- Dziś otrzymaliśmy ze strony szwedzkiej częściowo wykonaną pomoc prawną, która potwierdziła dane osobowe podejrzewanego o zlecenie kradzieży, oraz zdjęcie tej osoby. W związku z tą informacją przeprowadziliśmy m.in. okazanie, w wyniku którego jako zleceniodawcę kradzieży rozpoznało tę osobę dwóch podejrzanych - powiedział prok. Wrona. Na tej podstawie prokuratura wydała postanowienie o przedstawieniu Andersowi H. zarzutu podżegania do kradzieży i wystąpiła do sądu o aresztowanie go na 14 dni. Po decyzji sądu - jeżeli areszt zostanie orzeczony - za Andersem H. zostanie wydany list gończy, a w przyszłości prawdopodobnie Europejski Nakaz Aresztowania (ENA). Decyzje w tej sprawie zapadną w czwartek. Jednocześnie prokuratura zadecydowała, że skradziony napis "Arbeit macht frei" zostanie w przyszłym tygodniu przekazany dyrekcji muzeum Auschwitz-Birkenau, przy udziale Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Jak poinformował rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak, prawdopodobnie w przyszłym tygodniu zostaną też wypłacone nagrody dla dwóch informatorów, dzięki którym znaleziono napis. - Trwają w tej sprawie rozmowy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego - dodał Nowak. Za pomoc w odnalezieniu napisu ministerstwo kultury wyasygnowało 100 tys. zł, małopolski komendant policji ufundował nagrodę w wysokości 5 tys. zł, a 10 tys. zł przeznaczyła prywatna firma ochroniarska. Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad bramy b. niemieckiego obozu została skradziona 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji. Jak podawały w ubiegłym tygodniu szwedzkie media, były neonazista Anders Hoegstroem, związany ze sprawą kradzieży napisu z byłego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz, chciał zdobyć w ten sposób sławę i pieniądze. Szwedzkie media podawały także, że nie czuje się on winny. W wywiadzie opublikowanym w ubiegłym tygodniu w szwedzkim "Expressen" stwierdził, że był tylko pośrednikiem, a przekazując informacje policji pomógł w odnalezieniu cennego obiektu. - Moją rolą było odebranie napisu z Polski, byłem pośrednikiem, miałem zająć się sprzedażą - mówił w wywiadzie rozmówca, którego gazeta określała jako neonazistę, i którego danych nie ujawniła. Według "Expressen", pieniądze z transakcji miały pomóc w przygotowaniu ataku terrorystycznego grupy neonazistów na siedziby szwedzkiego rządu i parlamentu. W pewnym momencie Szwed zrezygnował z udziału w akcji. - Nie chciałem być w to zamieszany. Od razu skontaktowałem się z policją, przekazałem wszystkie informacje. Nie popełniłem żadnego przestępstwa, tylko dopilnowałem, aby napis wrócił na swoje miejsce - mówił w wywiadzie. Dziennikarka "Expressen" Annsofie Naeslund potwierdziła w rozmowie z PAP, że opublikowana rozmowa jest autentyczna. Krakowska prokuratura zwróciła się w ubiegłym tygodniu do strony szwedzkiej z wnioskiem o pomoc prawną, tj. o potwierdzenie danych osobowych dwóch osób, które podejrzewane są o udział w dokonaniu kradzieży, a także o przesłuchanie jednej osoby w charakterze świadka. Informowała wówczas, że chce przesłuchać na terenie Polski obywateli Szwecji, podejrzewanych o udział w kradzieży tablicy "Arbeit macht frei". Gdyby to okazało się niemożliwe, dopiero wtedy rozważane będzie wydanie europejskiego nakazu aresztowania (ENA). Z ustaleń prokuratury wynika, że Anders H. był na terenie obozu w Auschwitz-Birkenau wiosną 2009 roku razem z dwójką podejrzanych na rekonesansie. Potwierdzono również, że po kradzieży kontaktował się z polską policją za pomocą pośrednika.