Jankowski zapytany we wtorek w Radiu Zet, czy cokolwiek usprawiedliwia to, co wydarzyło się na komisariacie we Wrocławiu, odpowiedział: "chciałbym zrozumieć, co tam się działo". "Na tę chwilę nie znajduję okoliczności, które by mnie przekonywały, co do prawidłowości tej interwencji" - dodał. Podkreślił jednak, że nie zna wszystkich okoliczności sprawy. Zdaniem przewodniczącego NSZZ Policjantów zdarzenie na komisariacie powinno być już dawno wyjaśnione. Jak podkreślił, chciałby, aby ze sprawą "uporała się prokuratura". "Ciągle to powtarzam, że tę sprawę przejęła niezależna prokuratura i nie rozumiem, co tam się w tej prokuraturze przez tyle miesięcy działo, że nie wypłynęły z tego organu wnioski" - dodał Jankowski. Według niego, jeżeli ktoś jest winny w tej sprawie, to powinien ponieść karę. "To, co się dzieje w tej chwili, to, że ta sprawa wyszła na postawie medialnych przekazów, jest dla mnie totalnie niezrozumiałe" - stwierdził. Jankowski ocenił, że ujawniona sprawa "zrobiła krzywdę wizerunkowi policjantów". Przewodniczący NSZZ dopytywany, czy jego zdaniem sprawa była przez wiele miesięcy tuszowana, odpowiedział: "nie chciałbym podejrzewać, że ta sprawa ma drugie dno". "Mam wiele wątpliwości, ale nie chciałbym nawet tego wyartykułować. Mi się wydaje, że głupota z zaniechaniem tutaj wiodła prym" - ocenił Jankowski. Stachowiak w połowie maja ubiegłego roku został zatrzymany na wrocławskim rynku. Policja poszukiwała go za oszustwa. Według funkcjonariuszy, mężczyzna był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Sprawa wróciła po wyemitowaniu sobotniego reportażu w TVN, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora, którego kilkakrotnie użyto wobec mężczyzny. W związku ze sprawą szef MSWiA odwołał ze stanowisk komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji i komendanta miejskiego. Jako powód podano utratę zaufania i niedopełnienie obowiązków.