Hołownia wszedł do polityki dość niespodziewanie, zaledwie pół roku temu, gdy 8 grudnia w Trójmieście ogłosił swój program i przedwyborcze plany. Równie niespodziewanie sondaże wywindowały go w kampanijnym wyścigu na drugą pozycję. Był to też efekt decyzji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej o bojkocie. Gdy na scenie pojawił się Rafał Trzaskowski, Szymon Hołownia spadł na trzecią pozycję, stale jednak utrzymując poparcie na poziomie 12-18 proc. Jak przekonuje, takiego kapitału nie może zaprzepaścić. - Myślę o stworzeniu ruchu społecznego, bo taki potencjał, jaki już udało nam się stworzyć, nie może zostać zmarnowany. Ruch społeczno-polityczny będzie na pewno - zapewnia w rozmowie z Interią. Wobec takiej zapowiedzi pojawiają się przynajmniej dwa pytania: w jaki sposób taki ruch będzie finansowany i na jakie aspekty programowe postawi. Finansowanie ze zbiórek Pierwsza odpowiedź wydaje się prosta. Hołownia jest wielkim zwolennikiem finansowania się ze zbiórek. Jego zdaniem jest to opcja najbardziej przejrzysta, a także dająca duże poczucie odpowiedzialności przed tymi, którzy decydują się na wpłaty. - To, że tę kampanię sfinansowaliśmy ze zbiórki publicznej, pokazało mi, przed kim odpowiadam. Nie przed prezesem, a setką tysięcy ludzi, którzy wpłacili pieniądze, średnio po 52 zł, razem prawie pięć milionów złotych. Ten model jest trudny do zrealizowania, ale jest zdrowy i uczciwy - mówi nam Hołownia. Na czym się skupić? Druga odpowiedź tak prosta nie jest i prawdopodobnie będzie ewoluować. Już dziś Hołownia przewiduje, że dopiero za jakiś czas poznamy prawdziwe skutki epidemii koronawirusa, które będą bolesne dla polskiego społeczeństwa. Jego zdaniem potrzebna będzie wówczas odpowiedź na wielkie, fundamentalne pytania, na które z kolei nie będą potrafiły odpowiedzieć partie polityczne skupione na sporze, głównie PO-PiS. Prawdopodobnie takie pozycjonowanie na polskiej scenie politycznej pozwoli Hołowni być blisko wielkiej polityki, ale jednocześnie patrzeć na nią z dystansem. Jego ruch będzie szukał niszy do zagospodarowania, a pierwsze takie przestrzenie ujawnia Jacek Cichocki, szef jego sztabu wyborczego. - Interesują nas realne wyzwania i sprawy ważne dla obywateli. Nie status mediów publicznych czy oświadczenia majątkowe, ale wyzwania związane ze zmianami klimatycznymi, suszą, służbą zdrowia. Tym zajmują się ludzie, którzy działają dziś z nami, ale też będą działać dalej. Będziemy więc koncentrować się wokół rzeczy ważnych dla ludzi, a którymi nie zajmuje się dzisiaj polityka - mówi Interii Cichocki. Partia to ostatnia rzecz Przypomnijmy, że w ostatnim czasie powstawały już w Polsce ruchy polityczne, które chwilę potem zmieniały się w partie polityczne lub przestawały istnieć. - Powołanie partii politycznej to ostatnia rzecz, o której marzę. Wiem, że były już sondaże, które dawały nam szanse na wejście do parlamentu - podkreśla Hołownia. - To już jest ruch. Czy przerodzi się to w jakiś byt polityczny, partię? Trudno cokolwiek przesądzać. Hołownia to kandydat obywatelski, któremu już teraz zaufało około dwa miliony ludzi. Nie jest kandydatem partyjnym i jego celem nie jest wejście w gry partyjne - zapewnia Cichocki. Polityczne zaplecze Wydaje się, że zaplecze polityczne Hołownia buduje wielopłaszczyznowo. Po pierwsze, nieustannie buduje pozycję w internecie, który pozostaje jego główną przestrzenią działania. Po drugie, już dziś współpracuje ze specjalistami w konkretnych dziedzinach, jak na przykład generał Mirosław Różański w zakresie obronności, czy Przemysław Staroń w kwestii edukacji. Po trzecie, szuka wsparcia poza Warszawą. Wydaje się, że szanse powodzenia jego przedsięwzięcia będą zależały od elektoratu niewielkomiejskiego. Hołownię już teraz poparł niezależny senator Wadim Tyszkiewicz - samorządowiec i wieloletni prezydent Nowej Soli. Poparcia udzielił mu też ruch Bezpartyjni Wielkopolska, a także inni samorządowcy, jak były prezydent Poznania Ryszard Grobelny. Jeśli w dalszym ciągu Hołownia będzie zjednywał sobie polityczne "doły", jego działania mogą nabrać ciekawego rozpędu. Długie miesiące do 2023 roku Z drugiej strony są też pewne zagrożenia. Na pierwszy plan wybijają się dwa - po wyborach prezydenckich dynamika wydarzeń spadnie, a efekt świeżości minie. Prawdopodobnie nadejdzie zmęczenie ludzi permanentnym wyścigiem wyborczym, chęć odpoczynku od polityki, a co za tym idzie, mniejsze nią zainteresowanie. Wiąże się to ściśle z drugą kwestią, czyli sprawą finansowania takiego ruchu. Kolejne wybory planowane są bowiem na 2023 rok. W proponowanym przez Hołownię modelu wpłaty obywateli miałaby pozwolić mu na funkcjonowanie przez najbliższe trzy lata. Łukasz Szpyrka