- Na dzisiejszej konferencji byliśmy świadkami politycznych deklaracji - kontynuował Lasek. - Nie została przedstawiona ani jedna teoria poparta materiałem dowodowym - dodał. - Ja nawiążę do informacji związanych z rzekomym wybuchem w rejonach salonki. Nie ma śladów materiałów wybuchowych na pokładzie samolotu, w związku z tym nie mogło dość do wybuchu - mówił inż. Edward Łojek, kolejny przedstawiciel zespołu Laska. - Proszę zwrócić uwagę, że te wybuchy "wędrują" przez długie miesiące w oświadczeniach zespołu Macierewicza. Były już rozległe, były w kokpicie, a teraz są w salonce - dodał. Łojek tłumaczył także, iż niemożliwe jest, aby na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu. Powoływał się na przypadki tego typu katastrof, w których na pokładach samolotów stwierdzono wybuch. W każdym z tych przypadków na nagraniach rejestratorów słychać jego dźwięk. Inżynier zaznaczył, że na nagraniach z tupolewa takiego dźwięku nie slychać. Maciej Lasek zaprezentował podczas konferencji zdjęcia Tu-154M. Czerwonym kolorem jest zaznaczone miejsce położenia salonki: A tak wyglądało jej wnętrze: Jak mówił Maciej Lasek na miejscu zdarzenia została odnaleziona prawa burta samolotu z fragmentem przylegającym właśnie do salonki. - Dwa okna plus luk nieużywanego wejścia awaryjnego. Gdyby w salonce nastąpił wybuch włazy zostałyby wypchnięte na zewnątrz, a rama drzwi awaryjnych byłaby zdeformowana - mówił przewodniczący zespołu. Jako kolejny głos zabrał Piotr Lipiec, główny specjalista zespołu Laska. Tłumaczył m.in., że w salonce prezydenta znajdował się pod podłogą czujnik ciśnienia.- Ten czujnik przekazuje dane do rejestratora lotu, a ten rejestrator nie podał żadnych zmian ciśnienia charakterystycznych dla wybuchu. Wskazania aparatury pokładowej nie zostały sfałszowane. Poświęciliśmy kilkanaście miesięcy na to, by ocenić, że zapis w rejestratorach lotu nie podlegał żadnym modyfikacjom - dodał specjalista. Zespół Macieja Laska odniósł się także do teorii Glenna Jorgensena, który oznajmił, że prezydencki tupolew nie zderzył się z brzozą. Zespół przy Kancelarii Premiera przedstawił dowody na to, że do takiego zderzenia doszło.