"Rekrutacja do szkół średnich co roku odbywa się na początku lipca. (...) Uczniowie i ich rodzice są pełni emocji, czekając na ostateczne ogłoszenie wyników, kto się dostanie do których z wybranych liceów, techników, czy szkół branżowych" - powiedział minister, który był gościem Sygnałów Dnia na antenie Programu 1 Polskiego Radia. "Podobnie jest w tym roku. Emocje są troszkę większe, w dużej mierze za sprawą dziennikarzy, którzy bardzo mocno ten temat opisują, 'grzeją', jak to mówią i częściowo także dlatego, że uczniów ubiegających się o miejsca w szkołach jest więcej, co wynika z faktu, że spotykają się absolwenci gimnazjów oraz szkół podstawowych" - dodał. Piontkowski wskazał, że samorządy wiedziały o tym, że taka sytuacja będzie i miały przygotować się na zwiększony rocznik. Z tym przygotowaniem, jak ocenił, "bywa różnie, niestety". "Duża część samorządów, przewidując większą liczbę uczniów, przygotowała dużo większą liczbę miejsc. W Warszawie, gdzie jest ok. 28 tys. absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów, miasto przygotowało ponad 43 tys. miejsc, więc zdecydowanie więcej niż absolwentów z samej Warszawy" - podał. "Ponad 100 tys. miejsc więcej niż uczniów" Wskazał jednocześnie, że do każdego z dużych miast, aplikują także uczniowie z mniejszych miejscowości, czasami nawet spoza województwa. "Stąd te miasta starają się przygotować więcej miejsc. Np. Lublin, który ma nieco ponad 5,5 tys. absolwentów przygotował ponad 13 tys. 600 miejsc" - podał. "Tak jest też w mniejszych miejscowościach, gdzie starostowie, burmistrzowie czy prezydenci przygotowali dużo większą liczbę miejsc" - dodał. Minister podał, że w skali kraju absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów jest ok. 730 tys., zaś szkoły średnie przygotowały ponad 830 tys. miejsc dla absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych. "Łącznie to w skali kraju ponad 100 tys. miejsc więcej niż uczniów" - podkreślił. Zaznaczył, że oczywiście w niektórych miejscowościach jest zapas, w innych nie. "Stąd mówię o tym, że samorządy różnie się przygotowały. Wiedziały trzy lata temu, że będzie zmiana. (...) Samorządy, które myślą perspektywicznie, potrafiły się na to przygotować. Część natomiast potrafi tylko i wyłącznie narzekać i oczekiwać od rządu, że coś zrobi" - zaznaczył. "To jest paranoja" "To jest taka paranoja, bo z jednej strony ci sami samorządowcy, np. prezydenci części dużych miast, mówią o tym, że chcą przejąć wszystkie kompetencje państwa, także w dziedzinie oświaty, a jednocześnie pytają ministra edukacji, co zrobi, by pomóc samorządom, które już przejęły ogromną część kompetencji" - dodał szef MEN. Minister podkreślił, że każdy uczeń ma prawo, a nawet obowiązek nauki do 18. roku życia i samorządy, zgodnie z prawem, muszą zabezpieczyć miejsca dla młodzieży.