Minister podkreślił, że prezydent bardzo wysoko ocenia pracę Olszowca i ta "wysoka ocena rozciąga się także na zdarzenia w Gruzji". W ocenie Kownackiego, zawieszenie szefa prezydenckiej ochrony to "dowód hipokryzji" tych, którzy stawiają zarzuty prezydentowi, że w Gruzji naraził się na niebezpieczeństwo, a jednocześnie "sami pozbawiają go ochrony" podczas najbliższych wyjazdów zagranicznych i krajowych. - Tutaj chodzi tylko o jakąś nagonkę, o jakiś atak polityczny na pana prezydenta - oświadczył prezydencki minister. Szef BOR gen. bryg. Marian Janicki zawiesił Olszowca w związku z incydentem z udziałem prezydenta, do którego doszło w Gruzji. W tej sprawie postępowanie wyjaśniające prowadzi BOR, okoliczności zdarzenia wyjaśnia też warszawska prokuratura okręgowa. Jak nieoficjalnie wiadomo ze źródeł związanych ze sprawą - właśnie postępowania sprawdzające i wyjaśniające są przyczyną zawieszenie ppłk. Olszowca. - W najbliższym czasie prezydent L. Kaczyński ma zaplanowanych kilka wizyt zarówno w kraju, jak i zagranicą. Chodzi o to, by Olszowiec - ze względu na konieczność wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy - był na miejscu i do dyspozycji m.in. prokuratury - powiedział informator. Funkcjonariusze BOR, którzy brali udział w akcji w Gruzji - w tym także Olszowiec, przedstawili już swoje wyjaśnienia. Wynika z nich m.in., że o nowym punkcie programu wizyty L. Kaczyńskiego (początkowo on i prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili mieli jechać do wioski uchodźców w miejscowości Metechi, ale ostatecznie cała kolumna zboczyła z autostrady i zatrzymała się na granicy gruzińsko-osetyjskiej w okolicach Achałgori - wtedy rozległy się strzały) dowiedzieli się w ostatniej chwili i nie mieli możliwości skontaktowania się w tej sprawie z prezydentem. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, funkcjonariusze wyjaśniali też, że Gruzin, który prowadził ich samochód, nie mówił ani po rosyjsku, ani po angielsku; nie miał też łączności z innymi przedstawicielami strony gruzińskiej, odpowiadającymi bezpośrednio za kontakt z prezydentem. To uniemożliwiło funkcjonariuszom BOR kontakt z gruzińskimi służbami, gdy zmieniono plan wizyty, a także gdy okazało się, że auto, którym jadą polscy funkcjonariusze, wymijane jest przez kolejne samochody z kolumny i znajduje się coraz dalej od limuzyny z prezydentami. "Gazeta Wyborcza" podała w czwartek na swojej stronie internetowej, że z prowadzonego przez BOR postępowania wynika, iż biorący udział w akcji funkcjonariusze BOR byli zbyt bierni i dali się gruzińskim ochroniarzom odizolować od prezydenta. W efekcie, kiedy padły strzały z broni maszynowej, nasz prezydent nie był chroniony przez nikogo. Według źródeł gazety, szefowi ochrony prezydenta zarzuca się w związku z tym co najmniej cztery poważne błędy - m.in. to, że zgodził się, by w samochodzie z oboma prezydentami nie było żadnego oficera ochrony i że pozwolił, aby między samochód z L. Kaczyńskim a auto z funkcjonariuszami BOR wjechało siedem innych samochodów. W momencie samej strzelaniny - jak napisała gazeta - polscy funkcjonariusze mieli dać się spacyfikować Gruzinom, którzy zakazali im wysiadać z auta. Premier Donald Tusk zapowiedział, że jeszcze w czwartek ujawni całość raportu służb na temat incydentu w Gruzji (z pominięciem tajnych fragmentów). Według Tuska najbardziej bulwersującym fragmentem raportu jest część dotycząca nieprzestrzegania oczywistych zasad przy zapewnianiu bezpieczeństwa prezydentowi.