Hołownia na briefingu w Warszawie zwracał uwagę na związane z trwającą epidemią koronawirusa trudności; mówił o przedsiębiorcach, którzy muszą walczyć o byt oraz rodzicach, którzy muszą zająć się swoimi dziećmi w związku z tym, że zamknięto szkoły. Podkreślał, że są kłopoty nawet ze zorganizowaniem w sposób bezpieczny posiedzenia Sejmu, który miałby przyjąć pakiet ustaw tzw. tarczę antykryzysową. Nawiązał do padających w tym kontekście wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy, premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że nie ma dziś przesłanek, by wprowadzić stan klęski żywiołowej oraz że wybory prezydenckie powinny być przeprowadzone w terminie. "Aż nie znajduję słów, by to skomentować" "W całej tej sytuacji opowieść o tym, że za wszelką cenę chce się utrzymać termin wyborów, wydaje mi się tak głęboko nieetyczna, że aż nie znajduję słów, by to skomentować. Nie wiem, o czym myślą dziś prezes Kaczyński i prezydent Duda. Dałby Bóg, by chodziło o to, o czym głoszą plotki, że nie chodzi tylko o termin wyborów, tylko o to, co znajduje się w ustawie o stanie klęski żywiołowej - a więc o możliwość oczekiwania obywateli, których mienie jest zajmowane, którym nakazuje się zrobienie pewnych rzeczy - odszkodowań. I podobno państwo boi się tych odszkodowań, które miałoby wypłacać" - powiedział Hołownia. "Natomiast trwanie przy tym, że termin wyborów prezydenckich nie powinien zostać przesunięty, jest absurdalne, pachnie jakimś dążeniem do utrzymania władzy za wszelką cenę. I nie może być na to zgody" - oświadczył kandydat na prezydenta. Cztery powody Jego zdaniem wyborów i tak nie da się przeprowadzić "w terminie, na którym zafiksował się dzisiaj rząd PiS i prezydent", z czterech powodów. Po pierwsze - mówił Hołownia - do 10 kwietnia, kiedy kraj pozostaje de facto zamknięty, należałoby zgłosić 200 tys. członków obwodowych komisji wyborczych. "Czy wydaje nam się to dzisiaj możliwe?" - pytał. Drugi powód według Hołowni jest taki, że "wybory organizują samorządy, a wszyscy samorządowcy, z którymi rozmawiał, podkreślają, że mają dziś zupełnie inne zajęcia"; dbanie o bezpieczeństwo obywateli, służbę zdrowia i praca nad tym, by "wspólnota lokalna nam się nie rozpadła". Kolejna przyczyna, dla której wybory nie mogą się odbyć 10 maja wynika z not, które - jak mówił Hołownia - otrzymują polskie placówki dyplomatyczne za granicą, w krajach objętych bardzo poważnymi restrykcjami. Jak zaznaczył wynika z nich, że nie będzie możliwe przeprowadzenie wyborów w placówkach na terenie innych państw. Jednak, ocenił Hołownia, głównym powodem, dla którego przeprowadzenie wyborów w terminie jest niemożliwe, jest rosnąca liczba osób objętych kwarantanną. Podkreślił, że jeśli to tempo się utrzyma, to do wyborów na kwarantannie będzie "pół miliona albo milion Polaków". Pytał, jak w takiej sytuacji zagwarantować im ich prawa wyborcze. "Jak w tej sytuacji ma funkcjonować państwo, czy to nie stan nadzwyczajny? W tej chwili możemy jeszcze mydlić sobie oczy tą relatywnie niską liczbą stwierdzonych zakażeń, ale wszyscy wiemy, z czego ona wynika - z bardzo małej ilości przeprowadzanych w Polsce testów. Ale to nie ta liczba zakażeń, sztucznie zaniżana przez niski poziom testów, a ilość osób, które znajdą się w kwarantannie będzie czynnikiem decydującym, jak będzie wyglądało nasze życie i funkcjonowanie naszego państwa w ciągu najbliższych, kluczowych dla rozwiązania tego problemu tygodni" - powiedział Hołownia.