O tym, iż w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym doszło do zatuszowania przecieku dot. tajnej operacji Biura, poinformowało we wtorek, powołując się na jednego z b. szefów CBA, Radio Zet. Według radia, "podejrzewany o przeciek funkcjonariusz miał dowiedzieć się o tajnej operacji Biura, prowadzonej wobec współpracownika jednej z posłanek PiS i ostrzec go o tym, że jest podsłuchiwany". Z informacji przytoczonych w artykule wynika ponadto, że dyrektor lubelskiej delegatury CBA, który wykrył i ujawnił przeciek, miał zostać zwolniony, zaś funkcjonariusz odpowiedzialny za domniemany przeciek - otrzymać 2,5 tys. zł podwyżki i premię. W materiale Radia Zet opisano m.in. list b. szefa Delegatury CBA w Lublinie Tomasza G. do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, w którym twierdzi on m.in., że w grudniu 2015 r. powiadomił szefa CBA o uzasadnionym podejrzeniu, że jeden z funkcjonariuszy ostrzegł osobę, wobec której prowadzono tajną operację i o zgromadzonych w tej sprawie "mocnych dowodach". Jako zadziwiający określa jednocześnie przebieg postępowania wyjaśniającego wszczętego wobec podejrzanego o dokonanie przecieku. Radio Zet przytacza także komentarz b. szefa CBA (w latach 2009-2015) Pawła Wojtunika, zdaniem którego opisana przez dziennikarzy sprawa to skandal przypominający "przeciek w aferze starachowickiej". W związku z pojawiającymi się informacjami w sprawie rzekomego przecieku w Delegaturze CBA w Lublinie informuję, że formułowane zarzuty są bezpodstawne" - napisał w środowym oświadczeniu, odnoszącym się do tych doniesień, Bejda. Jak zapewnił, opisana sprawa domniemanego przecieku "była wnikliwie badana w wyniku postępowania wyjaśniającego CBA, w trakcie którego przesłuchano m.in. wszystkich funkcjonariuszy Biura, mających dostęp do materiałów sprawy, z której rzekomo miało dojść do przecieku". "Wbrew publicznie podawanym informacjom, funkcjonariusz CBA, pomawiany o dokonanie przecieku, nie prowadził tej sprawy, nie zapoznawał się z jej dokumentacją, a także nie miał żadnej wiedzy o prowadzonych działaniach" - podkreślił szef Biura. Postępowanie CBA nie dało - według niego - "podstaw do skierowania zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa". Bejda zwrócił zarazem uwagę, że b. szef lubelskiej delegatury CBA Jacek L. "w wyniku zawiadomienia złożonego przez Szefa CBA usłyszał w listopadzie 2017 roku zarzuty składania fałszywych zeznań w śledztwie dotyczącym m.in. fałszowania dokumentów wytwarzanych przez Delegaturę CBA w Lublinie". W ramach tego śledztwa - jak zaznaczył - wyjaśniana jest także "rola innych funkcjonariuszy podległych Jackowi L., w tym Tomasza Graszy, który w tamtym czasie pełnił funkcję kierowniczą w lubelskiej delegaturze CBA". "Również w związku z tą sprawą Prokuratura w Kielcach prowadzi śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez Pawła Wojtunika" - dodał szef CBA. W swoim oświadczeniu Bejda podkreślił także, że w wyniku złożonego przez niego zawiadomienia "toczy się śledztwo w sprawie przekazywania informacji o działaniach operacyjnych CBA osobom pozostającym w zainteresowaniu Biura", które dotyczy "kilku byłych dyrektorów Delegatur CBA za czasów kierowania tą służbą przez Pawła Wojtunika". "Nie wykluczam, że opinia publiczna jest w sposób świadomy dezinformowana przez osoby z byłego kierownictwa CBA, w celu odwrócenia uwagi od rzeczywistych patologii, jakie występowały w służbie za czasów Pawła Wojtunika" - stwierdził. O wyjaśnienia w związku ze sprawą opisaną przez Radio Zet, zaapelowali wcześniej na konferencji prasowej politycy Platformy Obywatelskiej. Chcą oni, żeby głos w tej sprawie zabrał premier Mateusz Morawiecki.