął.