Polacy z Ukrainy przylecieli czterema samolotami z Zaporoża. Pierwszy samolot wojskowy CASA wylądował kilka minut po godz. 18; ostatni - ok. 20. W sumie do Polski ma przybyć 188 osób polskiego pochodzenia, pozostałe 39 - samochodami i pociągiem. Z ewakuowanymi z rejonów Mariupola i Donbasu spotkała się premier Beata Szydło. "Witajcie w domu" - zwróciła się do repatriantów. "Polska to jest wasz dom, w którym zrobimy wszystko, byście się państwo czuli bezpiecznie" - podkreśliła. "Wiem, że wielu z państwa martwi się pewnie jeszcze o swoich krewnych, o swoich bliskich, którzy też chcą tutaj wrócić, do ojczyzny swoich przodków. Zrobimy wszystko, by wspierać i żeby każdy, kto chce tutaj wrócić, do Polski, do swojego domu, mógł wrócić" - zadeklarowała premier. "Zrobimy wszystko, żebyście państwo czuli się tutaj jak u siebie" - zaznaczyła. Szefowej rządu w Królewie Malborskim towarzyszyli ministrowie: obrony narodowej, Antoni Macierewicz, spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak oraz minister odpowiedzialny za kontakty rządu z parlamentem, Adam Lipiński. Wcześniej szef sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą Michał Dworczyk (PiS) powiedział PAP, że "są to osoby z Mariupola oraz kilkadziesiąt osób z terenów zajętych przez tzw. separatystów, które nie zdążyły na ewakuację w styczniu tego roku lub zdecydowały się na ewakuację dopiero teraz". "Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że tu jesteśmy i tutaj chcemy zacząć nowe życie; chcemy żeby nasze dzieci tutaj żyły" - mówiła Tatiana Pawłowa z Doniecka, która przyleciała wraz z mężem i dwojgiem dzieci, w wieku 7 i 19 lat. Przyznała, że "decyzja o wyjeździe do Polski nie była trudna". 69-letni Piotr Bendyk z Mariupola (z Polski wyjechał w 1958 r.) mówił dziennikarzom, że "całe życie marzył o tym, żeby wrócić do Polski. "Jestem bardzo szczęśliwy, takiego szczęścia nie było u mnie całe życie" - mówił. Powiedział, że także jego syn zdecydował się wrócić do Polski a wnuk już drugi rok studiuje w Krakowie. Jego córka została na Ukrainie. "Wszystko zostawiłem na Ukrainie i już tam nie wrócę" - mówił dziennikarzom. W Polsce liczy przede wszystkim na otrzymanie jakiegoś miejsca do mieszkania "Kiedy już tu jestem, to jestem bardzo wdzięczny wszystkim Polakom, rządowi polskiemu za wsparcie, za pomoc Polakom z Mariupola" - mówił dziennikarzom 32-letni pan Aleksander z Mariupola, który wraz z żoną i około rocznym dzieckiem przyleciał do Polski. Tłumaczył, że ok. 15-20 km od granic miasta "stoi wojsko; codziennie słyszymy strzały i codziennie występuje zagrożenie życia". "My chcemy stać się częścią polskiego społeczeństwa; chcemy pracować i odpracować to wszystko, co dostaliśmy" - mówił. Wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak poinformował dziennikarzy, że wśród niespełna dwustu Polaków z Ukrainy jest około pięćdziesięciorga dzieci. Podał, że teraz wszyscy trafią do dwóch ośrodków, w Rybakach i w Łańsku. "Cała akcja przebiegła dobrze, zgodnie z planem" - zapewnił. Specjalnie na ten przyjazd polskie władze uruchomiły dodatkowe, lotnicze przejście graniczne pod Malborkiem. To takie samo rozwiązanie, jakie zastosowano w przypadku Polaków i osób polskiego pochodzenia ewakuowanych w styczniu tego roku z Donbasu. Oni również przylecieli na podmalborskie lotnisko wojskowe. "Jesteśmy przygotowani na ich przyjęcie. Zrobimy wszystko, żeby proces adaptacji przebiegał skutecznie, żeby jak najszybciej ci ludzie się usamodzielnili" - powiedział PAP dyrektor ośrodka Caritas w Rybakach na Warmii ks. Piotr Hartkiewicz. W Rybakach jest już pierwsza, sześcioosobowa rodzina, która przyjechała z Ukrainy własnym samochodem. Główna grupa, która przyleciała samolotem, jest spodziewana w ośrodku w poniedziałek późnym wieczorem. Według ks. Hartkiewicza wśród ewakuowanych jest znacznie więcej małych dzieci niż poprzednio. Dorośli mogli zabrać ze sobą po 50 kg bagażu. Dlatego - jak mówił duchowny - potrzebni są darczyńcy gotowi dostarczyć pampersy i inne środki higieny dla niemowląt oraz dziecięce ubrania na zimę. Chęć pomocy można zgłaszać bezpośrednio do ośrodka w Rybakach lub Caritas w Olsztynie. Polacy z Ukrainy rozpoczną teraz program adaptacyjny, który potrwa sześć miesięcy. "W tym czasie będą mogli załatwić wszystkie sprawy formalno-prawne. Będą uczyć się języka polskiego. Większa część z tych osób deklaruje chęć pozostania w Polsce na stałe" - powiedział Dworczyk. Tak jak w przypadku osób sprowadzonych w styczniu, ta grupa będzie uzyskiwać pozwolenia na pobyt stały. Zezwolenie to zrównuje cudzoziemca z obywatelem Polski we wszelkich uprawnieniach, z wyłączeniem praw politycznych. Oznacza to również, że osoby te mogą legalnie mieszkać i pracować w Polsce. Osoby ewakuowane w styczniu z Donbasu przez sześć miesięcy miały zapewniony pobyt w ośrodkach i całodzienne wyżywienie. W tym czasie przeszły aklimatyzację, uczyły się polskiego i przygotowywały do osiedlenia w Polsce; dzieci chodziły do polskiej szkoły. Aby im pomóc, uruchomiono bank ofert, który gromadził informacje o wszelkich formach pomocy, jaką zadeklarują samorządy, instytucje czy osoby prywatne.