Szef MEN na wspólnej konferencji z przedstawicielami samorządów terytorialnych przypomniał, że w tym roku w całym kraju szkoły podstawowe i gimnazja skończyło ponad 700 tys. uczniów. "Łącznie wszystkie szkoły średnie w całej Polsce przygotowały ponad 830 tys. miejsc dla absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych. Łącznie jest to więcej o ponad 100 tys. miejsc niż liczba uczniów" - wskazał minister Piontkowski. "To wyraźnie pokazuje, że każdy uczeń w Polsce znajdzie swoje miejsce w systemie, w jednej ze szkół średnich działających w naszym kraju" - dodał. Jako przykład przywołał dane dotyczące liczby absolwentów i liczby przygotowanych przez samorządy miejsc w szkołach średnich. "Chociażby w moim rodzinnym Białymstoku absolwentów szkół gimnazjalnych i podstawowych jest około 4,5 tys., a władze miasta przygotowały łącznie ponad 8,5 tys. miejsc dla absolwentów, czyli prawie dwa razy tyle w stosunku do liczby absolwentów. To wynika m.in. z tego, że spodziewają się, tak jak w poprzednich latach, że część młodych ludzi z okolicznych miejscowości będzie chciała się uczyć w Białymstoku. Stąd ta zwiększona liczba miejsc" - powiedział Piontkowski. Wymienił też Lublin, gdzie jest 5,5 tys. absolwentów, a przygotowano 13,5 tys. miejsc. "Te liczby powtarzają się w kolejnych dużych miastach. To wyraźnie pokazuje, że samorządy zdawały sobie sprawę z tego, że będzie zwiększony nabór i trzeba przygotować większą liczbę miejsc. I te liczby to pokazują" - zaznaczył. "To powoduje zakłócenia informacyjne" "Dziś jesteśmy na pierwszym etapie rekrutacji, kiedy uczniowie mogli zgłaszać się do wielu szkół, nawet do kilkudziesięciu w wielu wypadkach, i to powoduje takie zakłócenie informacyjne. Powoduje, że dziś nie potrafimy do końca powiedzieć, ilu uczniów zakończy ostatecznie swój nabór na pierwszym etapie rekrutacji i będzie mogła spokojnie składać dokumenty i będzie wiedziało, w której szkole będzie się uczyło. A dopiero za kilka tygodni część uczniów dowie się, gdzie są wolne miejsca i tam odnajdzie swoje miejsca jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego" - powiedział szef MEN. Minister zauważył, że podobna sytuacja miała miejsce w poprzednich latach. "Zawsze była pewna grupa młodzieży, która w pierwszym etapie rekrutacji nie znalazła swego miejsca w szkole i musiała uczestniczyć w drugim etapie rekrutacji" - mówił. Zwrócił także uwagę na to, że gdy spojrzy się na z poziomu województw na szkoły z dużych i mniejszych miast, prowadzone przez starostów, burmistrzów, czy prezydentów to "wyraźnie widać, że liczba miejsc w szkołach średnich jest zdecydowanie większa niż liczba absolwentów". "Każdy z absolwentów gimnazjum i szkoły podstawowej znajdzie swoje miejsce w systemie. Po pierwszym etapie (rekrutacji) będziemy wiedzieli ilu uczniów będzie musiało uczestniczyć w drugim etapie rekrutacji i w których miejscach będą szukali miejsc" - zaznaczył Piontkowski. "Najlepszy" moment na reformę Minister wskazał też na to, że reforma edukacji - wydłużająca naukę w szkołach podstawowych i likwidująca gimnazja - została wprowadzona w najlepszym momencie ze względu na demografię, gdyż roczniki, które w tym roku skończyły szkoły podstawowe i gimnazja są najmniej liczne spośród roczników niżu demograficznego. "Gdybyśmy te zmiany strukturalne próbowali wprowadzać w kolejnych latach, to liczba absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych byłaby jeszcze większa" - zaznaczył. Wskazał też na duże dysproporcje między liczbą dzieci, które rodziły się w latach wyżu demograficznego w latach 80. i tych, które rodziły się w latach następnych. "Ten niż demograficzny jest ogromny, to jest naprawdę gigantyczny problem, którym nasze państwo będzie musiało sobie poradzić" - zaznaczył. Mówił też, że samorządy miały kilka lat na to, by przygotować się do tego, że od 1 września w pierwszych klasach szkół średnich będą dwa roczniki uczniów. "Poprosiliśmy dziś przedstawicieli kilku samorządów, by wykazać, że wbrew temu, co niektóre media próbują pokazać, to samorządy przygotowywały się do rekrutacji na rok szkolny 2019/2020 już kilka lat temu i doskonale sobie z tym poradziły, a nawet z ich punktu widzenia jest to raczej szansa na to, by rozwinąć system edukacji na swoim terenie" - powiedział minister edukacji. Głos samorządowców Głos po szefie MEN zabrali uczestniczący w konferencji samorządowcy. "Nabór nie jest po stronie ministerstwa, a po stronie samorządów. To trzeba sobie jasno powiedzieć. To samorządy miały przygotować odpowiednie szkoły, odpowiednie oddziały na taką liczbę uczniów, jaka jest potrzebna w danym powiecie, mieście. Wiedzieliśmy o tym dużo wcześniej, to nie było dla nas zaskoczenie, przygotowywaliśmy symulacje, robiliśmy plany. Ja osobiście z wielką nadzieją czekałem na to, jak ten zwiększony nabór zawita do naszych szkół, bo szkoły średnie - ponadgimnazjalne zaczęły nam się wyludniać" - powiedział starosta stalowowolski Janusz Zarzeczny. Jak mówił, dzięki zwiększonemu naborowi ratuje się miejsca pracy dla nauczycieli, a powiat otrzyma większe środki na edukację, "bo pieniądze idą za uczniem". "Nikt nie przyszedł do mnie z żadną pretensją, wszyscy są zadowoleni" - podkreślił. Także prezydent Chełma Jakub Banaszek powiedział, że u niego w mieście nie na żadnego problemu z rekrutacją podwójnego rocznika. "Cały czas mamy więcej miejsc niż chętnych na nowy rok szkolny. Przygotowywaliśmy się do reformy długo, wiedzieliśmy, że będzie podwójny rocznik i przygotowaliśmy większą liczbę miejsc - absolwentów mamy 1114, a przygotowaliśmy 2635 miejsc, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że mogą być chętni również z powiatów, które graniczą z naszym miastem. Ale na ten moment nadal mamy jeszcze 500 wolnych miejsc" - poinformował. Wicestarosta białostocki Roman Czepe mówił zaś o tym, że w jego powiecie problemem jest to, że jest mało uczniów chętnych do nauki w szkołach. "Mamy problem z uczniami, chcemy uczyć większą liczbę uczniów" - mówił. Według niego, problem ten wynika z jednej strony z demografii, a drugiej strony stąd, że uczniowie z terenu powiatu wybierają szkoły w Białymstoku. W jego ocenie tegoroczna rekrutacja "trochę odwraca ten trend".