Oświadczenie Wałęsy wywołało zróżnicowane reakcje polityków. Zdaniem premiera Donalda Tuska, b. prezydent to "narodowy skarb" i "bohater narodowej legendy", o którą trzeba dbać w interesie całego polskiego narodu i naszej przyszłości". Szef rządu wyraził przy tym opinię, że IPN "ma szansę przetrwać tylko pod warunkiem, że będzie instytucją ideologicznie i politycznie neutralną". Premier zaapelował do pracowników IPN i historyków, "aby nie nadużywali środków publicznych, bo nie będą mogli ich w przyszłości używać - jeśli tak to będzie dalej wyglądało, w takim jednostronnym działaniu". - IPN nie jest po to, żeby chwalić Lecha Wałęsę, nie jest po to, żeby oczerniać Lecha Wałęsę. Jest po to, żeby neutralnie z najlepszą wolą badać źródła historyczne - podkreślił Tusk. Jak dodał, nie dziwi się, że dziś w Polsce narastają coraz większe emocje wokół IPN. - Ci którzy nadużywają cierpliwości Polaków i pieniędzy publicznych, sami stanowią dla tej instytucji największe zagrożenie. Jeśli to się nie zmieni, to takie zagrożenie może stać się faktem - powiedział premier. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wyraził zaś nadzieję, że tegoroczne obchody 20. rocznicy wyborów 1989 r. potwierdzą, że Lech Wałęsa "jest postacią nie do zastąpienia" dla wizerunku współczesnej Polski. - Bardzo bym chciał, aby obchody 20. rocznicy odzyskania niepodległości (...) były także źródłem osobistej satysfakcji Lecha Wałęsa i jego pozytywnych wzruszeń - powiedział Komorowski. Podobnego zdania jest szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. W jego opinii, trudno sobie wyobrazić polską historię bez Wałęsy. - Nie dziwię się prezydentowi Lechowi Wałęsie, że ma tego powyżej uszu; gdyby nie on, to nie wiadomo, jak by się nasze polskie losy potoczyły - powiedział Żelichowski. Dodał, że takie "poniewieranie" Wałęsą jest poniżej wszelkiej krytyki. Innego zadnia jest natomiast szef zarządu głównego PiS Joachim Brudziński. Według niego, zapowiedź Wałęsy o częściowym wycofaniu się z życia publicznego jest zrozumiała, bo były prezydent jest "dosyć mało odporny na krytykę i ataki". Zdaniem Brudzińskiego, Wałęsa w ostatnich latach "został przyzwyczajony" do tego, że nawet jeśli sam mówiłby rzeczy przekraczające granice krytyki politycznej, było mu to wybaczane. Jak dodał, działo się tak, bo uznano, że: "Lech Wałęsa wielkim Polakiem jest". - Jeżeli się wycofa z niektórych działań, to jego decyzja. Nikt nie odbierze mu jego roli, jaką odegrał w historii - powiedział polityk PiS. Brudziński jako "skandaliczną" oraz "haniebną i niegodną" określił wypowiedź premiera na temat IPN. Zdaniem polityka PiS, to "atak na instytucję przywracającą prawdę historyczną, która jest autonomiczna i niezależna względem polityków". SLD domaga się z kolei likwidacji IPN. - Lewica ma stanowisko jasne: IPN trzeba zlikwidować, a archiwa przenieść do dyspozycji archiwum państwowego z dostępem dla historyków. Dosyć finansowania takich publikacji i robienia dzikiej lustracji przez pseudohistoryków - powiedział wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński (SLD). Wypowiedź premiera na temat Instytutu ocenił jako "jedynie miłym dla ucha życzeniem, z której nic nie wynika". Z kolei prezes IPN stwierdził, że Instytut "jest instytucją niezależną od wszelkich wpływów politycznych, działającą na podstawie decyzji parlamentu RP". "W związku z tym jest rzeczą oczywistą, że wszelkie pieniądze polskiego podatnika są wydawane na publikacje, które przejdą właściwą, merytoryczną recenzję" - powiedział Kurtyka. "Podstawą publikacji książek przez IPN jest ich poziom merytoryczny" - dodał.