"Pojadę na spacer w Aleje, dorożką na gumach first class!" - śpiewała przed wojną znana piosenkarka i kompozytorka Anda Kitschmann. W każde pogodne popołudnie sznur dorożek ciągnął od placu Trzech Krzyży do Ronda Belwederskiego. Zaprzężone w konie jechały w dół kłusa, w drodze powrotnej zaś przechodziły w stępa, czyniąc ogromny hałas na wyłożonych kocimi łbami ulicach. Widywało się kilka rodzajów tych pojazdów: parokonne na gumach, tzw. parokonki; jednokonne, odznaczające się szczególną elegancją i na ogół bardzo dobrymi końmi; najskromniejsze były jednokonne dryndy na kołach o żelaznych obręczach. Czasem trafiały się też prywatne pojazdy, należące głównie do starszych arystokratek, mieszkających w rezydencjach w okolicy Alej Ujazdowskich. Po dojechaniu do ronda zwykle skręcały w dół do parku Łazienkowskiego. Wszyscy dorożkarze byli umundurowani jednakowo, w granatowe dwurzędowe płaszcze ze srebrnymi guzikami. W Alejach można było równie często zobaczyć jeźdźców: od placu na Rozdrożu, aż do ulicy Bagatela, a także wzdłuż jezdni parku Łazienkowskiego, między drzewami ciągnął się pas spulchnionej ziemi, na którym dało się swobodnie galopować. W pobliżu, na ulicy Litewskiej 3, mieścił się tattersal - specjalnie wbudowany w całość budynku obiekt, obejmujący stajnie, wozownie i mieszkanie dla furmana - prowadzony przez doskonałego jeźdźca i sportowca Marcina Szopę (później przerobiony na teatr "Syrena"). Nieco inny charakter miała biegnąca w prawo od placu Trzech Krzyży ulica Mokotowska, służąca zarówno za ulicę handlową, jak i ważny szlak komunikacyjny. Im bliżej placu, tym ilość zgromadzonych tu sklepów gęstniała. Na samym placu, u wylotu Mokotowskiej, na posesji należącej do Barylskiego, mieściło się duże targowisko, usunięte dopiero na krótko przed wojną. Letnie wędrówki Patrząc na mapę Warszawy, widać wyraźnie, że plac Trzech Krzyży znajduje się dokładnie w centrum historycznego szlaku komunikacyjnego, łączącego Wilanów z Zamkiem Królewskim i zwyczajowo nazywanym "Traktem Królewskim", bo często przemierzali go w poprzednich wiekach królowie ze swoją świtą, kierując się z Zamku Królewskiego do Łazienek i dalej do pałacu w Wilanowie. Później trasę, liczącą trzynaście kilometrów, upodobali sobie również warszawiacy. Jej południową część, biegnącą od placu w stronę Wilanowa, przez zieleń parków i ogrodów, eleganckie Aleje Ujazdowskie, plac Unii Lubelskiej i ulice Sobieskiego oraz Belwederską, można by dziś określić jako strefę odpoczynku w podmiejskim, leniwym stylu, zaś drugą, północną, wiodącą przez Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście do Zamku - obszar rozrywki i handlu w rytm odgłosów wielkiego miasta. O pobliskim parku Łazienkowskim, popularny niemiecki komik i prezenter Steffen Moller, autor książki "Viva Warszawa!" popularyzującej polską stolicę wśród niemieckich odbiorców, pisze, że jest to "najpiękniejszy park na świecie", jakkolwiek fraza ta brzmi niczym "tani slogan z przewodnika". "Nie płacąc za bilet, zanurzamy się w bajkowym świecie, rozciągającym się od skarpy aż po dolinę Wisły. Zgodnie z królewską etykietą na rozległych łąkach zabronione jest grillowanie, opalanie się nago, granie w badmintona i biwakowanie. Ze starych drzew zeskakują oswojone wiewiórki i jedzą spacerowiczom z ręki. Niekiedy przechadza się paw, dumnie strosząc pióra. Można tu zapomnieć o bożym świecie" - pisze Moller. Jeszcze sto lat wcześniej, w rejonie pobliskiego placu Unii Lubelskiej, pomiędzy ulicami Bagatelą, Flory i Klonową, rozpościerał się duży ogród owocowy z letnią kawiarnią "Niespodzianka". Jej właściciel wkrótce wybudował wielką kamienicę w części sadu od placu Mokotowskiego, gdzie przeniósł swój biznes, latem uruchamiając taras na specjalnie przystosowanym do tego celu dachu kamienicy. W tym rejonie kończyła się trasa spacerów miejskich; dalej rozciągała się kraina zwana "za miastem", wiodąca do Wilanowa, z rozsianymi przy niej rozlicznymi restauracjami i kawiarniami, ściągającymi, zwłaszcza w ciepłe miesiące, wielu gości. Po rozrywkę i na zakupy Mieszkańcy stolicy, szukający w letnie wieczory wytchnienia i ochłody w Wilanowie, a także w Alejach Ujazdowskich, w drodze powrotnej decydowali się chętnie na spacer gwarnym i rozjarzonym światłami Nowym Światem. "Na Nowym Świecie przez całą prawie dobę było ludno" - wspominał przedwojenny wygląd traktu w tygodniku "Stolica" w styczniu 1957 r. autor podpisujący się inicjałami R.E. "Wieczorem, kiedy zapłonęły światła (...) lśniły nieprzerwanym szeregiem witryny sklepowe. Jarzyły się reklamowe neony. Przewijał się (...) ożywiony tłum. Rozpoczynała się pora zabaw i rozrywek wielkiego miasta" - pisał. Przy Nowym Świecie ulokowało się wiele lokali rozrywkowych z dancingami, odwiedzanie których weszło wówczas w zwyczaj biznesowej elity stolicy. "Zaczynało się zwykle od skromnego koktailu przy barze, a kiedy zebrało się większe grono znajomych, zabawa rozkręcała się na dobre i trwała do białego rana" - pisze autor "Stolicy". "Taki tryb życia kosztował raczej drogo, ale zakorzeniał się coraz bardziej. Do starych polskich powiedzeń w rodzaju "zastaw się, a postaw się" przybyło wówczas nowe, że warszawiacy nie mają pieniędzy, ale tylko do siódmej wieczorem" - dodaje. "Dwa kręgosłupy" Warszawy Mawiano wówczas, że Warszawa ma dwa kręgosłupy - jeden, szerszy i okazalszy, stanowiła ulica Marszałkowska. Drugi, bardziej wątły, ale starszy, to właśnie Nowy Świat, na którego wygląd wpłynęła najbardziej epoka Królestwa Kongresowego - większość zabudowy stanowiły klasycystyczne kamieniczki, zaledwie dwupiętrowe, ale dość rozległe. Były też przykłady innych stylów architektonicznych, jak secesyjny Hotel Savoy, ozdobiony dekoracjami w kształcie wydłużonych łodyg. Wśród licznych sklepów przyciągających tutaj klientów, poczesne miejsce zajmowały księgarnie. Pod numerem 7 przed pierwszą wojną światową mieściła się księgarnia bardzo aktywnego wydawcy Jana Fiszera. W Pasażu Italia - księgarnia instytutu wydawniczego Biblioteka Polska. Pod numerem 35 zaś największa po Gebethnerze i Wolffie, księgarnia Michała Arcta. Pod numerem 59, tuż przy Świętokrzyskiej, mieściła się zaś filia lwowskiego zakładu Książnica-Atlas. Pałace i zamek Rozpościerające się za nowym Światem Krakowskie Przedmieście, stanowiące w zasadzie ciąg połączonych ze sobą placów, przez wieki było świetnym miejscem do budowy reprezentacyjnych pałaców magnaterii oraz rodziny królewskiej, lokowanych na trasie triumfalnych wjazdów do miasta. Było też świadkiem licznych demonstracji, szczególnie podczas zaborów. W XIX w. stało się częścią wiodącego do placu Trzech Krzyży szlaku handlowo-rozrywkowego. Charakteryzowało się zarówno atrakcyjną architekturą, jak i najbardziej reprezentacyjnymi sklepami. Przechadzka po nim należała do prawdziwych przyjemności. "Jeden z pomajowych premierów, biadając na trybunie sejmowej, jak trudne jest rządzenie, oświadczył, że wolałby "w meloniku na bakier spacerować po Krakowskim Przedmieściu" - zauważa autor wspomnień z tygodnika "Stolica". W narożnym lokalu z Królewską, producent słodyczy Wedel założył jedną ze swoich najładniejszych filii. Po sąsiedzku mieścił się dom bankowy Thieme, Greulich i Ścigalski, a także warszawski oddział Ilustrowanego Kuriera Codziennego, tzw. IKC. Wychodząca w Krakowie gazeta wzorowała się na dziennikach wiedeńskich, publikując w każdym numerze żywo pisane reportaże, nie stroniąc od opisu skandali. Wśród innych charakterystycznych obiektów warto wymienić zakład szewski Stanisława Hiszpańskiego, uchodzący za jeden z najlepszych w Warszawie (pod numerem 7), którego godło wywodziło się ponoć od samego słynnego szewca Kilińskiego. W tej kamienicy Bolesław Prus ulokował sklep Wokulskiego i mieszkanie Rzeckiego, co przypomina stosowna pamiątkowa tablica. Pod numerem 5 natomiast mieścił się skład herbaty z Kopernikiem, magazyny mód żeńskich Myszkorowskiego i firmy Telimena, oraz sklep konfekcji męskiej Old England. W północnej części Krakowskie Przedmieście dochodziło do zwartej zabudowy śródmiejskiej, tu też , przy placu Zamkowym, powstałym z dziedzińca zamkowego, rozgałęziały się dwie trasy - jedna, Nowym Zjazdem, prowadząca na Pragę, zaś druga, Miodową, na Żoliborz. Zamek Królewski, stanowiący wschodnią ścianę placu, był początkowo ściśle związany z systemem miejskich fortyfikacji, stanowiąc bastion w średniowiecznych murach obronnych. Wielokrotnie grabiony i dewastowany przez wojska szwedzkie, brandenburskie, niemieckie i rosyjskie, w międzywojniu odrestaurowany, służył najpierw jako siedziba Naczelnika Państwa, później prezydenta Rzeczpospolitej, stanowiąc symbol polskiego państwa. Jak wspominała Danuta Szmit-Zawierucha w "Opowieściach o Warszawie", podczas wojny, spalony przez niemieckiego okupanta, praktycznie przestał istnieć. Zamek zapamiętany z powojennych lat to "wypalony kikut jednej ze ścian, z futryną cudem ocalałego okna, należącego kiedyś do pokoju, w którym pracował Stefan Żeromski. Bardzo się ta ruina zrosła z pejzażem Warszawy i - tak jak Zamek przed laty - stała symbolem miasta". Prace nad odbudową miały rozpocząć się tuż po oddaniu do użytku Trasy W-Z, czyli po 22 lipca 1949 r., tak się jednak nie stało. Powojenne władze usunęły odbudowę z planów, podjął ją na nowo dopiero Edward Gierek. Rekonstrukcję przeprowadzono dopiero w latach 1971-1984. B. C.