- Pan prezes Glapiński komunikacyjnie tę sprawę rozłożył na łopatki. Jeśli dowiaduję się, że ze wszystkich dyrektorów najwyższe zarobki pobierały panie, które odpowiadały za strategię komunikacyjną, odpowiem pani szczerze: Ich praca nie była warta tych pieniędzy, skoro jest taki komunikacyjny "kociokwik" - wyznał Brudziński w rozmowie z Beatą Lubecką z Radia ZET. - Skoro mamy taki komunikacyjny, przepraszam za określenie, "jazgot" wokół tego tematu, to panie odpowiadające za PR, sferę komunikacyjną, tych pieniędzy nie były warte - stwierdził. Szef MSWiA na pytanie o wyższych zarobkach w Brukseli odpowiedział: - Jakbym chciał doposażyć rodzinę, to nie byłbym parlamentarzystą. Trafiłbym do zarządu dużej spółki skarbu państwa - zapewniając, że w PE będzie przez całą pięcioletnią kadencję i nie ma zamiaru "wciągać kandydatów z dalszych miejsc". Brudziński wyznał, że jest "osobą absolutnie lojalną wobec swojego lidera, Jarosława Kaczyńskiego", a decyzję o jego starcie wyborach podjął Komitet Polityczny. Nie wykluczył, że w ostatnie dni kampanii wykorzysta urlop od pracy w resorcie. - Ale w zakulisowych rozmowach pan sobie poradzi? - pytała Beata Lubecka. - Poradzę sobie bez tłumacza. Radzę sobie bez tłumacza podczas moich częstych wizyt czy to w Brukseli, w Strasburgu, w Lyonie, ostatnio w Stambule. Oczywiście nie wpadam tutaj w samozachwyt, mój angielski jest angielskim marynarza, ale w kontaktach bezpośrednich z politykami poradzę sobie - zapewnił Brudziński. Przyznał, że przygotowuje się, pobierając dodatkowe lekcje. - Z francuskim jestem totalnie na bakier, natomiast całkiem dobrze radzę sobie w języku rosyjskim i znam podstawy niemieckiego - dodał. - Bo niemiecki by się przydał w europarlamencie - stwierdziła Beata Lubecka - Ja, natürlich! - zakończył szef MSWiA.