Iwiński list otwarty do Czarzastego opublikował w niedzielę na Facebooku. Wyjaśnia w nim, dlaczego nie kandyduje w najbliższych wyborach parlamentarnych. "Szanowny Kolego Przewodniczący" - rozpoczyna Iwiński. "W ostatnich dniach otrzymuję wiele pytań - bezpośrednich, telefonicznych oraz mailowych - sprowadzających się do tego, czy kandyduję w wyborach do Sejmu i Senatu 13 października br.? Odpowiadam otwarcie i ze smutkiem, że chyba nie, ponieważ - ku memu zaskoczeniu i mimo poparcia ze strony struktur SLD na Warmii i Mazurach (m.in. w Olsztynie, Kętrzynie, Szczytnie, Elblągu i Ostródzie) moje nazwisko nie znalazło się dotąd na listach kandydatów". Iwiński podkreśla w liście, że, "zachowując skromność", pragnie zauważyć, że jest "jedynym przedstawicielem lewicy (a w ogóle jedną z dwóch osób w Polsce), która dotychczas we wszystkich ośmiu demokratycznych wyborach do Sejmu - poczynając od roku 1991 - uzyskiwał liczbę głosów niezbędną do zdobycia mandatu posła. Zawsze na Warmii i Mazurach". Przypomina także, że po ostatnich wyborach, w 2015 r., nie mógł objąć mandatu, ponieważ Zjednoczona Lewica nie przekroczyła wymaganego progu 8 proc. "Sam przy tym otrzymałem tyle głosów na liście Zjednoczonej Lewicy w Olsztynie, ile pozostałe na niej osoby razem wzięte, z których część teraz też ma kandydować na czołowych miejscach" - wspomina polityk. "To nie czas, by pisać o własnych dokonaniach, bowiem zawsze można było zrobić więcej. Wspomnę jedynie o pracy w Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, wieloletnim zaangażowaniu w działalność Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu, czy o udziale w głównych negocjacjach ws. akcesji Polski do Unii Europejskiej. Od dawna wyrażałem gotowość kandydowania także w tych wyborach - albo w okręgu 35 (Olsztyn) albo 34 (Elbląg) i to z dowolnego miejsca na liście Lewicy. To niezbyt duże okręgi (odpowiednio 10 i 8 mandatów), w których bardzo trudno o sukces" - pisze Iwiński i zapewnia jednocześnie Czarzastego, że zawsze zachowywał się "bardzo lojalnie wobec własnej formacji". "Szanowny Włodzimierzu, szczerze mówiąc, nie pojmuję dość arbitralnie podjętej decyzji uniemożliwiającej mi udział w wyborach i uważam ją za błędną. To głosujący ostatecznie decydują, a ich wyrok będzie ostateczny. Skoro panuje niemal powszechna zgoda, że zbliżające się wybory są najważniejsze dla Polski od 30 lat, to musi bezwzględnie obowiązywać zasada: 'wszystkie ręce na pokład'. W naszych rozmowach usłyszałem głównie kierowany do mnie argument: 'czas na zmiany'. Tak, te zmiany już zachodzą: powstał nowy, trójczłonowy blok Lewicy trójpokoleniowej, a dopiero co przyjęto na konwencji ciekawy i śmiały program" - ocenia polityk SLD. "Ale finalnie, przy urnie, liczy się siła przyciągania głosów przez poszczególnych kandydatów. I wszyscy, którzy nią dysponują, powinni być wykorzystani - bez kombinowania, kto komu na liście może 'zaszkodzić'" - kończy Iwiński, informując, że stawia się "do dyspozycji" swojej formacji "jako przedstawiciel pierwszego jej pokolenia". Życzy też swoim partyjnym kolegom "wspólnego sukcesu".