Gdy tylko wskaże nowego ministra edukacji, na jego biurku wyląduje sterta apeli o unieważnienie kanonu lektur, który wymyślili dla szkół byli ministrowie: z LPR i z PiS. Pisma w sprawie lektur szykują m.in. Polska Izba Książki, Stowarzyszenie Nauczycieli Polonistów, znawcy literatury i autorzy podręczników do języka polskiego. Poloniści alarmują, że nowy kanon jest zbyt obszerny. Ostrzegają, że zniechęceni uczniowie w ogóle przestaną czytać. Autorka podręczników dr hab. Zofia Agnieszka Kłakówna w swojej analizie zaznacza, że autorzy nowego kanonu nie orientowali się w dziecięcej i młodzieżowej literaturze. - Nie wiadomo, dlaczego uczniowie starszych klas szkoły podstawowej mają czytać "Starą baśń" Kraszewskiego, skoro wiadomo, że tekst stwarza bariery kulturowe i językowe - pisze dr Stanisław Bortnowski z UJ w ocenie dla PIK. Zaznacza, że nadmiar lektur zmusza nauczycieli do "biegu po tytułach". - Lektura proponowana wyłącznie dla celów propagandowych, politycznych czy światopoglądowych, zostanie ośmieszona i odrzucona - uważa. Wystąpienia w sprawie lektur do MEN szykują też niektóre uczelnie. - Nowy kanon lektur jest sprzeczny z programem nauczania i treścią podręczników. To powoduje w szkołach gigantyczny chaos - mówi Piotr Marciszuk, prezes Polskiej Izby Książki. - Nowy minister oświaty musi wycofać pochopnie ogłoszony spis i rozpocząć publiczną debatę o tym, co powinni czytać uczniowie - dodaje. Typowany na szefa MEN z PO wypowiada się ostrożnie: "Do kanonu lektur należy podejść bez politycznych i ideologicznych uprzedzeń. Przyszły minister musi go skonsultować ze środowiskiem nauczycieli". Według dziennika "Polska", lista lektur to niejedyna rewolucja, która czeka szkołę. Rząd PO chce wysłać do szkół sześciolatki, a pięciolatki do obowiązkowej zerówki. Każdy rodzic ma też dostać bon edukacyjny - dzięki temu do lepszych szkół trafi więcej pieniędzy.