To już kolejny rok szkolny, kiedy rodzice mogą posyłać sześciolatki do szkół. Ich odsetek nie przekroczy jednak 20 proc. - wynika z informacji, które gazeta uzyskała w kuratoriach oświaty. Powód jest prosty. Rodzice nie wierzą, że szkoła zapewni ich pociechom odpowiednią opiekę. Obawiają się też, czy ich dzieci poradzą sobie z nauką. Rozwiązanie tych problemów wydaje się proste. Trzeba podnieść standard i przystosować szkolną infrastrukturę do młodszych dzieci, a także przeszkolić szkolnych nauczycieli do pracy z sześciolatkami. Problem w tym, że to wymaga dodatkowych nakładów oraz determinacji resortu edukacji, a nie słychać, by w kolejnych budżetach rząd planował ekstra pieniądze na tę reformę. Wczoraj po raz kolejny "Rzeczpospolita" zapytała resort edukacji, co zamierza zrobić, by zmienić obraz szkoły i przystosować ją do potrzeb młodszych dzieci. I po raz kolejny MEN wysłało opis akcji informacyjnych, które prowadzi, aby zachęcić rodziców do posyłania do szkół sześciolatków. Kiedy blisko rok temu Katarzyna Hall, ówczesna szefowa MEN, była zmuszona przesunąć termin wejścia w życie reformy, usłyszała od premiera, że przez bałagan, do jakiego doprowadziła, Platforma mogła przegrać wybory. Minął rok, a jej następczyni Krystyna Szumilas nie zrobiła nic i chyba nie wie, co zrobić, by w 2013 r. nie doprowadzić do ponownego kryzysu. Więcej na ten temat - w dzisiejszej "Rzeczpospolitej". Przeczytaj w serwisie Biznes: Szkolne tsunami zaleje Polskę. Zabraknie miejsc dla uczniów Polska edukacyjnym Trzecim Światem?