Szef CBA przedstawił we wtorek sejmowej komisji ds. służb specjalnych informację o przeszukaniach pomieszczeń wykorzystywanych przez posła PSL. Przeszukań dokonano podczas poprzedniego posiedzenia Sejmu, przed głosowaniami nad wotum nieufności dla ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, w ramach śledztwa dot. powoływania się na wpływy m.in. w resorcie infrastruktury i rozwoju. - Nie mam absolutnie żadnych wątpliwości co do sposobu przeprowadzenia czynności przez moich funkcjonariuszy. Na bieżąco prowadziliśmy ich ocenę. Wszystkie czynności były autoryzowane przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie, wydział ds. przestępczości zorganizowanej i przeciwdziałania korupcji. Również sąd zaakceptował nasze działania, wydając decyzje o aresztowaniu podejrzanych - zaznaczył. Po posiedzeniu szef CBA powiedział, że sejmowa komisja nie ma wątpliwości co do apolityczności, bezstronności i sposobu działania CBA w tej sprawie. Zaznaczył, że dyskusja dotyczyła m.in. tego, czy budynki kancelarii Sejmu podlegają takim działaniom jak przeszukanie. Według CBA działania były zgodne z prawem. Również w ocenie Pawła Olszewskiego (PO) działania CBA były zgodne z prawem. - Mam stuprocentową pewność, że działania CBA były przeprowadzone w sposób profesjonalny, należyty, w sposób wynikający z dynamiki postępowania i w 100 proc. zgodny z prawem - powiedział. - To posiedzenie komisji utwierdziło mnie w tym przekonaniu - przyjęliśmy do wiadomości informację CBA - dodał. Artur Dębski (TR) powiedział dziennikarzom, że z informacji uzyskanych podczas posiedzenia wynika, iż sytuacja na Podkarpaciu jest rozwojowa i dużo ludzi jest zamieszanych w tę sprawę. W jego ocenie akcja prokuratury i CBA w sejmowych pomieszczeniach Burego była zgodna z prawem. - Wojtunik jest w prawie. Wojtunik wie, co robi. Co do wejścia do Sejmu to uważam, że nie jesteśmy świętymi krowami, a immunitet obejmuje osobę, a nie pomieszczenie - podkreślił. Według Marka Opioły (PiS) szef CBA niczego nie wyjaśnił i zupełnie nie przekonał go co do braku powiązania przeszukania u Burego z głosowaniami ws. Sienkiewicza. - My uważamy, że taka koincydencja była - ten związek jest bardzo silny. Gdy klub PSL waha się przed ważnym głosowaniem w sprawie odwołania ministra, odbywa się przeszukanie u szefa klubu ludowców - mówił Opioła. Według niego ze słów Wojtunika podczas posiedzenia komisji wynikało, że przyspieszenie działań prokuratury to efekt wcześniejszych działań CBA. - To CBA przekazało prokuraturze materiały i tym samym postawiło ją pod ścianą - prokuratura w tym momencie musiała wszcząć działania związane z przeszukaniami - powiedział. W jego ocenie, jeśli w prowadzonym cztery lata dochodzeniu dotyczącym korupcji na Podkarpaciu nagle dochodzi do przyspieszenia, to chodzi o "przykrycie" innej sprawy. - W domyśle jest to, że najprawdopodobniej pojawią się taśmy Wojtunika i tam pewnie jest coś na temat Podkarpacia, więc trzeba było to wcześniej nagłośnić - zasugerował. W ocenie Stanisława Wziątka (SLD) nie tylko samo przeszukanie w pomieszczeniach posła, ale też tryb zawiadomienia marszałek Sejmu o podjętych przez prokuraturę i CBA czynnościach nie były właściwe. - Właściwie to Straż Marszałkowska poinformowała panią marszałek, a nie ci, który mieli prowadzić przeszukanie - powiedział. Według niego wszystkie wątpliwości wynikają z niedoprecyzowania w prawie, niejasnej wykładni i różnej interpretacji stosowania immunitetu poselskiego. Prokuratura zapewniała wcześniej, że prowadząc śledztwa nie kieruje się kalendarzem politycznym. Również Bury nie stawiał takiego zarzutu i mówił, że nie ma w tej sprawie nic do ukrycia. Prowadzone w wydziale ds. zwalczania przestępczości zorganizowanej i korupcji Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie śledztwo dotyczy udzielania korzyści majątkowych w zamian za pośrednictwo w załatwieniu sprawy w instytucji państwowej; w sprawie tej dwaj biznesmeni z Leżajska usłyszeli zarzuty, za które grozi kara do 8 lat więzienia. Media podawały, że podejrzani chcieli "przepchnąć" w Warszawie 20 spraw. Prokuratura ujawniła wcześniej, że przeszukano pomieszczenia 15 osób, w tym posła PSL Jana Burego i wiceministra infrastruktury i rozwoju Zbigniewa Rynasiewicza (PO), i że przeszukania miały związek ze sprawami, które chcieli załatwiać w stolicy podejrzani w tym śledztwie biznesmeni z Leżajska. W zeszłym tygodniu media pisały, że sztabek złota szukano m.in. u Burego, u Rynasiewicza, który pochodzi z Leżajska, oraz znanego biskupa (którego danych nie podano). Według mediów złota szukano, bo w podsłuchanych na potrzeby tego śledztwa rozmowach biznesmenów miano mówić o "złotych łapówkach" wręczanych m.in. w zamian za nominację sędziowską dla córki jednego z nich. Jak miał powiedzieć biznesmen, złoto miało być wręczone m.in. Buremu, który jest członkiem Krajowej Rady Sądownictwa. Bury powiedział "Gazecie Wyborczej", że nie znaleziono u niego złota. Według "GW" córka biznesmena Mariana D. (dziś - referendarz w jednym z sądów na stołecznej Pradze) nominacji sędziowskiej nie uzyskała. W poniedziałek prokuratura apelacyjna potwierdziła, że znaleziono wyroby ze złota u osób, u których dokonywano przeszukań. Nie podała, ile złota znaleziono ani u kogo. Prokurator generalny Andrzej Seremet ma w piątek w Sejmie przedstawić informację na temat przeszukań.