W środę rosyjska marynarka wojenna rozpoczęła zaplanowane ćwiczenia na Morzu Bałtyckim z udziałem ponad 30 okrętów i łodzi wraz z 20 okrętami pomocniczymi i 30 samolotami. Bierze w nich udział około 6 tys. żołnierzy marynarki wojennej. W związku z potencjalnym zagrożeniem do Gdyni udał się prezydent Andrzej Duda, który na własne oczy chce się przekonać, na ile jesteśmy bezpieczni na Morzu Bałtyckim. Z kolei na granicę polsko-litewską udał się premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu odwiedził północno-wschodnią Polskę, bo - jak podkreślał z prezydentem Litwy - tzw. przesmyk suwalski pozostaje w zainteresowaniu Rosji i Białorusi. To wszystko dzieje się dwa dni po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez białoruskie śmigłowce. Czy możemy czuć się bezpieczni? Nie można wykluczyć ostrzału Szef sejmowej komisji obrony, Michał Jach z PiS, stara się tonować emocje. Jak przekonuje, prowokacje Władimira Putina nigdy się nie udały i tak pozostanie. - Rząd polski, o czym wielokrotnie mówiły najwyższe władze, bardzo poważnie traktuje przegrupowanie Grupy Wagnera na Białoruś. Mówi się o 700 do 3 tys. najemników. Nikt tego nie lekceważy. Próby prowokacji Władimira Putina nie udały się nigdy i tak zostanie. Granica jest na tyle szczelna, że przenikanie przez nią jest incydentalne - przekonuje. Polityk twierdzi, jesteśmy przygotowani na najgorsze scenariusze. - Nie można wykluczyć ostrzelania naszych służb. Jednak nie ma tu mowy o wywołaniu awantury wojennej. To mało prawdopodobny, ale najbardziej dramatyczny wariant. Jeśli tak się stanie, na pewno będziemy odpowiednio reagować - podkreśla Jach. Szef sejmowej komisji obrony podkreśla, że w razie najczarniejszych scenariuszy Polska zwróci się do swoich międzynarodowych partnerów, w tym NATO. - Ten, kto wyda rozkaz użycia broni na granicy polsko-białoruskiej, musi mieć świadomość, że będzie poszukiwany listami gończymi. Wielu zbrodniarzy, którzy czuli się bezpieczni na swoim terytorium, ostatecznie trafiało przed oblicze międzynarodowych trybunałów - ostrzega Jach. "Ćwiczenia Rosjan pożądane" Gen. Mirosław Różański uważa, że wypowiedzi rządzących rozmijają się z rzeczywistością. - Wydarzenia z 1 sierpnia kładą się cieniem na wypowiedziach rządzących. Utrzymywali, że jesteśmy niewiarygodnie bezpieczni, a te dwa białoruskie śmigłowce jednak wleciały. Mamy prawo mieć wątpliwości. Do tego dołóżmy fatalną komunikację. Chciałoby się powiedzieć: to wiecie, co się dzieje, czy nie? - zastanawia się rozmówca Interii. Jak podkreśla były dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych RP, Polska powinna być przygotowana na różne incydenty na granicy. Tym bardziej, że Mińsk miał informować Warszawę o planowanych ćwiczeniach wojskowych. - Jeśli Białoruś informuje o takich ćwiczeniach, a my nie potrafimy się do tego przygotować, to jest to karygodne i nie do przyjęcia. Nie wiem, jak można było zbagatelizować takie informacje - punktuje gen. Różański, dziś sympatyzujący z Polską 2050. W jego opinii ćwiczenia rosyjskich wojsk na Bałtyku niekoniecznie trzeba traktować jako zagrożenie. - Każde ćwiczenie, które się odbywa w sąsiedztwie, jak np. teraz Rosjan ćwiczących w akwenie Morza Bałtyckiego, jest dla nas pożądane, jeśli potrafimy to umiejętnie wykorzystać. To okazja, by przygotować się na takie zdarzenia, np. w wymiarze radiologicznym, obserwacyjnym. Ćwiczeń bym nie demonizował, ale przygotował po naszej stronie odpowiednie aktywności - sugeruje gen. Różański. Więcej wojska rozwiąże problem? Według gen. Różańskiego zwiększenie obecności polskich wojsk na granicy nie rozwiązuje problemu. Dlaczego? - Mandat do tego, by dziś zareagować, ma jedynie para dyżurna realizująca operację air policing. Te nowe siły na granicy nie mają takiego formalnego mandatu. Siły wojskowe mogą wesprzeć straż graniczną, ale musi się to odbywać na podstawie postanowienia prezydenta - słyszymy od wojskowego. - A takiego postanowienia nie znalazłem. Uważam to za wielkie zaniechanie. A w stanie pokoju żołnierze nie mogą używać broni inaczej niż na placach ćwiczeń - podnosi gen. Różański. Dwaj nasi rozmówcy mają odmienne poglądy na ostatnie wydarzenia. Michał Jach: - Nasza granica jest bezpieczna, zabezpieczona jak nigdy dotąd. To, co się dzieje, wynika z tego, że przez półtora roku wojny, przy zaangażowaniu wszelkich sił i środków, Rosja nie osiągnęła żadnego celu strategicznego ani nawet taktycznego. Choćby spektakularnego zajęcia jakiejś miejscowości czy regionu - słyszymy. - Jak na armię, która aspirowała do miana drugiej siły militarnej świata, to klęska. Stąd intensyfikacja prowokacji na granicach. Nie tylko polsko-białoruskiej, ale i litewsko-białoruskiej. Moskwa chce, żeby społeczeństwa w państwach NATO zaczęły wymuszać na swoich władzach próbę dogadania się z Rosją - dodaje. Gen. Różański: - Mam nadzieję, że rząd rozpatruje ten problem w kategoriach realnego zagrożenia, a nie wyłącznie przez pryzmat populistyczny. Chciałbym, by przygotowani byli wojskowi. Wszędzie tam, gdzie politycy mówią, co zrobić i jak zrobić, to często się to kończy katastrofą. Politycy mogą mówić, co zrobić, a wojskowi powinni przedstawić warianty działania, np. w strefie przygranicznej. Dzisiejsza wszechwiedza deklarowana przez polityków w moim przekonaniu może zakończyć się niepowodzeniem i katastrofą. Jakub Szczepański, Łukasz Szpyrka